Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi toadi69 z miasteczka Poznań. Mam przejechane 7388.85 kilometrów w tym 2825.51 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.67 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.


baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy toadi69.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2009

Dystans całkowity:1237.32 km (w terenie 497.50 km; 40.21%)
Czas w ruchu:58:07
Średnia prędkość:21.29 km/h
Maksymalna prędkość:67.10 km/h
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:112.48 km i 5h 17m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
68.77 km 55.00 km teren
02:48 h 24.56 km/h:
Maks. pr.:42.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Na trasie maratonu.

Poniedziałek, 31 sierpnia 2009 · dodano: 31.08.2009 | Komentarze 4

Miałem dziś ochotę i plan przejechać dystans mega trasą zbliżającego się Bike Maratonu w Poznaniu. liczyłem że około 18 będę już na trasie, ale o 18 to wylądowałem dopiero w domciu. nie chciałem jechać bez jedzonka wcześniejszego, ostatni posiłek miałem około 11:30 w pracy i od pewnego czasu byłem już na ssaniu. Nim sobie zrobiłem małe co nieco jak mawiał pewien miś, zleciało około 30 minut, jeszcze musiałem się przebrać. Było późno, więc nie tracąc czasu parę kropel oliwki na łańcuch i już byłem z rowerem na schodach. Była 18:40 jak wychodziłem z domu, nieco późno. Nie zabierałem picia a jedynie jednego 25g Corny fruition, nie przepadam za plewami i styropianem, ale muszę się przyzwyczaić, bo to co lubię zwykle po paru minutach jest w stanie totalnej destrukcji. Nawet był całkiem smaczny, tyle że słodycz i odrobina czekolady już po chwili spotęgowały pragnienie.
Na Malcie przy źródełku byłem około 10 minut później. Postanowiłem że ze względu na późną porę pojadę traskę mini. Wystartowałem z początku dość wolno, aby w Uzarzewie mieć średnią w granicach 28km/h. Słonko było dość nisko, ale mimo to postanowiłem że jednak zaryzykuję i pojadę na Mega, była bardzo przyjemna temperaturka, taka jaką lubię. Nie zatrzymując się popędziłem na Biskupice i dalej w kierunku na Promno i Zbierakowo. Przed Zbierakowem rozpakowałem batonika i nim dojechałem do rejonu w którym jest zaplanowany punkt żywieniowy miałem tylko kawałek opakowania w ręce. Był nawet całkiem zjadliwy, tylko zapach mi nie odpowiadał. Po minięciu Kociołkowej Górki musiałem zsuwać niżej okularki, bo w lesie było na tyle ciemno że w okularach zaliczyłem parę dziur i kamień. Na otwartej przestrzeni było jeszcze dość widno aby jechać w okularkach. " title="Po zachodzie słońca, gdzieś przed Starą Górką" width="600" height="450" />
Po zachodzie słońca, gdzieś przed Starą Górką © toadi

Po minięciu Góry kiedy musiałem skręcić na ścieżkę w polu kukurydzy, zatrzymałem się aby okulary schować do kieszeni w koszulce. Chwilę później byłem już na ścieżce i kierowałem się ku miejscowości Jankowo. Mała górka i ponownie na gruntowej drodze prowadzącej w kierunku na Uzarzewo. Nim dotarłem pod Uzarzewo, miałem sacharę w ustach i kierowałem się wszystkimi zmysłami z wyłączeniem wzroku, momentami kiedy jechałem zalesionymi fragmentami było ciemno jak u murzyna w .... (wiecie gdzie). Z tyło co prawda migało czerwone światełko aby nikt mi nie zaparkował w czterech literach, zaś z przodu chińska lampka z hipermarketu, jednakże oświetlała zaledwie przednie koło, a jedyną jej zaletą jest aluminiowa obudowa." title="Lampka - inni widzą że jestem na drodza, a ja nic nie widzę" width="600" height="450" />
Lampka - inni widzą że jestem na drodza, a ja nic nie widzę © toadi

