Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi toadi69 z miasteczka Poznań. Mam przejechane 7388.85 kilometrów w tym 2825.51 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.67 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.


baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy toadi69.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2009

Dystans całkowity:1067.74 km (w terenie 420.30 km; 39.36%)
Czas w ruchu:48:52
Średnia prędkość:21.22 km/h
Maksymalna prędkość:52.90 km/h
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:82.13 km i 4h 04m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
28.00 km 20.00 km teren
01:44 h 16.15 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Malta

Poniedziałek, 28 września 2009 · dodano: 28.09.2009 | Komentarze 0

Krótki wypad pod wieczór do lasku Malta - Nowa Wieś. Powrót już po zmroku, dziś zrobiło się wyjątkowo szybko ciemno :(
Zimno.
Zdążyłem pokręcić się trochę po ścieżkach i wrócić przed deszczem.
Szkoda że z każdym dniem coraz szybciej zapada zmrok oraz coraz zimniej, dla zmarzlucha to nie jest optymistyczna perspektywa :(
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
78.83 km 68.00 km teren
04:51 h 16.25 km/h:
Maks. pr.:37.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Wypad do WPN z Krzysztofem

Sobota, 26 września 2009 · dodano: 27.09.2009 | Komentarze 2

Po piątkowym wypadzie do Zielonej Góry rankiem czułem się jak zdjęty z krzyża, a nogi w kolanach były jak z waty. W gębie sachara zmusiła mnie że pierwsze kroki po pobudce skierowałem do wodopoju, a i w nocy jak i po powrocie sporo wypiłem.
Dochodzi dziesiąta, pora ruszać, wiem jednak że dziś nie będzie lekko i przyjemnie. A na dodatek nie miałem czasu ani ochoty zmieniać slicków na klocki, zanosiło się że będzie wesoło w terenie.
Na miejsce spotkania wyjątkowo dokulałem się pierwszy, znalazłem ławeczkę w słoneczku i w jego promieniach oddałem się wypoczynkowi, jak miło.
Po krótkim oczekiwaniu dotarł Krzysztof, chwilę rozmawiamy i ruszamy w kierunku polibudy i mostu Rocha. Jedziemy korytem Warty, tradycyjnie już do Dębiny,
Dębina w Poznaniu, drzewa przeglądają się jak w lustrze © toadi

Dębina w Poznaniu na mostku jacyś wędkarze walczą z rybą, jednak tej udaje się uciec w zarośla i zaplątać linkę. Żyłka zerwana, ryba uszła z życiem © toadi

Dębina kolejne ujęcie © toadi

a następnie do Lubonia, gdzie skręcamy do Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego. Piasek albo krótkie łachy rozpędem, albo walka o przetrwanie na gładkich oponkach. Docieramy do dawnej przeprawy promowej, gdzie "podziwiamy" oraz rozważamy zastosowanie tego co pozostało po promie.
Pozostałości po przeprawie promowej © toadi

Nadwarciański Szlak Rowerowy © toadi

Za mostkiem na Wirence uciekamy w las i kierujemy się w kierunku polany i zabudowań. Przekraczamy drogę z Poznania do Puszczykowa i jedziemy dalej do Wir, za kościołem zjazd w dół na mostek i dalej polną drogą w kierunku na Szreniawę.
Moment nieuwagi i chęć wyjechania z piasku i koleiny na wyższy fragment drogi, który był twardy, zaowocowały tym, iż opony pozbawione bieżnika wpadły w poślizg i wyłożyłem się jak długi na bok, rower wręcz wyjechał spode mnie. Upadek w końcowej fazie kontrolowany więc poza obciachem i śmiechem nic się nie wydarzyło poważniejszego. Docieramy do niewielkiego mostku ponad torami kolejowymi i drugą stroną wykopu kierujemy się do pobliskiego lasku jadąc wzdłuż linii wysokiego napięcia. Celem jest dojechanie do zerwanego mostu nad linią kolejową. W lesie natrafiamy na dodatkowe atrakcje
Las pod Wirami i dziura w ziemi, dziura jak dziura, ale te gałęzie © toadi

docieramy do młodnika i zagłębienia terenu pomiędzy dwoma słupami energetycznymi, krótki podjazd i jesteśmy u pierwszego celu.
Krzysztof na zniszczonym moście © toadi

Kiedy mamy już ruszać w dalszą drogę, dostrzegamy pociąg który zmierzał w naszym kierunku, jak się okazało był to szynobus.
Szynobus w okolicach Wir © toadi

i pomknął w siną dal
tak jak nadjechał, szybko nas minął i gdzieś pomknął w stronę do Poznania © toadi

Wpierw czekał nas zjazd i wspinaczka na sąsiednie wzniesienie.
Krzysztof na podjeździe w okolicach Wir © toadi

Teraz kierujemy się ponownie w kierunku lasu pod Puszczykowem, na ścieżce piaskownica ledwie ciągnę, co mocniej przydepnę to czuję jak obraca się tylne koła albo ucieka w bok. jakoś docieramy do ściany lasu, stąd mamy widok na panoramę Poznania, trochę na Wiry, widać nawet elewatory w Gadkach. W WPN na morenie jadę z Krzysztofem na niedawno odkryte pagórki, chociaż część z nich zobaczyć, spróbować się z nimi.
Singielki w WPN, kawałek pod górkę, trochę w dół. © toadi

Tak krążąc docieramy do jednego z większych podjazdów. Krzysztof jedzie pierwszy.

w pewnym momencie słychać jak amorek dobił i Krzysztof ląduje na ziemi, na szczęście okazuje się że nic się nie stało. Po chwili podnosi się i postanawia zdobyć podjazd. Ja jadę jako pierwszy lecz nie udaje mnie się to. Pierwsze podejście nie udane, dociera do połowy wzniesienia.

W drugim podejściu Krzysztof dociera prawie na szczyt wzniesienia.

Jeszcze trochę czasu spędzamy na morenie a następnie kierujemy się do jeziora Jarosławieckiego żółtym szlakiem.
Nad jeziorem jarosławieckim © toadi

Jezioro Jarosławieckie w całej okazałości © toadi

Zarośla na brzegu jeziora Jarosławieckiego © toadi

Nad jeziorem Jarosławieckim © toadi

To już jesień © toadi

Nad jeziorkiem robimy sobie dłuższą przerwę. W tym czasie dociera grupa studentów wszyscy na rowerach.
Ruszamy do Rosnówka, uzupełnić zapasy wody, najpierw ścieżka prowadzi wzdłuż brzegu jeziora

Jacek już rozmawia z nami. Pamiątkowa fotka, której nie omieszkał zamieścić i rozjazd każdy w swoją stronę, my wracamy do WPN, zaś Jacek pędził na naleśniki.
Robimy jeszcze kilka mniej lub bardziej stromych podjazdów, i kierujemy się lasem do drogi na Szreniawę a następnie lasem do Wir. Przed Wirami docieramy do alejki, z której roztacza się panorama Poznania

Panorama Poznania © toadi

Mijamy Wiry, zjazd w dół i dalej ścieżką rowerową do Dębiny, wzdłuż Warty i od mostu Jadwigi ja kieruje się do mostu Rocha i później na osiedle Rusa, zaś Krzysztof jedzie w kierunku Cytadeli.

Dzień udany, pogoda super, poznaliśmy Jacka, którego do tej pory znałem głównie z bikestats. Jedyny mankament to to że nie doszedłem jeszcze do siebie po piątku, a tu kolejne kilometry i to w terenie.

Pozdrowienia dla Krzysztofa i Jacka

Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Taki malusi wypadzik do Zielonej Góry i z powrotem cd.

Piątek, 25 września 2009 · dodano: 27.09.2009 | Komentarze 2

Ze względu na ograniczenie co do ilości znaków, musiałem tekst podzielić na dwie części. Pierwsza część relacji jest w Poznań - Zielona Góra "Taki malusi wypadzik do Zielonej Góry i z powrotem"

Kilka kroków dalej Wita województow Lubuskie :) © toadi

Kargowa jest pierwszą miejscowością już w województwie lubuskim. W pierwszym napotkanym sklepie pierwszy postój na posiłek, jednak ograniczyłem się do lodów, i uzupełnieniu wody w bidonie. W Kargowa byłem już wcześniej, warte zobaczenia są dwa kościoły, Ratusz, Synagoga, mocno zniszczony cmentarz żydowski, park wraz z Pałacem, warto też zajrzeć do okolicznych lasów i nad jeziora. Jeśli ktoś będzie miał czas warto też zajrzeć do Pałacu w Wojnowie, pięknie odnowiony, ja niestety nie miałem czasu, a ostatnim razem był w trakcie remontu.
W kolejnej wiosce Chwalim zatrzymuje się kolejny raz po małych zakupach wcinam dwa serki homo i ruszam dalej przez Okunin na Sulechów.
Gdzieś na trasie między Kargową a Sulechowem © toadi

Szparagowe pole © toadi

Przed samym Sulechowem powtarza się sytuacja z Grodziska Wlkp., zakaz ruchu dla rowerów... wymuszenie wjazdu i przejazdu przez miasto. W Sulechowie jestem pierwszy raz, okazuje się że w mieście zostały fragmenty murów obronnych. Kilka fotek, tak wspomnianych murów, kościoła, rynku i ratusza i ruszam w dalszą drogę, liczę że będzie jak w Grodzisku. Odra w tym rejonie płynie na wysokości około 33 m n.p.m. zaś Sulechów jest na wysokości 81 metrów n.p.m. zaś Zielona Góra to około 200 m. n.p.m.
Fragment murów miejskich w Sulechowie © toadi

Fragment murów miejskich w Sulechowie © toadi

Kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego © toadi

usytuowany w centrum miasta - jest najstarszą i najokazalszą świątynią w mieście © toadi

Mury miejskie w Sulechowie i mój bicykl © toadi

Brama Krośnieńska - jedyna zachowana z czterech istniejących niegdyś bram miejskich, stanowi budowlę o typowych cechach baroku, bogato wyposażoną w misterne zdobienia, wykonaną z cegły i połączoną fragmentami zachowanych murów obronnych. © toadi

Mury obronne w Sulechowie a w tle Kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego © toadi

Kolejny fragment murów miejskich w Sulechowie oraz wieża Kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego © toadi

