Info
Ten blog rowerowy prowadzi toadi69 z miasteczka Poznań. Mam przejechane 7388.85 kilometrów w tym 2825.51 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.67 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Luty4 - 0
- 2013, Styczeń4 - 1
- 2012, Wrzesień5 - 18
- 2012, Sierpień11 - 28
- 2012, Lipiec12 - 32
- 2012, Czerwiec9 - 41
- 2012, Maj1 - 2
- 2011, Październik2 - 11
- 2011, Wrzesień2 - 16
- 2011, Lipiec1 - 11
- 2010, Maj3 - 17
- 2010, Kwiecień10 - 2
- 2010, Marzec2 - 0
- 2009, Październik6 - 22
- 2009, Wrzesień15 - 56
- 2009, Sierpień11 - 18
Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2009
Dystans całkowity: | 1237.32 km (w terenie 497.50 km; 40.21%) |
Czas w ruchu: | 58:07 |
Średnia prędkość: | 21.29 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.10 km/h |
Liczba aktywności: | 11 |
Średnio na aktywność: | 112.48 km i 5h 17m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
249.00 km
140.00 km teren
12:12 h
20.41 km/h:
Maks. pr.:67.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Pierścieniem wokół Poznania
Sobota, 1 sierpnia 2009 · dodano: 19.08.2009 | Komentarze 0
Skoro zagościłem na bikestats postanowiłem nieco nadrobić zaległości. Nie mam ochoty i nie widzę sensu aby cofać się do lipca, czerwca, czy wcześniejszych miesięcy, cofnięcie się do początku sierpnia to już wyzwanie. Ale dwie najważniejsze trasy odbyłem z Krzysztofem, dlatego posiłkując się jego wpisami, uzupełnię swoje wpisy za ten miesiąc.Pierścień wokół Poznania
Jeszcze w lipcowy weekend, ostatni weekend lipca podjeliśmy próbę pokonania pierścienia (Pierścień wokół Poznania - fiasko) ale pogoda nie zbyt korzystna, głównie dokuczał wiatr w ciągu całego dnia i po pokonaniu 3/4 pierścienia zrezygnowaliśmy. Jednak nie poddaliśmy się i już tydzień później podjęliśmy próbę jego pokonania. Jak się miało wkrótce okazać tym razem skuteczną i zwycięską.
Ale od początku. Umówione miejsce spotkania to j. Rusałka, miało to być o 6:00, ale już po wyjechaniu z domu powrót po krem do opalania, i strata paru cennych minut. Dotarłem oczywiście po godzinie 6. Nie zwlekając zbyt długo ruszyliśmy na trasę. Wpierw jadąc ścieżkami wzdłuż j. Rusałka oraz j. Strzeszyńskiego w kierunku j. Kierskiego. Mieliśmy zaczynać pierścień z Kiekrza. A ja wymyśliłem sobie że wbrew większości tych których wpisy przeglądałem w bikestats pojedziemy w lewą stronę. Krzysztof dał się przekonać i około 7:00 ruszyliśmy już czerwonym szlakiem "w nieznane".
Jechaliśmy przez Sady, Lusowo, nieco w oddali zostawiając j. Lusowskie. Gdzieś w okolicach Lusówka, właściwie krótka przed dostrzegliśmy innego rowerzystę podążającego w tym samy kierunku. Zażartowałem że może i On jedzie trasą pierścienia, jak się miało później okazać, tak też było. Za Lusówkiem w lesie dogoniliśmy nieznajomego i wyprzedziliśmy. Nieco zaskoczyło mnie to, iż był sporo starszy od nas (ok. 60 lat liczył sobie) a pomykał całkiem nieźle nawet na leśnych ścieżkach, gdzie jego 28" koła musiały nieźle dać mu w kość. Nie wdawaliśmy się w pogaduchy, jechaliśmy dalej przed siebie.
Wkrótce dotarliśmy do j. Niepruszewskiego, przekroczyliśmy autostradę A2, kawałek polami aby niebawem cofnąć się wzdłuż las i przejechać przez przejazd kolejowy. Przed miejscowością Mirosławki mała pauza, urzekło nas miejsce; las, wąwóz, kaskada z kamienie i mała łączka a do tego też miejsce aby przysiąść, schronić się przed ewentualnym deszcze, kilka zdjęć, czas umyka i starszy Pan nas dogania. Wykorzystaliśmy okazje i zamieniliśmy z nim parę słów. Ruszył pierwszy. Jednak nie odskoczył nam daleko, jeszcze nim dojechał do lasu za Wsią Mirosławki dogoniliśmy go i wyprzedziliśmy.