" title="Ta plama na środku to opona, samemu widziałem nieiwele więcej :(" width="600" height="450" />
Ta plama na środku to opona, samemu widziałem nieiwele więcej :( © toadi
Na słynnym już zjeździe za Uzarzewem do Doliny Cybiny, w ciemnościach zjechałem w koleinę i rower ustawiłem bokiem do kierunku jazdy, nie było to przyjemne tym bardziej że przechylił się w kierunku najmniej pożądanym, i o mały włos nie zaliczyłem gleby lecąc w dół z rowerem. Ale jakoś się wyratowałem, skończyło się tylko małym bólem nogi, która przyjęła na siebie cały impet. Jadąc dolinką. zaliczałem każdą możliwą dziurę, koleinę, kamień, i wszystko na co tylko można było wpaść nie pomijając gałęzi i pokrzyw.
Jeszcze dwukrotnie udało ustawić mi się rower bokiem do kierunku jazdy, ale nie było aż tak drastycznie jak na zjeździe. Kiedy wyjechałem na drogę Swarzędz - Gruszczyn - Kobylnica, krótką chwilę widziałem co mam przed kołem podobnie było na ścieżce za osiedlem, ale kiedy wjechałem z oświetlonego terenu w las, musiałem ostro dać po hamulcach, ściana ciemności, dopiero po krótkiej chwili oczy trochę się przyzwyczaiły i można było jechać. Ufff. dojechałem do leśniczówki. Ulga, teraz kawałek po białym żwirku, będzie lepiej widać, jednak w tym momencie o mało nie przywaliłem w słupek, zapomniałem o nich. Jednak miałem to szczęście że środkowy składany był w pozycji leżącej i tylko po nim przejechałem. Żwirkiem dojechałem do Zielińca, dalej już fragmentami oświetlonymi odcinkami do grobli i ponownie w ciemnościach aż na Maltę. Przed samą Maltą odbiłem w lewo, krótki podjazd, kawałek drogą i już jestem na osiedlu, a dwie minuty później sprawdzam czy nie mam korespondencji w skrzynce.
Po wejściu do mieszkania pierwsze co zrobiłem to dopadłem do wodopoju - kranu w kuchni, pyszna chłodna woda i taka mokra.

" title="Przejechany dystans" width="600" height="450" />
Przejechany dystans © toadi

" title="Czas jazdy" width="600" height="450" />
Czas jazdy © toadi

" title="Srednia z przejazdu" width="600" height="450" />
Srednia z przejazdu © toadi
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
51.00 km 48.00 km teren
02:17 h 22.34 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Niedzielne lenistwo w lasach między Maltą - Kobylimpolem - Swarzędzem - Garbami a Tulcami

Niedziela, 30 sierpnia 2009 · dodano: 31.08.2009 | Komentarze 1

Jako że wstałem późno, aby nie powiedzieć bardzo późno, bo znacznie po południu, zjadłem małe co nieco, a właściwie takie większe co nieco, sprawdziwszy że w TV nie ma nic ciekawego postanowiłem że ruszę swe cztery litery i spożytkuje niedzielne popołudnie na miłą, nie męczącą jazdę rowerkiem po pobliskich lasach, jako ze mam do nich blisko. Jak pomyślałem tak i zrobiłem. Po spędzeniu około trzech godzin wśród szumu drzew i napawając się zapachem lasu, a i niekiedy kosztując jeżyny uznałem że pora wracać do domciu, bo nieco zgłodniałem, a że nie oddalałem się dalej niż trzydzieści minut jazdy od domu nie zabierałem ze sobą nic poza zapasową dętką i paroma drobiazgami. Ostatnimi czasy miałem bowiem sporego pecha i złapałem łącznie w sierpniu cztery pany, trzy z tyłu i jedną z przodu (w sobotę).
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
85.11 km 55.00 km teren
04:02 h 21.10 km/h:
Maks. pr.:47.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Trasą Maratonu Poznańskiego