Ratusz Miejski - posadowiony w centralnym punkcie starej części miasta © toadi

Rynek w Sulechowie, w tle ponownie kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego © toadi

Ratusz Miejski w Sulechowie © toadi

Ledwie co ruszyłem i telefon, dzwoni Krzysztof, po krótkiej rozmowie umawiamy się na sobotni wypad do WPN. Za Sulechowem okazuje się że droga na Zieloną Górę nadal ma zakaz ruchu dla rowerów :(, spojrzenie na mapę, chwila zastanowienia, drogowskaz kieruje na Cigacice boczną drogą, równoległą do tej na której mam zakaz. Cigacice są po drodze więc ruszam.
Za Sulechowem wioska o dzwięcznej nazwie, i skojarzenia z hameryką © toadi

Za Cigacicami fajny zjazd do doliny Odry, a nad rzeką i doliną wraz jej rozlewiskami stary stalowy most, ruch wahadłowy, po chwili oczekiwania zapala się zielone światło i sru co sił w nogach aby nie być przeszkodą do podąrzających za mną samochodów, z licznika nie schodzi 45km/h , ale za mostem mam już dość i skręcam w prawo. Już po kilku chwilach jestem przy korycie rzeki. Kilka tradycyjnych fotek i podjazd do drogi. a następnie na Zieloną Górę.
Cigacice zza Odry, rzeka Odra w tym miejscu jest ponoć 33 metry ponad poziomem morza © toadi

Odra w okolicach Cigacic © toadi

Most nad Odrą w Cigacicach, w tle widać drugi nowy, ta czerowna pozioma linia ponizej mostu na środku kadru © toadi

W miejscowości Zawady przez wioskę prowadzi brukowana droga, wytrzęsło mnie za wszystkie czasy, starałem się utrzymać średnią, a kocie łby ciągły się przez całą wioskę. We wiosce kolejny postój i kolejne dwa serki homo. Bezpośrednio za Zawadami w lesie tablica informująca że właśnie dotarłem do celu, do Zielonej Góry, ale gdzie to miasto, wszędzie tylko las.
Zielona Góra ? aby napewno, wszędzie las, ciagle pod górę, a zabudowań i miasta nie widać © toadi

Docieram do miejscowości Chynów, i od tego momentu już do samego centrum jazda w terenie zabudowanym, no i mam to swoje miasto. Ulica Sulechowska rozkopana, kolejne utrudnienia, nie mam chęci zmiany pasa i jazdy chodnikiem po przeciwległej stronie drogi, a na rozkopanym odcinku nie widać żywej duszy, więc jadę jak gdyby nigdy nic, wolno bo wolno, ale w końcu jestem już w Centrum, kieruję się w prawo do Starego Miasta. I tu dłuższa pauza, przerwa na zdjęcia filmik, oraz pokręcenie się po uliczkach i deptaku.
Plac Bohaterów z reliktem upamiętniającym zmianę jednego okupanta na drugiego ze wschodu, mogli by to już usunąć i nie ściemniać z tym oswobodzeniem, w końcu ruskie po wojnie miały granice zbliżoną do tej jaką ustalili w 1939 w pakcie Ribbentrop-Mołotow. Na pomniku nie a już ruskiej gwiazdy, ale dla mnie jest pewien niesmak

Uliczkami starego miasta w Zielonej Górze, deptak całkiem ładnie zrealizowany i odnowiony, chociaż jak widać na płytach nieco trzęsło, może opnki zbyt napompowane, ale na trasie lżej się toczyły.

Oraz zdjęcia z Zielonej Góry, cały czas walczyłem z uciekającym czasem, więc podobnie jak w poprzednich wioskach i miasteczkach nie szukam kolejnych wartych zobaczenia miejsc, tylko łapię co się nadarza i pędzę dalej.
Zielona Góra, kamienica narożna przy palcu Bohaterów © toadi

Kamienica przy placu bohaterów, mieści się tu redakcja gazety lubuskiej © toadi

Od placu bohaterów ku zachodowi rozpoczyna się zielonogórski deptak © toadi

Fontanna na placu bohaterów, © toadi

Inne ujęcie tej samej fontanny © toadi

Pomnik bohaterów II wojny śiwtowej, bohaterów w ruskich mundurach © toadi

Plac bohaterów i 300 letni dąb węgierski, któru posłyżył za stojak rowerowy © toadi

Fontanna na placu bohaterów, tym razem widziana od stóp pomnika © toadi

Przy placu bohaterów, Ewangelicki Kościół Jezusowy © toadi

Zielonogórska kamienica © toadi

deptak w Zielonej Górze i kamienica z ładnymi podcieniami © toadi

Deptak prowadzi do Kościoła pw. Matki Boskiej Częstochowskiej zbudowanego w latach 1746-1748. Wzniesiony w stylu szachulcowym. Jeden z najstarszych kościołów Zielonej Góry © toadi

Ratusz w Zielonej Górze – znajduje się pośrodku Starego Rynku. Zbudowany w XVI wieku, kilkakrotnie przebudowany. Wysmukłą wieżę z XVI w. przebudowaną w XX wieku nakrywa barokowy hełm z trzema latarniami. W ratuszu znajduje się restauracja. © toadi

Kolejna z kamieniczek, wzbudza zainteresowanie swą żywą kolorystyką © toadi

Kolejna kamienica narożna niedaleko deptaku © toadi

kolejne z wielu kamienic w okolicach rynku w Zielonej Górze © toadi

na deptaku znajduje się kilka fontann oraz takie ujęcia wody, wody pitnej dla spragnionych. Te ujęcia wody zostały wykonane w Poznaniu :) © toadi

Kościół Matki Boskiej Częstochowskiej, tym razem widziany z boku - mur pruski © toadi

i jeszcze jedno ujęcie © toadi

i ostatnie już ujęcie Kościoła MB Częstochowskiej w Zielonej Górze © toadi

Dzień szybko upływa, późna godzina wyruszenia z Poznania się mści i zostało niewiele już do zachodu słońca, jest 18:20 ruszam w drogę powrotną, jeszcze rzut oka na mapę, weryfikacja planów co do trasy jaką miałem w zamysłach (Łężyca, Czerwińsk, Brody, Brzezie, Pałck, Raków, Smardzewo, Brudzewo, Koźminek, Zbąszynek) na łatwiejszą czyli powrót do Sulechowa. Z Zielonej Góry do Cigacic pędzę na skraju swych możliwości, staram się korzystać z ostatnich minut słonka, jednak górka jaką miałem do pokonania w Cigacicach uczy mnie pokory i pokazuje, iż sił już niewiele mi zostało.
Odra pod Cigacicami oraz w tle nowy most © toadi

Zachód słonka z mostu na Odrze pod Cigacicami. jak widać słońce jest już bardzo nisko, ledwie co prześwituje ponad drzewami, wody Odry poczerwieniały od tych ostatnich promyków © toadi

Od Cigacic po pokonaniu podjazdu, mimo że już płasko, jadę wolno, muszę odzyskać siły. Do Sulechowa docieram dziś już po raz wtóry dochodzi 19:00, w okolicach Rynku odnajduję sklep i robię większe, największe w dniu dzisiejszym zakupy. Dwa ciastka z dziurką (smakują jak pączek) oraz jagodziankę (ostatnią) kolejna porcja serków homo oraz butla pepsi. Odnajduję wolną ławeczkę w okolicach Ratusza, rozkładam się na niej z jedzonkiem i rozpoczynam konsumpcję delektując się nie tylko samym jedzonkiem ale i momentem kiedy dzień powoli przeistacza się w noc. Zanim zjadłem i ruszyłem w dalszą drogę było już ciemno, więc odpaliłem lampki, ruszam. Zimno, bardzo zimno, chwilę trwa nim się ogrzeję ponownie. Jadę w kierunku na Wolsztyn, kiedy tylko spostrzegłem drogowskaz Babimost w lewo udaję się w jego kierunku. Mijam Klępska, Nowe Kramsko i przed Babimostem na skrzyżowaniu Babimost-Świebodzin-Sulechów, zostawiam miasto i ruszam w poszukiwaniu drogi na Zbąszynek, na mojej mapie jej nie ma, a z wcześniejszych wojaży wiem że takowa tu jest. Walcząc o przetrwanie, na łuku skrzyżowania, zbytnio wyniosło mnie po zewnętrznej i wjechałem w piaseczek, piaseczek na asfalcie, który robił wszystko abym zaglebił, jednak jakoś wyprowadziłem rowerek na prostą, musiało to groźnie wyglądać skoro jadący za mną samochód zwolnił i nie zdecydował się mnie wyprzedzać. Skutkiem tej walki interesującą mnie drużkę pominąłem, na szczęście szybko się orientuję że jestem za daleko, zawracam i jadę kawałek z powrotem teraz już bez przeszkód dostrzegam drogę odchodzącą do zabudowań, kolejny przejazd przez piaseczek, ale znacznie wolniej i jadę po betonowych płytach na północ, zaliczam małe rozcentrowanie koła po tym jak wąska przednia opona znajduje sobie dość miejsca aby ulokować się pomiędzy dwoma płytami. Droga wkrótce za ostatnimi zabudowaniami kieruje się bardziej ku zachodowi, przejazd kolejowy i już jestem w miejscowości Podmokłe Małe, następnie pod wiaduktem i docieram do Kosieczyna, ładny drewniany kościół w centrum wioski na niewielkim wzgórzu i zaraz za wioską skręcam w lewo do Zbąszynka, jest przeraźliwie zimno. Jestem przy dworcu kolejowym, na drugiej stronie placu sklep spożywczy (czynny do 22) całodobowy (głównie z alkoholem) jest w głębi miasteczka. Mam już dość jest mi zimno i trudno rozgrzać się, po każdym nawet bardzo krótkim postoju telepie mną. Decyduje się wracać pociągiem. Ale na dworcu okazuje się że najbliższy do poznania mam o 5 rano, zaś poprzedni odszedł 20 minut wcześniej, pozostaje kontynuować podróż rowerem, jednak muszę jakoś zaradzić wychłodzeniu organizmu. We wspomnianym wcześniej sklepie kupuje Wyborczą, tylko dlatego że ma dużo stron i papieru. Na pobliskiej ławce, rozłożona gazeta ląduję pod koszulkę na przód korpusu zaś dodatek z pewnym trudem ładuje na plecy pod koszulkę, ramiona owijam zaś bandażem (zabrałem na wypadek gdyby wysiadły mi stopu) na to wszystko cienka kurteczka Windstopowa do butów na stopy dwie torebki foliowe i ruszam. Już po chwili czuję że jest mi zdecydowanie cieplej, palce stóp już mi nie marzną, jedynie tylko w palce rąk zimno jeszcze mi dokucza. Mijam Chrośnicę, warto zatrzymać się przy kościółku, stary drewniany, wpisany do rejestru zabytków, Bez większych sensacji przelatuję przez Zbąszyń. Po upływie kolejnych minut jestem w Nowym Tomyślu. Jadę przez miasto. Na rynku fontanna podświetlona różnymi kolorami światła wygląda dość ciekawie, ratusz również ładnie oświetlony, jednak duży wiklinowy kosz jest słabo rozświetlony i na zdjęciach widać tylko noc i kilka jaśniejszych punkcików.
Ratusz w Nowym Tomyślu, podświetlenie dodaje mu sporo uroku i tajemniczości. Ta jaśniejsza plama na dole zdjęcia to rozświetlenie od lampki ustawionej na minimum. © toadi