Do Stęszewa popędziliśmy już bez postojów, dopiero na wyjeździe ze Stęszewa kolejna przerwa na zakupy, mój pierwszy posiłek na trasie i pierwsze "tankowanie". W tym czasie kolejna zmiana lidera, Nieznajomy popędził przed siebie nie zatrzymując się.
Ruszyliśmy z myślą dognania Nieznajomego, zastanawialiśmy się jednak jak daleko nam odskoczył. Na drodze pędził jak strzała, jednak zaraz za Łodzią droga znacznie się pogarsza i momentami jest głęboki piach, wiedzieliśmy że to nam daje przewagę i szansę na dognanie Gościa. W Dymaczewie robimy mały rekordzik prędkości maksymalnej 67,1 km/h (ostro z górki, tydzień wcześniej na podjeździe prędkość spadała nam do 8 - 10 km/h). W Mosinie udało nam się dogonić Nieznajomego, uff,. ulżyło mi :). Nie robiąc pauzy pojechaliśmy dalej ku mostowi na Warcie, tylko jeszcze mała nieoczekiwana wywrotka w piasku, zaliczyłem glebę, wchodząc zbyt ostro w zakręt, koło zaryło a ja przywitałem się z matką Ziemią :).
Rogalinek, Rogalin (postój pod pałacem Raczyńskich" title="Pałac w Rogalinie" width="900" height="675" />
Pałac w Rogalinie© toadi
W Tulcach jedziemy na obiadek do Restauracji Bambaryła, menu nie jest wyszukane, ale porcje są duże i nie trzeba jedzenia szukać na talerzu. Oczy jednak chciały więcej niż mógł przyjąć żołądek. Już nad żurkiem musiałem nieźle się napocić, a zamówiłem jeszcze drugie danie. Duży kotlet i kopa pyr z sosem, surówką i kiszonym ogórem. To było ponad moje siły. Mogłem tylko patrzeć. Postanowiłem że chociaż zjem kotlet, ale poległem i zrezygnowałem po tym jak z wysiłkiem upakowałem jego połowę. Dochodziła 2:00, zapłaciliśmy za obiadek i czas ruszać. Jeszcze nieco kremu aby słoneczko nie zrobiło nam krzywdy i ruszamy.
Podjazd pod górkę obok kościoła w Tulcach. Najstarszy murowany kościół w Wielkopolsce, o bogatej historii, sanktuarium Maryjne do którego przez cały rok zmierzają pielgrzymi, ale głównie we wrześniu, specyfiką Sanktuarium Tuleckiego jest oddawanie czci obrazowi Matki Boskiej Pocieszenia (XVII wiek). Pierwszy kościół wybudowano tam już w 1140r. a w XIII wieku powstał kościół murowany. Na ołtarzu figura Matki Bożej z Dzieciątkiem na ręku z ok. 1500r. W kruchcie XV wieczna kropielnica z piaskowca. Wielki krzyż z rzeźbioną pasyjką Pana Jezusa z około XVII/XVIII wieku. W kościele wysokiej klasy organy, które niedawno były odnowione i przywrócone do świetności, W kościele zabytkiem jest nawet zamek w drzwiach, który został wykuty z żelaza w pierwszej połowie XVI wieku. W XIV wieku były w Tulcach karczmy, krawiec, młyn. W XVII wieku obok kościoła był szpital oraz szkoła. Władysław Jagiełło w okolicach Tulec był rażony piorunem, jednak przeżył; Jan Długosz, tak pisze w swoich kronikach," że w sierpniową sobotę 1419 roku, „o późnej już godzinie, w powozie urządzonym na kształt kolebki (...)wjeżdżał do lasu król Władysław Jagiełło otoczony orszakiem panów i szlachty, spiesząc z Poznania ku Środzie. Nagle przy jasnym i pogodnym niebie ściemniło się i powstała gwałtowna burza z błyskawicami i piorunami. I trzeba nieszczęścia, że jeden z nich uderzył z wielkim hukiem w orszak królewski i cztery konie zaprzężone do kolebki królewskiej i dwóch z służby dworskiej idących pieszo przy wozie, aby się nie wywrócił, nazwiskiem Bachmat i Maciej Czarny, woźnicę tylko pominąwszy, zabił. Pozabijał też konie, na których jechali Mikołaj - sandomierski i Sędziwój – poznański wojewodowie, Henryk z Rogowa, Jan Mężyk i siedmiu innych rycerzy. Sami jeźdźcy nie doznali żadnej obrazy. Na koniec zabił wierzchowca królewskiego, na którym jechał za królem giermek Porsztek z Czczycy – z rohatyną w ręku; na tym suknię potargał, samego pachołka jednak