Sobota, 29 sierpnia 2009 · dodano: 29.08.2009 | Komentarze 4

Dziś na godzinę 9:00 umówiłem się z Krzysztofem na spokojne przejechanie trasy Maratonu jaki odbędzie się w przyszłą niedzielę w Poznaniu. Nie mieliśmy zamiaru sprawdzać swej wytrzymałości a przejechać trasę aby się z nią zapoznać i wiedzieć na co możemy liczyć i czego się po niej spodziewać. O ile dobrze skalkulowałem, to z 68km trasy na dystansie Mega, około 54-56 jest w terenie a około 12-14 drogami asfaltowymi lub też utwardzonymi innymi metodami - pozbruk, płyty betonowe wliczam podobnie jak kociełby (ścieżki wyłożone polnymi kamieniami) do tych terenowych.
Na trasie można było spotkać grupki innych rowerzystów oraz samotnych, jak mniemam większość z nich wybrała się podobnie jak my na mały rekonesans.
Z Malty ruszyliśmy o 9:30, wcześniej chwile porozmawialiśmy, pojechaliśmy kawałek asfaltem do stacji kolejki maltanki, będzie trzeba uważać na słupki, które mają utrudniać wjazd samochodami na tę drogę oraz na to, w tym miejscu będzie jednocześnie jechać wielu rowerzystów i może być na zwężeniu tłoczno. Dalej nadal asfaltem do krzyżówki przy nieczynnym wejściu do ZOO a następnie drogą wysypaną drobnymi kamykami oraz piaskiem na wschód wzdłuż ZOO. Odcinkami ścieżka jest szutrowa. Tym sposobem dojechaliśmy do skrzyżowania z drogą, mam nadzieje że będzie tam policja, która zapewni sprawny przejazd i co najważniejsze bezpieczeństwo. Dalej prosto aż do cypla, po wysypanej białymi kamykami ścieżce, na cyplu mały zwrot i jedziemy ku drodze. Na drogę nie ma potrzeby wjeżdżać gdyż jest wzdłuż nieczynnego młyna wydzielony pas. Następnie skręt w prawo, w bramę i przez mostek i wzdłuż jeziora z jednej strony a ogródków działkowych z drugiej do rozwidlenia ścieżek. Tu jedziemy w prost, ta w lewo jest co prawda ciekawsza, bo prowadzi wzdłuż jeziora i jego dopływu, ale nie wyznaczono tam trasy maratonu. Wjazd do lasu i po około 1 km skręcamy w lewo, kawałek lekko w dół do grobli. Mostek i odcinek grobli to dość niestarannie ułożone płyty betonowe. Zaraz za nimi skręt w prawo na drogę asfaltową, za hutą szkła w Antoninku pod góreczkę aby przejechać pod wiaduktem kolejowym i już po piachu w dół. Skręt w lewo i musimy pokonać schody" title="Schody na trasie maratonu Poznańskiego" width="450" height="600" />
Schody na trasie maratonu Poznańskiego © toadi
" title="przejazd pod trasą szybkiego ruchu" width="600" height="450" />
przejazd pod trasą szybkiego ruchu © toadi
, aby przedostać się bezpiecznie za trasę szybkiego ruchu. Może być tu ciekawie jeżeli nadal rowerzyści będą jechać dużą gromadą. I już jesteśmy na chodniku obok przystanku, kawałek kierujemy się na wschód, aby na najbliższej krzyżówce skręcić w lewo. Kolejny odcinek asfaltem, odcinkami dziurawy, odcinkami połatany. Po lewej mijamy młyn oraz mały sklepik, w tej okolicy lubią kręcić się amatorzy piwa. Po paru metrach skręcamy w prawo i jedziemy wzdłuż jeziora do pierwszych drzew lasu, skręcamy odrobinę w lewo i w pierwszą ścieżkę w las" title="leśna ścieżka na Zieleńcu" width="450" height="600" />
leśna ścieżka na Zieleńcu © toadi
. Na końcowym odcinku zwalona akacja zagradza ścieżkę, zwężając ją gwałtownie. Za akacją kawałek po piachu i jesteśmy na świeżo ułożonym asfalcie, skręcamy w prawo i grzejemy przed siebie. Na skrzyżowaniu drogi z leśną ścieżką ponownie zjazd w las (w lewo) i krótki odcinek lasem" title="trasa maratonu Poznańskiego - las na Zieleńcu pod Swarzędzem" width="600" height="450" />
trasa maratonu Poznańskiego - las na Zieleńcu pod Swarzędzem © toadi
do zabudowań. Bezpośrednio przed zabudowaniami ponownie wyjazd na drogę asfaltową którą wcześniej jechaliśmy. Po minięciu po lewej parkuru dla koni, wyjazd na drogę pozbrukową, na której skręcamy w prawo i tak aż do większego skrzyżowania. Uwaga na śpiących policjantów. Skręt w lewo i odcinek po płytach betonowych do najbliższej krzyżówki, gdzie skręcamy w prawo i po kilkuset metrach po prawej stronie boisko szkolne oraz szkoła. Musimy przejechać dość ruchliwą drogę i dalej kierując się na wschód kilkaset metrów po asfalcie. Na skrzyżowaniu sklep spożywczy "Bystry".