Kolorowe podświetlenie fontanny przed Nowotomyskim Ratuszem, w tle widać wiklinowy kosz, ale potrzeba sporej wyobraźni aby go ujrzeć w całości © toadi

Za Nowym Tomyślem w miejscowości Paproć mgła, niezbyt gęsta, ale potęguje uczucie chłodu, które odczuwam na twarzy i palcach rąk, jeszcze dwa razy na trasie wjadę w podobną mgiełkę.
Mijam Opalenicę, przez Buk jadę miastem i już wkrótce autostradę mam za plecami, uf, do domu już blisko. Tylko że od paru dobrych minut ponownie jest mi zimno w palce nóg, jak się później okaże, woreczki foliowe były dobre, ale do czasu aż skarpetki nawilżały, w domu były mokre. Niepruszewo i najmniej lubiany odcinek dla mnie i to zawsze, od jeziora Niepruszewo do Ławicy. Ulicą Bukowską kieruję się do Dworca Głównego. Kawałek Głogowską, wiadukt i z każdym obrotem koła coraz bliżej domciu, prosto jak po sznurku do ronda Rataje tu w lewo chodnika wzdłuż torów tramwajowych (ostatni raz spotykam mgłę) jadąc wzdłuż linii tramwajowej docieram do oś. Rusa i jestem w domciu, właśnie minęła północ.
Ze skrzynki wyjmuję korespondencję, fotka stanu licznika
po około 16 godzinach poza domem tylko albo aż 307 km © toadi

i już po chwili jestem we wannie, ach jak miło, jeszcze wpis na bikestats, ale ledwo zacząłem, parę linijek tekstu i budzę się przed klawiaturą, znak to że, relację muszę złożyć w późniejszym terminie, a teraz spać.

Relacja zakończona w niedzielę wieczorem, oj trwało to trochę.
Kategoria powyżej 200 km


Dane wyjazdu:
307.13 km 10.00 km teren
11:35 h 26.51 km/h:
Maks. pr.:52.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Taki malusi wypadzik do Zielonej Góry i z powrotem

Piątek, 25 września 2009 · dodano: 26.09.2009 | Komentarze 3

Ze względu na ograniczenie co do ilości znaków, musiałem tekst podzielić na dwie części. Dalsza część opisu jest w Poznań - Zielona Góra cd "Taki malusi wypadzik do Zielonej Góry i z powrotem cd."

Jako że dawno nie robiłem dłuższego dystansu uznałem że warto by coś w tym kierunku przedwsięziąć. Wstałem rano jak zwykle, czyli dość późno zanim się wyszykowałem dochodziła 9:00. Nie zrażając się tym, założyłem powrót już po zmroku, czyli jakieś światełka były niezbędne. Wcześniej też oponki wymieniłem na slicki i napompowałem do oporu.
Zaczęło się jak zawsze od Rataj, później Starołęka, przekroczenie Warty przez most kolejowy, kawałek Dębiną,
Dębina początek wyprawy © toadi

Luboń, ścieżką rowerową do Puszczykowa, przed Mosiną skręcam jednak w prawo na jeden z najstromszych asfaltowych podjazdów w okolicach Poznania i już wkrótce jestem na gliniankach.
Asfaltowy podjazd za Puszczykowem © toadi

Po wjechaniu na szczyt wzniesienia, z jednej strony duże zbiorniki Aquanetu a kawałek dalej kilka jeziorek w miejscu dawnego wyrobiska gliny, wokół glinianek sporo sypkiego oraz bardzo głębokiego piasku, nawet nie podejmowałem próby jazdy na slickach po takim terenie. Kilka zbiorników wody w wyrobiskach gliny, a to wszystko na poziomie około 130 metrów, wokół las, chociaż od południa są zabudowania i tylko trochę czasu a okolica zostanie całkiem zabudowana i straci swój dziki charakter.
Glinianki w Pożegowie 132 m © toadi

Glinianki © toadi

Glinianki © toadi

Zjazd w dół całkiem fajny i szybki, chociaż mógł być szybszy gdyby nie grzybiarze. Wyjazd w Mosinie. Dalsza trasa prowadzi na Dymaczewo za Dymaczewem skręcam w lewo na drogą do Zielonej Góry. Mijam Będlewo i ładny pałacyk wraz z parkiem. Dalej na Wronczyn, Modrze - tu zatrzymuję się przy remontowanym kościele i pstykam kilka fotek. W Modrzu, w czasach, kiedy państwo polskie dopiero się formowało, w Modrzu mieściła się letnia siedziba księcia Mieszka I. Tu zmarła pierwsza żona Mieszka czeska księżniczka Dobrawa, która dała mu syna, przyszłego króla Polski zwanego Bolesławem Chrobrym. Kiedy zaraza zabiła mieszkańców grodu i podgrodzia, wieś została przeniesiona około 1 km dalej, w miejsce, gdzie znajduje się do dzisiaj. Wzmianki historyczne o Modrzu sięgają roku 1246 jako grodu kasztelańskiego, którym pozostało do 1420 r. W głębi wioski w parku znajduje się pałac. Kościół w Modrzu istnieje od 1066 r. fundowany przez Księcia Władysława Hermana. W tym też roku Książe Władysław wraz z żoną Judytą, córką czeskiego króla, na wieść o cudach za wstawiennictwem św. Idziego, posłali dary i list do klasztoru założonego przez świętego na południu Francji, upraszając o łaskę potomstwa, o które długo już, bez powodzenia, zabiegali. Był to rok szczęśliwy, bowiem nie nastał kolejny, a Judyta poczęła syna Bolesława, zwanego później Krzywoustym. Książe Herman z wdzięczności za okazane mu łaski ufundował wiele kościołów na cześć św. Idziego, w tym również, w Modrzu, który pozostawał zawsze pod patronatem królewskim. Nowy murowany kościół, od fundamentów budowany, stanął dopiero w roku 1784 za staraniem ówczesnego proboszcza, profesora w szkole akademickiej poznańskiej - Jerzego Chudzickiego. Z wnętrza kościoła można podziwiać piękne witraże, warto poświęcić na to parę minut.
Kościół św. Idziego w Modrzu © toadi

Kościół św. Idziego © toadi

Kościół w Modrzu witraż © toadi

Kawałek za Modrzem włączam się do ruchu na trasie nr 32, odcinek do Granowa jest ponad miarę szeroki - lotnisko zapasowe - jednak jest też w przebudowie i remoncie. Dodali tam kilka wysepek między pasami, więc jak teraz tam mają lądować i startować samoloty ?
W Granowie jest kilka ciekawych obiektów, pałacyk, wiatrak oraz drewniany kościół, jednak nie zatrzymuję się, jadę dalej. Szybko mijam Kotowo aby po dojechaniu do Ptaszkowa zainteresować się starą zabytkową Karczmą usadowioną przy samej drodze.
Karczma z XVIII wieku w Ptaszkowie © toadi

Za Karczmą kościół neoromański pw. św. Apostołów Piotra i Pawła o ciekawej i bogatej formie, przy kościele zaś dąb o obwodzie ponad 4 metrów.
Kościół Apostołów Piotra i Pawła w Ptaszkowie © toadi

Po krótkiej sesji już bez postojów docieram do Grodziska Wielkopolskiego. Kiedy już miasto widziałem na horyzoncie i to bliskim, uznałem że pojadę obwodnicą i zostawię podziwianie miasta na inny czas, a w dodatku byłem tu już parę razy wcześniej. Ale jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem znak drogowy biały z czerwoną obwódką i rowerkiem w jednym z trzech pól, w pozostałych już mniej dla mnie interesujących był wóz i ciągnik. Czyli muszę przez miasto, pytanie tylko czy zakaz będzie obowiązywał za miastem. Skoro już wjechałem do miasta, to poświęcę nieco czasu na zrobienie paru zdjęć. Grodzisk zaskoczył mnie bardzo pozytywnie rynek odnowiony, boczne uliczki również, nowa nawierzchnia brukowana na deptakach, latarnie stylowe, ławeczki, par oczyszczony i zrewitalizowany itd. Jednak było warto :), tyle że zabrało mi to dość sporo czasu.
Studzienka Bernarda z Wąbrzeźna © toadi

Studnia - W drugiej połowie XIX wieku otrzymała stylową drewnianą obudowę. © toadi

Ratusz w Grodzisku Wielkopolskim © toadi

W Grodzisku jest kilka ciekawych kościołów, w tym drewniany Kościół pod wezwaniem Świętego Ducha z 1663roku na wylocie do Zielonej Góry.
Kościół pod wezwaniem Świętego Ducha © toadi

przed kościółkiem pomnik kosynierów
Pomnik Kosynierów z 1848 (wiosna ludów) © toadi

kościół farny św. Jadwigi © toadi

Grodziska Fara © toadi

Grodziska Fara © toadi

Kościół poewangelicki pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa © toadi

Udaję się też w kierunku Parku miejskiego, gdzie pod budynkiem muzeum mała plenerowa wystawa:
Wystawa przed Muzeum © toadi