nie nadwyrężył. Władysław król, straszliwym hukiem piorunu przerażony, długo leżał bez zmysłów i na pytania panów i szlachty nie odpowiadał ani słowem czy to od gwałtownego wstrząśnięcia czyli to z przerażenia – komentował to wydarzenie Długosz – tak że już niektórzy płakać nad nim poczęli. Przyszedłszy wreszcie do siebie i zebrawszy siły (...) przemówił przecież i wyznał, że ta straszliwa przygoda dotknęła go za jego grzechy. A doznał król Władysław od tego piorunu bólu w prawej ręce, który dopiero w kilka dni potem ustąpił, przy czym ogłuchł nieco, a odzież jego wszystka siarką cuchnęła. Ten wypadek ludzie pobożni i religijni uważali za wyraźny znak gniewu Bożego.(...)". Dość już tej historii, czas zmierzać dalej. Wspomnę tylko że ks. proboszcz Marek Matyba jest również zapalonym rowerzystą :)
Dalej do Gowarzewa, tu się urodziłem i spędziłem większość swego życia. Następnie szlakiem na Kostrzyn, który biegnie bocznymi drogami. W Siekierkach Wielkich piaszczysta droga wiedzie w kierunku Kostrzyna, na jej zachodnim skraju niewielki lasek. Wielu zapewne jadąc nie zdaje sobie sprawy że skrywa on średniowieczne grodzisko, dziś to tylko wał ziemny.
W Kostrzynie przerwa na kolejne zakupy głównie płyny i w drogę do j. Góra. Tu zjazd po kamieniach kawałek wzdłuż jeziora i malowniczym wąwozem podjazd pod górkę niezbyt długi jednak. Gdybyśmy tak spławili się przepływającą rzeczką (Cybina) dopłyneli byśmy do Poznania (j. Malta).
Teraz Kawałek lasem, przekroczenie linii kolejowej oraz ruchliwej trasy na Gniezno i znajdujemy się na Gorzkich Polach, gdzie królują ogrody działkowe " title="Na trasie pierścienia wokół Poznania - Krzysztof" width="675" height="900" />
Na trasie pierścienia wokół Poznania - Krzysztof© toadi
Sanktuarium w Dąbruwce Kościelnej© toadi
Chwila na zakupy, kawałek jazdy za Dąbrówkę i na przydrożnym parkingu dla turystów, dłuższy postój - lody, picie i ruszamy dalej." title="Pierścień wokół Poznania lasy w okolicy Dąbrówki Kościelnej" width="675" height="900" />
Pierścień wokół Poznania lasy w okolicy Dąbrówki Kościelnej© toadi
Kolejny raz przekraczamy Wartę, Drogą do Biedruska, Następnie poligon, ruiny kościółka i stary cmentarz (jednak byliśmy tam wielokrotnie więc nie zatrzymujemy się). Wkrótce odczuwam upływ sił, jestem głodny, bardzo głodny. Po dojechaniu do Złotnik postój na posiłek, zdąrzyliśmy przed zamknięciem sklepiku. Serek homo, jakieś coś słodkiego - takie małe co nieco, trochę picia i odżywam, teraz mogę znowu jechać. Parę minut przed godziną 20:00 docieramy do Kiekrza,
Tu zakładamy kurtki z długim rękawem, nieco się już ochłodziło i ruszamy w kierunku Strzeszynka, gdzie Krzysztof postanowił zjeść frytki - w nagrodę za pokonanie trasy, w pełni sobie zasłużył. Po około 30 minutach ruszamy na Rusałkę i na Sołaczu rozdzielamy się/
Powrót przez Centrum Poznania, Śródkę i Maltę do domu, tu starałem się trochę popędzić, aby podążać w rytmie zielonych świateł na skrzyżowaniach, na Garbarach nie zdążyłem zmieniło się na żółte i wolałem wyhamować. W domu byłem około 22:00
Trasa piękna, zachęca do kolejnego przejazdu, np jesienią kiedy kolorystyk ulegnie zmianie - złota polska jesień, byle pogoda dopisała.
PS.
Dystans wyraźnie dłuższy od tego co przejechał Krzysztof, ale i do miejsca spotkania miałem znacznie dalej, stąd ta różnica, mieszkamy na przeciwległych końcach Poznania. Dystans i średnią podałem w Komentarzu do pierwszej nieudanej próby pokonania pierścienia jak tylko wróciłem do domu, inaczej dziś bym tego nie pamiętał, jednak czas jazdy musiałem dopasować do tamtych danych, szkoda że i tego wtedy nie wpisałem w komentarzu.
Pozdrawiam
Kategoria powyżej 200 km