Eksponaty przed muzeum © toadi

Mostek w Parku © toadi

Barokowa rzeźba żołnierza rzymskiego pochodząca z 1775 roku, z herbami Łodzia i Pilawa. Pomnik usytuowany na zachodnim krańcu parku miejskiego. © toadi

Figura Matki Bożej z Dzieciątkiem w pniu drzewa © toadi

Sadzawka i sztuczna wyspa w grodziskim parku © toadi

Czas goni, mimo że jest jeszcze sporo miejsc wartych uwagi, np dworzec, budynek poczty, pałace; muszę jechać dalej. Kierując się drogowskazami docieram do 32 na Zieloną Górę. Jest dobrze zakaz już nie obowiązuje :) Kieruję się na Wolsztyn, wcześniej jednak Ruchocice, gdzie zatrzymuję się dosłownie na minutkę przed drewnianym kościółkiem.
Kościół pw św. Urszuli w Ruchocicach © toadi

Na skrzyżowaniu znak Rataje 2 (km), o jak fajno, mam już w nogach 60 km, a "do domu" tylko 2 km, szkoda że wcześniej nie znałem tego skrótu ;), szkoda tylko że jakiś kretyn kolejny raz stawia znak zakazu ruchu dla rowerów, a ścieżka rowerowa biegnie drugą stroną ulicy i kończy się kawałek za wioską, 500 metrów jazdy ścieżką rowerową, sukces i gratulacje dla pomysłodawcy.
Mijam Drzymałowo, Rakonowice - tu postój na ładnym starym ryneczku, parę fotek i w drogę.
Rynek w Rakoniewicach © toadi

Maszyna na której dotarłem do Rakoniewic, jak dobrze że nie leją na rowerek © toadi

Szachulcowy kościół poewangelicki z XVIII wielu dziś muzeum pożarnictwa © toadi

Kościół pod wezwaniem św. Marcina i św. Stanisława w Rakoniewicach © toadi

Rakonowicki Rynek z zabudową z XVIII wieku, wiele domów ma podcienie © toadi

Podcienie na Rakoniewickim Rynku © toadi

W Rakoniewicach domów z podcieniami na rynku do dzisiejszych czasów pozostało tylko 4 © toadi

Podcienie Rakoniewickich domów na Rynku © toadi

Z ciekawszych miejsc warte odwiedzenia są stacja kolejowa, poczta, gazownia miejska z początku XX wieku, na południe miasta zaś pałac oraz park. Zaś za stadionem na wzgórzu ruiny dawnej winiarni, z przepastnymi piwnicami.
Dalej droga prowadzi przez Rostarzewo, gdzie pośrodku wioski droga otacza wystawiony na niewielkim ryneczku stary ratusz.
Zbudowany w 1768 r., restaurowany w 1954 r. Barokowy. Murowany, otynkowany, na kamiennej podmurówce. Na planie zbliżonym do kwadratu, jednopiętrowy, częściowo podpiwniczony. © toadi

Poewangelicki kościół Matki Boskiej Nieustającej Pomocy – 1866 r. © toadi

Rynek w Rostarzewi, jak widać zaniedbany i nie tak piękny jak w pobliskich Rakoniewicach © toadi

Po dojechaniu do Wolsztyna skręcam przed cmentarzem w prawo i kieruję się ku jego centrum. We Wolsztynie już byłem parę razy i trochę miasto znam, kilka fotek w centrum i kieruję się na plaże jednego z dwóch jezior między którymi ulokowało się miasto.
Kościół Parafialny p.w. NMP Niepokalanie Poczętej. Najcenniejszy zabytek w mieście - późnobarokowy - powstał w drugiej połowie 18 wieku. © toadi

Parę fotek nad jeziorem Wolsztyńskim, gdzie przy niewielkim molo siedzi facio z laptopem i coś tam sobie klika. Rower ma postawiony nieopodal, obładowany niemiłosiernie, dwie sakwy na bokach przedniego koła, jedna nad. Do tego tobołki na przodzie kierownicy, oraz spory mapnik nad kierownicą, do ramy przytroczone trzy duże bidony, na bokach tylnego koła kolejne ogromniaste sakwy, jak i na bagażniku. Na to wszytko jeszcze załadowany niewielki plecak i na nim para butów. Współczuję mu na podjazdach. Wokół Wolsztyna przebiega kilka ciekawych szlaków turystycznych oraz rowerowych, jezioro Wolsztyńskie można objechać rowerem przez rezerwat Bagno Chorzemińskie. W Chorzeminie jest piękny pałac w parku.
Jezioro Wolsztyńskie © toadi

Łabędzia rodzinka na brzegu jeziora Wolsztyńskiego © toadi

Molo na jeziorze Wolsztyńskim © toadi

Widok na jezioro Wolsztyńskie, gdzieś tam jest wyspa a za nią kres jeziora © toadi

W stronę miasta © toadi

Z atrakcji Wolsztyna pozostały, park wraz z pałacem, klasztor pocysterski, skansen budownictwa ludowego, synagoga, Muzeum Roberta Kocha i jeszcze skansen trakcji parowej (w Polsce są jeszcze dwa w Chabówce oraz Kościerzynie). Parowozownia i znajdujące się tam parowozy to nie tylko muzeum, to czynne obiekty, a parowozy zarabiają po trosze na siebie kiedy organizowane są przejazdy Retro. A to link do strony Parowozownia Wolsztyn
Wolsztyn: skansen kolejnictwa i stara parowozownia © toadi

Budynek parowozowni oraz obrotnica © toadi

Budynek parowozowni we Wolsztynie © toadi

Z oczywistych względów ograniczam się tylko do kilku fotek, a można by zrobić ich znacznie więcej i ruszam w dalszą drogę. Od Parowozowni na trasę 32, kawałek pod górkę, na wiadukt ponad dworcem i po części ponad miastem, droga biegnie obok drugiego Wolsztyńskiego jeziora, jeziora Bierzyńskiego, jednak czasu na podziwianie brak, a w dodatku utrudnienia, remont odcinka drogi prawie do rogatek miasta, oraz zakaz ruchu dla rowerów, alternatywy jednak brak, kawałek chodnikiem, który szybko się kończy i albo drogą łamiąc przepisy, albo przez teren budowy. Od Wolsztyna do Powodowa jadę dziurawą ścieżką rowerową. Mijam Żodyń, Jaromierz, Kopanicę.
Kopanica widziana z mostu kolejowego, jak widać nad wioską góruje kościół pw Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny © toadi

Most kolejowy w Kopanicy nad rzeką Obrą © toadi

Na moście kolejowym ponad rzeką Obrą © toadi

Wioska na niewielkim wzniesieniu, a za wioską dwa mosty na Obrze, jeden mniej ciekawy drogowy i drugi w pewnym oddaleniu kolejowy, nie używany od pewnego czasu. Niegdyś przed wojną tu przebiegała granica państwa Polskiego, zaś 28/29 VI 1960 r.– Jan Paweł II, wówczas bp Karol Wojtyłła, wraz z kilkoma kajakarzani nocuje w Kopanicy w czasie spływu na Obrze.
Obra, tak zwany Północny Kanał Obry © toadi

Most kolejowy na Obrze pod Kopanicą © toadi

Bezpośrednio za Kopanicą na prawo kawałek od drogi (Wielka Wieś) ładny pałac, w którym obecnie znajduje się Dom Pomocy Społecznej.
Kawałek drogi za Kopanicą granica województw wielkopolskiego i lubuskiego.
Pożegnanie z Wielkopolską, to tu kawałek za kopanicą, a jeszcze przed Kargową przebiega granica administracyjna wielkopolski i lubuskiego © toadi

Pomimo iż tablica graniczna obwieszcza że wiechaliśmy do lubuskiego, to czapla jest jeszcze z gminy Siedlec po wielkopolskiej stronie, miłe pożegnanie :) © toadi

Kilka kroków dalej Wita województow Lubuskie :) © toadi


Dalsza część relacji jest w Poznań - Zielona Góra cd "Taki malusi wypadzik do Zielonej Góry i z powrotem cd."


Dane wyjazdu:
78.47 km 0.00 km teren
04:12 h 18.68 km/h:
Maks. pr.:45.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Naprawa roweru

Wtorek, 22 września 2009 · dodano: 24.09.2009 | Komentarze 5

Czy to wycieczka, raczej nie. Jest to zlepek kilku wyjazdów po Poznaniu, a właściwie do sklepów rowerowych znajdujących się w stolicy Wielkopolski.
A zaczęło się tak niewinnie od jednej gałązki która wpadła w szprychy kiedy byłem w WPN, mimo że szprycha tylko uległa zgięciu, już w następnym dniu zaczęły pękać kolejne. Co robić. Zdjąłem kółko, oponkę, i zatargałem do najbliższego mi sklepu rowerowego, a właściwie serwisu. Odbierałem tego samego dnia, ale wieczorkiem.
W czasie kiedy koło było w uzupełnianiu brakujących szprych oraz centrowaniu, wśród starych łańcuchów odszukałem dwa, które były mniej wyciągnięte. Skoro tak to wymienię ten już dość mocno wyciągnięty na zdawać by się mogło że lepszy.
Po odebraniu koła z serwisu, poskładałem wszystko jak się należy, założyłem mniej wyciągnięty łańcuszek i w traskę. Jednak dość szybko okazało się że łańcuch na najczęściej używanych biegach ma tendencję do przeskakiwania.
Miałem do wyboru założyć stary mocniej wyciągnięty i dobić całe ustrojstwo, może jeszcze wytrzyma z tysiączek, albo na zakupy. Po dokładniejszych oględzinach spostrzegłem że duża koronka na korbie również ma już widoczne ślady przejechanych kilometrów, ale jeszcze nie jest to na tyle mocne wytarcie aby obligowało do wymiany. Przemyślałem co nieco oraz pogmerałem po necie i zdecydowałem się na zakupy. Wybór padł na kasetę XT i łańcuch HG93. Jako że nie mam klucza do kaset skorzystałem z oferty serwisowej cykloturu i parę minut później jako szczęśliwy nabywca wracałem z nowiutką kasetą oraz łańcuchem. W domu usiłowałem doregulować przerzutkę, lecz po dniu zmagań. Rozebrałem przerzutkę LX z 2000 roku na części pierwsze, trzy sprężynki leżały sobie na podłodze. Wszystkie elementy wyczyściłem i przesmarowałem a następnie złożyłem. Ze złożeniem był spory problem, jakoś musiałem te sprężyny ponaciągać, z jedną nie było najmniejszego problemu, ale dwie które normalnie są schowane w korpusie i nie ma do nich dostępu, sprawiły spory problem. Nieco czasu mi zajęło poskładanie . Wymieniam też kółka wózka na te od XT, górne na łożysku ceramicznym, dolne na maszynowym. Nim założyłem na hak wyczyściłem linkę i pancerze oraz je przesmarowałem. Po założeniu sporo czasu zabrało jej ustawienie, cóż w tej skali robiłem to po raz pierwszy, wcześniej delikatna korekta jedynie. Kolejna męka, ale w końcu wyszło. Przerzutka pracuje w miarę dobrze, bynajmniej bez obciążenia. Było późno, nie miałem zamiaru po nocy sprawdzać jak to pracuje pod obciążeniem. Następnego dnia rano, wyjazd, drobna korekta i jakoś to chodzi, a miało wg serwisantów już nie chodzić. Szczęście nie trwało długo, okazało się że jakikolwiek większy wstrząs w trakcie jazdy powoduje samoistną zmianę biegów. Czasem i bez powodu. Cóż przerzutka ma 10 latek, w w tym czasie nie stała na półce. Podjazd do najbliższego sklepu, podchodzę do pierwszego z brzegu roweru i sprawdzam jakie ma luzy nowa przerzutka, różnica potężna, mimo że było to tylko jakaś niska grupa luzy minimalne, te boczne, zaś u mnie lata na boki tyle że o 1 bieg może obsłużyć bez zmiany biegu i to w każdą stronę od tego nastawionego. Pytam jeszcze w jakich cenach mają przerzutki, nie były najtańsze (SLX, LX i XT). W domu sprawdzam po internecie co mogę nabyć i ponownie jazda na zakupy, tym razem Armot (teraz inaczej się zwą), Pawlak, Miodowa i Kwiatową. Wracam do domciu kolejny raz szczuplejszy o kasę. Mam przerzutkę XT, nową piękną i komplet linek wraz z pancerzem. U Pawlaka była tańsza o 2 złote, ale w torebce foliowej, zaś na Kwiatowej w ładnym kartoniku :) i instrukcją w kilku językach, lecz już tradycyjnie bez polskiego. Jest środa wieczór, rozkładam ładnie wszystko, rower już odwrócony. I moje zdziwienie, ostatnio kiedy kupiłem komplet linek Shimano SP ++ wszystkie pancerze były przycięte na właściwą długość, a tu tylko wstępnie, tylko jeden miał taką jak potrzebowałem. Co do linki, ponad pół metra dłuższa, ale tu miałem swój patent, zamierzałem pokryć lutem miejsce cięcia a następnie z użyciem cęgów i młotka uciąć. Lecz co do pancerzy byłem bezradny. Krzysztof zaoferował mi pomoc, miał ucinaczki, super, podjechał po nie i mogłem skrócić pancerz do właściwej długości.
Założyłem wszytko jak się należy, wymieniłem linkę od tylnej przerzutki, wstępnie wyregulowałem wychylenia przerzutki śrubkami L i H tak aby nie spadał ze skrajnych zębatek łańcuch. Założyłem łańcuch, naciągnąłem linkę, podregulowałem i tą samą ucinaczką (od Krzysztofa) skróciłem ją.
Rano próbna jazda, regulacja delikatnych chrobotków, które się ujawniły pod obciążeniem i działa :), nie zmienia sama biegów jak to czyniła staruszka LX oraz pracuje znacznie ciszej niż poprzedniczka. Czas pokaże ile XT wytrzyma.

W październiku jednak kolejne wydatki, luzy na suporcie są już dość znaczne, więc czeka mnie wymiana wkładu suportu, chcę też nabyć nową koronkę. Do tej pory była na 44 zęby, teraz będzie na 48 ząbków. Zobaczymy czy przednia przerzutka obsłuży, gdyż o 4 zęby będzie większy zakres, różnica między najmniejszą a największą od tej zalecanej i oficjalnie obsługiwanej. Oraz; drugie siodełko właśnie zamordowałem, staruszek San Marco z dziurką na newralgiczne narządy dobiegł kresu swego żywota, już się mocno poprzecierał, więc będę musiał i tu coś nowego założyć, ale to w zimie.
W dłuższej perspektywie(do wiosny) wymiana amorka i łożysk na sterach, tu jednak jest mały problem - hamulce. Większość nowych dobrych amorów jest dostosowana do tarczówek, a u mnie są V-breki i chciał bym przy nich pozostać.

Czas pokaże co jeszcze dojdzie do tej nie małej listy.

Poniżej kilka zdjęć. Dwa pierwsze to ciekawostka, trochę śmieszna więc do ożywienia i rozweselenia czytających wrzuciłem, ostatnie to tak ładnie prezentujące się pudełka :)

Wyposażenie bojowe wojska, sił szybkiego reagowania albo innych zmotoryzowanych :).
Wyposażenie WP © toadi


Samochód bojowy WP za dnia © toadi


Część tego co wymieniłem © toadi


Dzięki Krzysztof za ucinaczki :)


Dane wyjazdu:
96.27 km 70.00 km teren
04:43 h 20.41 km/h:
Maks. pr.:47.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Spokojnie, leniwie i bez pośpiechu - Giecz

Sobota, 19 września 2009 · dodano: 20.09.2009 | Komentarze 5

Sobota, prawie bezchmórne niebo, po uporaniu się z zajęciami domowymi wreszcie znalazłem czas aby skorzystać z tej prawie letniej pogody. Jak się okazało wiaterek nieco dmuchał, chociaż nie stwarzał problemów, ale ciepły to on nie był. Widać to już jesień, a lato odeszło i nie powróci.
Zdecydowałem się na kierunek wschodni, miało być wolno bez wysiłku, typowo rekreacyjnie, lecz było i drugie załozenie nie używać 6-9 biegów, więc zapowiadało się na nieco wyższą kadencję kiedy bym chciał szybciej przejechać jakiś odcinek.

Skierowałem się na Maltę, do której mam blisko, dalej ścieżkami na Nową Wieś i lasami w kierunku na Tulce, lecz na wysokości Garbów, na jednej z przecinek skręcam w lewo i jadę do centrum Garbów. Kawałek po łące, potem wśród pól piaszczystą ścieżką. Przed wiechaniem do wioski podjazd niezbyt stromy i dość krótki, lecz piaszczysty, momentami piasek bardzo sypki i głęboki. Z Garbów kieruję się na Szewce, kolejny odcinek polnej drogi wśród pól. Od wioski aż po granice Gowarzewa odcinek drogą asfaltową, lecz przy ostatnim z zabudowań (to już Gowarzewo) skręcam w ledwie widoczną ścieżkę, nie jest ona do końca przejezdna, gdyż pod sam jej koniec, została zagarnięta i zapłotowana ;(, cóż niektórzy za wszelką cenę powiększą kawałek swej działki choćby kosztem dróżki. Przecinam asfalt między Tulcami a Gowarzewem i polną drogą kieruję się do Komornik.
W Komornikach przed gorzelnią jest w prawo droga do zaniedbanego pałacu a w lewo ścieżka przez łąkę, wybieram to drugie. Po wyjechaniu z Komornik jadę brukowaną drogą na Bylin
Miedzy Komornikami a Bylinem © toadi

Z Bylina do Kleszczewa w większości polna/szutrowa droga.
Między Bylinem a Kleszczewem © toadi


Wierzba przydrożna, a właściwie to co z niej pozostało © toadi


W Kleszczewie skręcam do parku. Pomimo że mały i zaniedbany to z licznymi sadzawkami, ścieżkami, mostkiem oraz ławeczkami, ludzi jednak brak.
Ścieżka w parku w Kleszczewie © toadi

Zwrócie uwagę, że mostek po środku łuku wsparty jest od spodu belką.
Mostek w Kleszczewskim parku © toadi

Przy parku jest zatoczka autobusowa, gminna komunikacja łączy Kleszczewo jak i inne wioski w gminie z Poznaniem.
Jadę w kierunku na Poklatki, zobaczyć drewniany kościół pod wezwaniem Wszystkich Świętych, który został wzniesiony w latach 1760–1762.
Kościół Wszystkich Świętych w Kleszczewie © toadi

Ruszam w dalszą drogę, bezpośrednio przed cmentarzem skręcam w lewo, w ulicę Topolową i polną drogą kieruję się na Czerlejno. Alejka z początku jak nazwa wskazuje obsadzona jest topolami, lecz w miarę oddalania się od Kleszczewa topole ustępują miejsca innym drzewom.
Przed samym Czerlejnem po prawej stronie w polu straszą szczątki wiatraka.
Ruina wiatraka w Czerlejnie © toadi

W centrum Czerlejna (Czyrnielina) stoi kolejny drewniany kościół pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej ufundowany przez Władysława Hermana (ojca Bolesława Krzywoustego) wybudowany w 1743r.
Drewniwny kościół w Czerlejnie © toadi

Kościół w Czerlejnie © toadi

Po przeciwległej stronie ulicy za płotem pałac.
Pałac w Czerlejnie widziany z terenów przykościelnych © toadi

Pałac nawiązujący do form secesyjnych zbudowany w 1913 r. dla Georga Frederici (niemcy byli właścicielami Czerlejna ponad 100 lat) przez architektów niemieckich. Piętrowy budynek z drugim piętrem ukrytym w mansardowym dachu, na granitowym cokole, z ozdobnym wejściem. W narożach dwie wieżyczki z hełmami, z przylegającą oranżerią. Za pałacem ogrodzony niewielkki (ok. 2ha) park krajobrazowy.
Pałac w Czerlejnie © toadi

Zanim ruszyłem w dalszą drogę spostrzegłem umieszczone w gablocie przed kościołem zalecenia miejscowego księdza dla zmotoryzowanych, uradowany że rowerem trudno takie szybkości rozwijać ruszyłem w dalszą drogę, kolejny punkt na mapie to Gułtowy.
Ciekawostka :) © toadi

Kawałek na Kostrzyn i w pierwszą polną drogę po prawej, tak docieram do miejscowości Klony. Park i zaniedbany pałac, jadę dalej drogą do pobliskiego lasu. W lesie odnajduję ścieżkę i udaje się na poszukiwanie grodziska.
Odnajduję ciekawe kamienie, o dziwnym kształcie a w dodatku korodujące, tak sobie myślę że może to pozostałość po dawnych dymarkach w których wytapiono zelazo.
Głaz czy pozostałość po dymarkach © toadi

Korodujące warstwy kamienia ? © toadi

Dziwne kamienie w pobliżu grodziska © toadi

Krążę nieco czasu po lesie oraz łąkach za lasem. W drodze powrotnej sprawdzam poboczne ścieżki ale poza grzybami nieczego nie odnajduję.
Grzybek © toadi

Grzybki © toadi

Błądząc i przeszukując las pomiędzy Klonami a Gułtowy, odnajduję obszerną polanę.
Leśna polana © toadi

Po przejechaniu do wydawało by się końca polany za zakolem ukazuje się kolejna jeszcze większa, z bujniejszą trawą. Takich polan jedna obok drugiej rozdzielonych strumykiem lub pojedyńczym żędem drzew jest kilka. Przecinam je i docieram do szerokiej uczęszczanej leśnej drogi, piasek na niej płytki i jedzie się przyjemnie. Jadąc tą drogą na wschód odnajduję kapliczkę, zadbaną kapliczkę.
Kapliczka w lesie © toadi

Wkrótce drózka zamienia się w kasztanową alejkę wśród pól, a niebawem bezpośrednio przed wioską Drzązgowo w brukowaną kasztanową alejkę.
Alejka kasztanowa © toadi

We wsi po prawej stronie spory park a w nim pałac z początku XIX wieku.
Dwór z początku XIX wieku w Drzązgowie © toadi

Wioskę opuszczam podobną alejką kasztanową na której dzieci zbierały kasztany

Po wyjechani ze wsi alejka kasztanowa wkrótce się kończy, ale jadę wśród drzew, którymi obsadzono po obu stronach drogę. Tak miło docieram do wsi Gułtowy.
Tu trzeci już dzisiejszego dnia drewniany kościół. Tym razem jednak na niewielkim wyniesieniu, kościół św. Kazimierza z 1738, jednonawowy, o budowie szachulcowej z dachem krytym gontem. W 1784, przy zakrystii, dobudowano ceglaną, neogotycką kaplicę grobową Bnińskich. Drewniana wieża pochodzi z 1834.
Kościół w Gułtowach © toadi

Kościół w Gułtowach © toadi

Kościół św. Kazimierza w Gułtowach © toadi

Od strony drogi na Giecz niewielkie jeziorko, zaś za kościołem w parku klasycystyczny pałac zbudowany w latach 1779-1786 dla Ignacego Bnińskiego, starosty średzkiego, Jednak w trakcie remontu i na bramach do parku tabliczki "teren budowy zakaz wstępu".

Teraz mam do wyboru, albo wygodną asfaltową drogą na Biskupice i Giecz albo kawałek się wrócić i przez pola i Karolewo dojechać do celu. Wybieram ucieczkę od cywilizacji. W Nowojewie jednak kieruje sie na Biskupice i do Giecza wjeżdżam od wschodu, pod słońce które już nisko nad ziemią, mam w tym swój cel, ale o nim za chwilę.
Giecz tablica informacyjna © toadi


Dla ciekawych histori polecam poniższą stronkę:
http://www.giecz.pl/index.php?go=glowna

Kościół zbudowany z kamiennych ciosów, częściowo zrekonstruowany, romański kościół pod wezwaniem św. Mikołaja i Wniebowzięcia NMP (poł. XII w.) znajduje się na otoczonym niskim murem terenie w którym prócz kościoła i drewnianej dzwonnicy rośnie całe mnustwo kasztanów.
Najstarszy kościół w Polsce © toadi

Kościół w Gieczu © toadi

Powód do którego wybrałem wjechanie od strony wschodniej do Giecza, to chęć pokonania uroczej, wiodącą przez bagniste łąki grobli, biegnie równolegle do niekiedy jeszcze widocznych reliktów wczesno średniowiecznego mostu, łączącego niegdyś osadę z grodem, leżącym po drugiej stronie obecnie wyschłego jeziora. Po drodze pokonuję niewielki mostek nad rzeczką Moskawą i jadąc pod słonce docieram do stóp grodu.

Na terenie grodziska znajduje się ostatni, czwarty kościół drewniany z XVIII wieku. Kościół św. Jana Chrzciciela i Matki Bożej Pocieszenia.
Kościół św. Jana Chrzciciela i Matki Bożej Pocieszenia © toadi

Na wzgórzu, którę jest wałem obronnym od północnego zachodu znajduje się drewniana dzwonnica z dwoma dzwonami. Wiekszy z nich datowany jest na 1515 rok.
Dzwon z 1515 © toadi


Słonce już zachodziło, obszedłem jeszcze wały obronne, zrobiłem kilka zdjęć, a następnie skierowałem się w stronę zachodzącego słonca.
Polnymi drogami na Borzejewo, Wysławice, Janowo.
W lesie za Janowem pomnik upamiętnia wydarzenia z okresu drugiej wojny światowej, kilka fotek i ruszam dalej zapadają ciemności i od paru minut jadę na światłach.
Pomnik w Janowie © toadi

Chrystus na pomniku w Janowie © toadi

Ostatnie zdjęcie nie przedstawia pożaru, to tylko czerwień zachodzącego słońka widziana na leśnej ścieżce.

To nie pożoga © toadi

Dalej jadąc lasami i polnymi drogami kieruję się na Węgierskie, kawałek drogą na Markowice (po ciemku we wiosce Węgierskie źle skręcam - brak oznakowania i zamiast na Mikuszyn/Czerlejno jadę na Markowice), jeszce przed autostradą skręcam na Czerlejno, we wsi Mikuszyn skręcam w lewo do Poklatek. Od Poklatek drogą asfaltową do Kleszczewa, Gowarzewa, Tulec i jestem w Poznaniu.

Dzień upłynął miło, a ja kolejny raz w tym tygodniu wracam po zmroku :)
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
47.00 km 20.00 km teren
03:11 h 14.76 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Miłe złego początki.

Czwartek, 17 września 2009 · dodano: 17.09.2009 | Komentarze 1

Piękna słoneczna pogoda zachęcała do ruszenia się z domu, a że wczoraj nie zrealizowałem wszystkich swych planów, więc kierunek WPN.
Jak się miało wkrótce okazać, zbagatelizowanie wczoraj zgiętej szprychy miało wkrótce zaowocować czymś nieprzyjemnym, jeszcze nim dojechałem do WPN, strzeliła mi szprycha, sąsiadująca z tą wczoraj wygiętą, wkrótce kolejna, również sąsiednia. Koło się rozcentrowało, musiałem wydłużyć linkę hamulca na tyle aby zminimalizować tarcie obręczy o hamulec.
Zawróciłem do domu, nim dojechałem pozbyłem się kolejnej, po przeciwległej stronie koła.
Rezultat, trzy zerwane szprychy i jedna zgięta. W domciu poszukiwanie szprych, są, ale tylko dwie. Zawsze jednak to coś. Okazuje się jednak iż są krótsze, no tak, kupowałem je do drugiego rowera a tam jest inny przeplot :(

Mówiąc mało literackim językiem wróciłem i jestem wk....

Mam tylko nadzieję iż jutro już szprychy będą naprawione a koło wycentrowane. Szkoda weekendu, bo perspektywa jego spędzenia w domu mało zachęcająca.


Dane wyjazdu:
107.30 km 77.30 km teren
05:34 h 19.28 km/h:
Maks. pr.:48.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Nie tylko Osowa Góra - WPN Nieznany

Środa, 16 września 2009 · dodano: 16.09.2009 | Komentarze 5

Piękny wrześniowy dzień, szkoda siedzieć w domu. Ruszam w nieznane, do części WPN, którą znam najsłabiej. Minęła już 14, więc czasu dość mało, spodziewam się iż wracał będę już po zmroku, odchudzam lampkę i pakuje ją do torby. Ruszam
Początek do nasypu przy moście Hetmańskim asfaltem, później Łęgami na Dębinę, kawałek asfaltem ponad autostradą i przy żabce skręcam ku Warcie. Wzdłuż Warty jadę aż do mostku na Wirence, i uciekam w prawo do drogi, dziś celem nie jest Puszczykowo.
Po dojechaniu do drogi na Puszczykowo, kilkaset metrów asfaltem i na wysokości zatoczki autobusowej skręcam w las, ścieżka delikatnie pnie się pod górkę.
Mały zjeździk wśród zarośli © toadi

Wybieram jeden z tamtejszych wąwozów, po przejechaniu niewielkiego dystansu, zwalone drzewo skutecznie blokuje dalszą jazdę,
WPN Wąwóz © toadi

omijam i brnę dalej wąwozem pod górę.
Brnąc przez wąwóz © toadi

Wkrótce, takich powalonych drzew jest więcej, miejscami wręcz po kilka na raz.
Przeszkody terenowe w WPN © toadi

I jak tu jechać ? © toadi

Nie zrażając się, raz jadąc, a kawałek dalej przenosząc lub przeprowadzając rower obok przeszkód, nad lub pod, docieram do końca wąwozu, dalej kieruje się leśną ścieżką ciągle pod górę. W samym wąwozie po najechaniu na gałąź, przełamuje ją, a fragment nieszczęśliwie ląduje w szprychach tylnego koła, efekt, pomimo iż nie jechałem szybko, zmieniam miejsce siedzenia z siodełka na rurę, jednak wywrotki nie ma, gałąź, pękła, lecz szprycha została zgięta, i tak dobrze że się nie zerwała.
Zgięta szprycha © toadi


Leśna ścieżka © toadi

Po minięciu paru przecinek i leśnych skrzyżowań z innymi ścieżkami, docieram do końca lasu. Jestem na wzgórzu, w dole Wiry.
Fantazyjnie powyginane konary sosny © toadi

Nie znam tych rejonów. Kierując się widzianą z daleka wierzą kościoła podążam w jej kierunku. Unikając twardej nawierzchni, polnymi drogami schodzącymi raz w dół, innym razem pnącymi się w górę, na większej części piaszczystymi, docieram do drogi gruntowej z Wir w kierunku na WPN, po obu stronach szpaler drzew.
Mijam przejazd kolejowy i po około 1 km ląduje pod kościołem.
Kościół w Wirach © toadi

kościół w Wirach © toadi

Kilka zdjęć. Dostrzegam z placu nieopodal kościoła, w dolince, mostek i prowadzącą w pola za nim ścieżkę. Zjazd w dół. i już jestem z drugiej strony.
Metalowy mostek w Wirach nad Wirenką © toadi

Klucząc między zabudowaniami, momentami na dróżce piach daje się nieźle we znaki, zwłaszcza jego głębokość. docieram do gruntowej drogi z Wir do Komornik. Wzdłuż drogi szpalery drzew. Jadę na zachód, po południowej stronie za świeżo zaoranym polem w wąwozie biegnie linia kolejowa. Docieram do niewielkiego wiaduktu ponad tą linią kolejową.
Linia kolejowa w wąwozie © toadi

To samo torowisko w kierunku Puszczykowa © toadi

Tam w połowie długości przed linią drzew w wykopie jest linia kolejowa, nic jej nie zdradza © toadi

Mały wiadukt ponad wąwozem © toadi

Celem był wcześniej widziany wiadukt, a właściwie to co z niego zostało. Jednakże jestem za, muszę wracać, jadę drugą stroną linii kolejowej , po lewej świeże nasadzenia lasu, sporo dębu, po prawej pola. Droga nieco trzęsie, dziurawa. Po dotarciu do skraju niewielkiego lasku, jadę jego obrzeżem,
Ścieżka przy lesie © toadi

kieruję się do trakcji energetycznej. Wkrótce znajduję się w dolinie pomiędzy dwoma wzgórzami,
W dolince między wzgórzami © toadi

na szczytach obu potężne słupy energetyczne, czeka mnie kolejny dziś podjazd. Po wdrapaniu się na zachodnie wzgórze,
Dolinka © toadi

jestem u celu, do wiaduktu już tylko parę metrów. Środkowego przęsła brakuje.
Czy ktoś ukradł przęsło ? © toadi

Widać że niegdyś była tu uczęszczana droga z Wir, od strony Wir metalowa barierka, aż dziw że złomiarze jeszcze tego nie rozkradli.
Ekstremalna trasa dla Kamikadze © toadi

Brakujący fragment wiaduktu © toadi

Wiadukt bez przęsła z dołu © toadi

Po kilku zdjęciach zjazd z zachodniego wzgórza ponownie w dolinkę i kolejna wspinaczka tym razem na wzgórze wschodnie. Kawałek lekko w dół i docieram do drogi w wąwozie, droga brukowana, schodzi w dół w kierunku Wir, w przeciwnym jest pod górkę. Interesuje mnie jednak inna droga, która schodzi się z tą przy przejeździe kolejowym, krótki zjazd i jestem na właściwej dróżce.
Dróżka w wykopie © toadi

Skręcając z jednej na drugą polną drogę, ostry skręt w piasku, podpórka okazuje się niezbędna, ale wywrotki brak.
Jadę w kierunku na Morenę. Na szczycie wzgórza zjazd w pole, skąd widać panoramę Poznania.
Po wjechaniu w las zaczynam kluczyć po ścieżkach w poszukiwaniu wrażeń i urozmaicenia, odnajduje kilka podjazdów
Podjazd © toadi

i zjazdów,
Zjazd © toadi

oraz kolejny wąwóz.
Kolejny wąwóz © toadi

Gdzie teraz, decyzja w dół żółtym szlakiem do jeziora Jarosławieckiego, wstyd się przyznać, ale jeszcze nigdy tam nie byłem. Jadę ciągle w dół, bez większego trudu 30 z licznika nie schodzi, na paru zakrętach ostre hamowanie, a niekiedy zawracam aby wrócić na żółty szlak, po tym jak przelatuje prosto leśną krzyżówkę zamiast skręcić. Na jednym z zakrętów uderzam w coś kołem i chcąc nie chcąc zaliczam pokrzywy, które smagają mnie po twarzy i ramionach, wyjątkowo wysokie, chyba na mnie i innych tam czekają. Kolejny raz pomimo przejechania, niezamierzonego przejechania przez pokrzywy wywrotka mnie omija. Przecinam jakąś większą drogę asfaltową i jadąc ciągle w dół, teraz po płytach betonowych,
Droga z betonowych płyt prowadzi do leśniczówki © toadi
docieram w rejon leśniczówki, kawałek pod górkę, parking, tablica informacyjna, zjazd i już jestem nad jeziorem Jarosławiecekim.
jezioro Jarosławieckie © toadi

Dochodzi 19, słońce już nisko. Jak ten czas szybko zleciał. Fotka na plaży i ruszam wzdłuż jeziora w kierunku północnozachodnim, Na leśnych ścieżkach robi się już dość ciemno.
Na leśnych ścieżkach już mrok © toadi

Docieram do końca lasu, po prawej pola i jakieś wzniesienie, parking, skręcam w lewo, po minięciu zabudowań, ścieżka zamienia się w singielek obfitujący w zakręty. Jakiś mostek z drewnianych bali ułożonych w poprzek. Nim się spostrzegłem jestem już z drugiej strony. Szeroka ścieżka oznakowana na żółto prowadzi wzdłuż lasu od Rosnówka na południowy-wschód, Chcę zjechać ponownie nad jezior, widząc pierwszą szerszą ścieżynkę skręcam w nią, rząd uli mijam po malutku i po cichutku, nie mam ochoty na bliższe spotkanie z lokatorkami tych uli. Singielkiem w dół i ponownie nad jeziorem.
Jezioro Jarosławieckie © toadi

Wzdłuż jeziora wąska znakowana ścieżka, oznakowanie ledwo widoczne, zatarte, dawno nie odświeżane, jest dość ciemno, trudno powiedzieć czy zielony to czy niebieski kolorek. Nie decyduje się na jazdę obiecująco wyglądającą ścieżką, jest zbyt duży już mrok w gęstwinie lasu. Wpycham rower, ponownie powolutku obok uli i jestem na skraju lasu. Jadąc pomiędzy starym lasem a świeżymi nasadzeniami docieram do większej drogi gruntowej prowadzącej od Trzebaw.
Słonko już nisko © toadi

skręcam w lewo i powoli w dół, a potem kawałek pod górkę. Ponownie jestem przy zabódowaniach leśniczówki, okrążyłem jezioro. Kieruję się na południowy-wschód. Po dotarciu do asfaltowej drogi zatrzymuje się na chwilę, patrzę na oznakowanie rozwidlenia oznakowanych szlaków. Decyzja, żółtym do Puszczykowa, tylko 5 km, i to był błąd, pytanie tylko jaki, to że nadal nie założyłem oświetlenia, czy wybór szlaku. Na skraju parkingu tablica informacyjna, konsternacja. Do WPN obowiązują bilety wstępu.
Cennik WPN`u © toadi

Słońce już zaszło, w lesie już całkiem spory mrok, kieruję się ledwo widocznym szlakiem, nie wiem kiedy zjechałem z niego, i ścieżka zrobiła się strasznie wąska a w dodatku usłana różnymi przeszkodami, po najechaniu na pień, w momencie kiedy skręcałem zaliczam niegroźną wywrotkę na boczek. Najwyższa pora wyjąć lampkę, podłączyć kabelki i jechać dalej już o świetle, a nie ryzykować że kolejny raz w coś wjadę. Kiedy zakładałem oświetlenie wśród leśnych zarośli usłyszałem spory rumor i rwetes, jakieś zwierzęta się zbliżały, w tym momencie przeszła myśl że może to dziki. Nie czekając klasnąłem w dłonie. Cisza. Klasnąłem kolejny raz. I ponownie spore zamieszanie w zaroślach, kilka chrumknięć, kwiknięć i hałas zaczął się oddalać. Super, ominęła mnie wątpliwa przyjemność bliższego spotkania z dzikami.
Im dalej w las tym mniejsze szanse na jazdę rowerem, na ścieżce spore ilości przewalonych drzew, gałęzi. Więcej prowadzę rower niż jadę. Docieram do jakiejś podłużnej wąskiej polany w dolince. Nad polaną mgiełka, malowniczo, jednak jest zbyt ciemno, komórka już nie robi zdjęć, a bynajmniej zdjęć na których coś widać. Znajduję się w samym centrum rezerwatu Pojnik.
Około 20 udaje mi się wyprowadzić rower z zarośli, docieram do jakiejś ścieżki poprzecznie biegnącej do tej którą podążałem. Ponownie ścieżka jest przejezdna, widać nawet ślady opon innych rowerzystów, ruszam w lewo. Po chwili słyszę jadący samochód, już wiem gdzie jestem. Znajduję się na ścieżce biegnącej wzdłuż drogi od jeziora góreckiego. Mija kilka chwil i docieram do skrzyżowania. Jeszcze kawałek ścieżką wzdłuż drogi, a później od Puszczykowa Starego, drogą lub ścieżką rowerową do przejazdu nad autostradą. Jeszcze kilka kilometrów i jestem na Hetmańskiej. Dużo nie myśląc zasuwam drogą do Ronda Starołęka, Ronda Żegrze, a później za oś. Orła Białego i oś. Czecha również drogą i już koniec wyprawy. Jestem na Rusa.

Popołudnie opłynęło przyjemnie, pomimo iż nie wszystkie plany dotyczące wyjazdu zrealizowałem, uważam wyjazd za udany. Został mi jeszcze fragment WPN do spenetrowania, oraz parę miejsc w których dawno nie byłem a warto by sobie je odświeżyć.
Kategoria 100 - 200 km


Dane wyjazdu:
30.89 km 5.00 km teren
01:05 h 28.51 km/h:
Maks. pr.:52.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Nocny wyjazd

Wtorek, 15 września 2009 · dodano: 15.09.2009 | Komentarze 3

Dziś nic specjalnego.
Wieczorem, a właściwie w nocy bo minęła 20, wyruszyłem rowerkiem do brata, który mieszka w Gowarzewie. W tamtą stronę drogą asfaltową do samego końca.
Kościół w Tulcach parę minut przed północą © toadi

Zaś z powrotem za Tulce asfaltem, ale jak tylko dojechałem do lasu pomiędzy Tulcami a Spławiem uznałem, że pojadę lasem na Kobylepole i wrócę nieco inną trasą. Dochodziła północ, więc wszędzie pustki, jedynie zwierzęta nieco hałasu czyniły w lesie, oraz od czasu do czasu łamane gałązki po ich przejechaniu.
Do domciu dotarłem parę minut po północy.
Średnia ładna, ale w sumie to tylko dwa odcinki po 15km i przerwa między nimi dość znaczna :)
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Sywajcaria Cyarnkowska II część

Sobota, 12 września 2009 · dodano: 14.09.2009 | Komentarze 5

Ze względu na ograniczenie co do ilości znaków, musiałem tekst podzielić na dwie części. Pierwsza część opisu jest w Szwajcaria Czarnkowska I część

A przed nami już zjazd do parowu, widziany jednak z żabiej perspektywy
Dziura - wąwóz, za tą trawką a potem podjazd © toadi

Oraz kolejne nietypowe ujęcie, tym razem będziemy mieli do wyboru dwa podjazdy, jeden po prawej drugi nieco z lewej, ale który łatwiejszy ?
Na kolejnym z podjazdów mamy wóbur, albo w lewo albo w prawo © toadi

Ale najpierw stromy zjazd w dół, porośniętą trawami ścieżką która wije się po szczycie schodzącego w dół grzbeitu.
Najpierw zjadz © toadi

Dopiero widok z boku uzmysławia jak stromy podjazd nas czekał, rozpędem nie było szans, zbyt długi wjazd, a i powoli nie dało rady, zbyt stromo.
Strome wyzwanie © toadi

Po raz kolejny oglądamy się za siebie, jeszcze dobrych kilka minut temu bylismy z drugiej strony :)
Tam byliśmy, a teraz jesteśmy na przeciwległym wzgórzu, dziura - wąwóz ponizej © toadi

Przed nami kolejna łączka na pagórku, za nią łyse wzgórze otulone lasem i gdzieś w dali Dolina Noteci.
Łączka, wzgórze i Dolina Noteci © toadi

Którędy teraz, przez łąkę do lasu, czy wracamy do parowu ?
I gdzie teraz, Krzysztof po pokonaniu jednego ze wzniesień © toadi

Kapitulacja, tamtędy nie ma sensu jechać do torów, Krzysztof musi wracać ponownie do parowu i podobnie jak ja wepchnąć rower na nasyp.
Kapitulacja, a tak niewiele brakowało :), teraz powrót do dziury i wejście na nasyp © toadi


Krzysztof wpycha rower na nasyp, jak się okaże dziś ostatni raz pchamy już swe rowery.
Krzysztof wpycha rower, podjechać nie da rady © toadi

Finał podejścia, jak później się okaże już więcej rowerów nie będziemy musieli pchać. © toadi


Ponownie jedziemy po podkładach kolejowych, jednak tym razem w przeciwnym kierunku niż poprzednio, mijamy wiadukt i kierujemy się wzdłuż torów do Pianówki, docieramy do przejazdu drogowego przez torowisko. Mamy teraz do wyboru jechać nadal torowiskiem i oglądać wieś z góry, skręcić w lewo i zjechać do wioski czy też skręcić w prawo i zobaczyć co jest za zakrętem najbliższego podjazdu. Wybieramy ostatni wariant, twarda i szeroka dróżka pnie się stromo w górę, było by znacznie prościej gdyby spływająca woda nie wyryła rowów, niekiedy przeszkadzają pojedyncze kamienie podmyte przez wodę. Docieramy na szczyt wzniesienia, tu zagroda, której pilnują dwa "szariki", po jej prawej stronie rozległa połać łąki, wzdłuż płotu zagrody droga prowadzi bokiem wzgórza, po lewej las. Zawracamy na Pianówkę, teraz po wysiłku czeka nas zjazd, rozpędzeni siłą grawitacji obserwujemy gdzie najłatwiej zjechać i tak co chwile kamieniejąc tor jazdy i niekiedy częściej lub rzadziej ostro hamując docieramy, sorry docieram do przejazdu kolejowego. Obracam się a Krzysztofa nie ma. Po chwili oczekiwania wyłania się zza zakrętu.
Zjazd, finał zjazdu. Krzysztofa tarczówki zmieniły barwę ze srebrnej na fioletowo srebrną. © toadi

Jak się okazało, zaklinował koło w jednym z rowów wymytych przez wodę i skutkiem tego zaliczył wywrotkę. Kolejna gleba tego dnia musiała zrobić swoje i dalszą część zjazdu Krzysztof pokonał na hamulcu, jechał znacznie ostrożniej. Tarcze hamulcowe nabrały u jego roweru fioletowego zabarwienia i jak stwierdził były gorące. Dotykam swoich obręczy, więcej niż ciepłe, widać V-ki też miały co robić.

Jedziemy w dół do wioski na ścieżce nieco piasku i dużo kamieni oraz gruzu, ale po chwili jesteśmy już na drodze. Skręcamy w lewo, w głąb wioski rościągniętej w dolince. Szukam sklepu.
Od rana (ok. 7) nic nie piłem, a jest już 15:xx, jedynie batony corny służyły mi za posiłek, których nie lubię zbytnio. W gębie mała sachara, pora odnaleźć jakiś sklepik i się nie tylko posilić lecz i coś wypić. Małe zakupy, bananek, serek itp coś do picia. Część wypijam natychmiast, resztę wlewam do bidonów, które puste wożę od rana. Oglądamy mapę, i po krótkiej dyskusji udajemy się asfaltową drogą wzdłuż Noteci w kierunku na Czarnków. Celem jest spiętrzenie wody na Noteci. Po niewielkich preturbacjach, ścieżką docieramy do zapory. Kolejne fotki, za naszymi plecami pasmo wzgórz porośniętych lasem, jeszcze niedawno tam byliśmy, a przed nami Noteć.
Wzgórza Szwajcarii Czarnkowskiej widziane znad Noteci © toadi

Zapora na Noteci © toadi

Za spiętrzeniem Noteć się pieni i wody dość szybko płyną © toadi

Przed zaporą Noteć jest powolna i leniwa, cała zielona niczym łączka © toadi



Teraz kierujemy się drogą na Wieluń, celem jest przeprawa promowa w Ciszkowie. Po naszej lewej wzgórza i lasy, zaś po prawej Noteć i łąki. Przed miejscowością Ciszkowo, niezły podjazd, tylko po to aby za chwilę zjechać w dół do promu, dla mniej ambitnych, przed podjazdem jest polna droga z prawej strony, która doprowadzi do przeprawy promowej z pominięciem tego podjazdu.
Ciszkowo przeprawa promowa © toadi

Noteć widziana z promu © toadi

Przeprawa promowa okazuje się nieczynna. Do Mikołajewa jedziemy szutrową drogą wzdłuż koryta Noteci, docieramy do kolejnego spiętrzenie na Noteci.
Śluza na Noteci © toadi

Śluza na Noteci © toadi

Noteć widziana ze śluzy © toadi

Teraz skręcamy jednak ku południu, kawałek łąką, następnie podjazd i zaskoczenie ścieżka wyprowadziło nas wprost na środek podwórka. Przekraczamy bramę i jesteśmy już na drodze do miejscowości Gulcz. Wzdłuż drogi biegnie ścieżka wysypana kamykami, a na drodze zakaz ruchu dla rowerów. W Gulczu zatrzymujemy się przed kościołem. Jest 17:00 czas wracać, to już nie lipiec i słońce zachodzi po 19.
Kierujemy się na miejscowość Krucz. Pałacyk w Kruczu to siedziba nadleśnictw, ładnie odnowiony i zadbany.
Krucze budynek/pałayk Nadleśnictwa © toadi

Za Kruczem na łuku drogi skręcamy w lewo na Kruteczek. Małe Deja Vu . Skąd my to znamy, no tak byliśmy tu wiosną kiedy to jechaliśmy z Krzyża przez Puszczę Notecką do Poznania - Krzyż - Poznań.
Zaglądamy na kilka chwil nad jezioro Krutoczek,
Jezioro Kruteckie © toadi

i kierujemy się leśnymi drogami na Nowiny, Bzowo i Lubasz. Piaski momentami dają nam się nieźle w kość, lecz staramy się utrzymać prędkość w okolicach 30km/h, warto poprawić nieco średnią. Przed Bzowem, skręcamy w kierunku na Lubasz i prawie do samej wioski brniemy po piaskach. Na granicy Lubasza Krzysztof przyśpiesza i sprintem wjeżdża do wioski, zostawiając mnie z tyłu, tym razem On był lepszy, ale podjazdy i tak moje.
Uf dotarliśmy, przebiłem przednią oponę, akacja, jednak dopiero w Poznaniu powietrza było na tyle mało że to spostrzegłem.
Zanim ruszymy autem w drogę powrotną udajemy się na posiłek. W jednej z dwóch restauracji jaki spostrzegliśmy odbywało się przyjęcie weselne, dlatego wybór padł na tą przy wylocie do Goraja. Na dole pizzeria, zaś na pięterku restauracyjka Zakątek.
Na pierwszy ogień poszła zupka, to co lubię żurek, a na drugie kaczusia, szkoda tylko że nie serwowali już pyrek, a jedynie pyzy lub kluski śląskie, lecz i tak było smaczne jedzonko. Krzysztof zamówił co innego, lecz obaj wychodziliśmy syci. Jeszcze przed wyjazdem odwiedziny w sklepi i nabycie lokalnego piwa z browaru Czarnków. Nie jestem smakoszem tego trunku, ale złe nie było, oczywiście wypiłem już w domu.
Wyjazd udany, okolica piękna, pagórki jeszcze piękniejsze, mimo iż nie lubię podjazdów i zwykle sobie odpuszczam na podjazdach, oszczędzając siły na płaskie odcinki, tym razem było inaczej, w końcu po to tu przyjechaliśmy.
Kategoria do 100 km