Dobra droga szybko się kończy i dalej aż do Uzarzewa po polnej drodze, która chwilami jest piaszczysta a chwilami umila nam jazdę tarką (nieźle trzęsie). Krótko przed Uzarzewem stormy zjazd zakończony skrętem w prawo a następnie w lewo (każdy po 90°). Tu na zjeździe pod koła roweru Krzysztofa wybiegł mały bobas, którego "troskliwy" tatuś nie upilnował. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności Krzysztof ominął go dosłownie o centymetry, jeden mały krok dziecka i był by pod kołem. Ja jechałem około 5 metrów za Krzysztofem, coś mnie tknęło i wcześniej wyhamowałem, całe szczęście bo inaczej po tym jak uniknął rozjechania przez Krzyśka to ja bym go potrącił. W Uzarzewie wyjazd z polnej drogi na krótki asfaltowy odcinek, obok muzeum rolnictw, pod górkę, ale krótką dość. Po wdrapaniu się na płaskim odcinku sklepi, w tej okolicy będzie punkt żywieniowy :). Kiedy zobaczymy pierwsze bloki skręcamy w prawo na szutrową, kamienistą drogę. Kawałek płasko, potem nieco w dół i zakręt w lewo, Wyjazd z terenu zabudowanego i ścieżka dalej aż do Biskupic jest piaszczysta. Jeszcze przed Uzarzewem przebiłem przednią oponę, było wyraźnie słychać jak schodzi powietrze, zajechałem w pół drogi do Biskupic i musieliśmy zjechać na boczną ścieżkę, gdzie nikt nie jeździ, aby unikając kurzu od jadących aut spokojnie usunąć usterkę. Tym razem nie mam ochoty na bicie swego rekordu z Powidza, do czego namawia mnie Krzysztof (10 minut w Powidzu). Ze spokojem i nie spiesząc się zdejmuję koło, oponkę, wyjmuję dętkę, szukam dziurki, jest. Teraz daremne poszukiwania przyczyny. Zapewne przebiłem kiedy wjechałem w krzaki, zachciało się gruszek, a teraz trzeba zapłacić. Nie znalazłszy niczego poza dziurką, dokonuję naprawy, łatka ładnie chwyciła. Zakładam dętkę, oponę, sprawdzam czy gdzieś między oponę a obręcz nie dostała się dętka i stwierdziwszy iż wszystko jest cacy pompuje na maksa. Chwilę później już jedziemy ku Biskupicom. Kolejne skrzyżowanie, które musimy przeciąć i dalej drogą asfaltową ku Promienku, kawałek za krzyżówką (ok 500m) po prawej jest sklep. Bezpośrednio przed pierwszymi zabudowaniami, skrzyżowanie z polną drogą (tu prowadzi pierścień wokół Poznania), w prawo zjazd do wąwozu nad Cybinkę i j. Góra, a w lewo skręcamy my, aby piachem kierować się wzdłuż lasu z jednej strony a zabudowań z drugiej. Prosto aż do rezerwatu Dębiniec i skręt w prawo dość ostro w dość luźnym piachu. Dalej dobrą leśną ścieżką, obfitująca w gałęzie jeżyn (trochę niemiły z nimi bliższy kontakt jadąc rowerkiem) oraz pokrzyw, ale te mają właściwości przeciw reumatyczne, więc samo zdrowie. Bez większych rewelacji brniemy ku rezerwatowi jezioro Drażynek. Kawałek za nim niezły podjazd, oj będzie się trzeba napocić, chyba że ..." title="Miał być podjazd" width="600" height="450" />
Miał być podjazd © toadi
Następnie Dojazd do miejscowości Zbierkowo, gdzie jedziemy piaskiem do punktu żywieniowego na rozległej przyleśnej łące. Dalej ścieżki prowadzą na skraj wioski Kociołkowa Górka, tu skręt w prawo na asfaltową drogę, ale my jedziemy do wioski, we wiosce są dwa sklepy w których spędzamy chwilę aby się posilić, małe damskie piwko, oraz uzupełnić zapasy płynów. Oglądamy jeszcze niszczejący pałac " title="Pałacyk w Kociołowej Górce" width="600" height="450" />
Pałacyk w Kociołowej Górce © toadi
przez moment, a następnie kierujemy się ponownie na trasę maratonu.
Na, a właściwie bezpośrednio przed zakrętem wjazd w leśną ścieżkę, twarda, ale chwilami występują łachy piasku. W Starej Górce urokliwy zjazd, trochę trzęsło na kamieniach, a i nie widać co za zakrętem, jedziemy w wąwozie. Na dole zjazdu piasek a następnie mostek i przyjemne się kończy, teraz podjazd, z początku po piasku ale potem jest już lepiej bo ścieżka jest szutrowa. Na szczycie podjazdu wycinka drzew " title="finał podjazdu" width="600" height="450" />
finał podjazdu © toadi
. Kolejny odcinek do miejscowości Promno prowadzi po piasku, kamieniach i/lub odcinkami bruk czy szutrze. Wyjazd na drogę, parę metrów w lewo i w prawo podjazd, droga asfaltowa, niezbyt szeroka ze zdradliwym poboczem aż do miejscowości Góra. Po naszej prawej w dolinie j. Góra w całej okazałości. W miejscowości Góra na kilka chwil ponownie jedziemy na odcinku pierścienia wokół Poznania. Około 2 km za wioską skręt w prawo ścieżką pomiędzy polami kukurydzy, kierujemy się do doliny Cybiny. skręcamy w lewo i ścieżka zaczyna być piaszczysta. Po naszej prawej Cybina i jej dolina. " title="Dolina Cybiny za wioską Góra" width="600" height="450" />
Dolina Cybiny za wioską Góra © toadi
Po dojechaniu do asfaltowej drogi skręt w lewo i podjazd asfaltem. Wioskę zostawiamy po naszej lewej. Na krzyżówce a jednocześnie zakręcie skręcamy ostro w prawo i polną nieosłoniętą niczym dróżką kierujemy się na Uzarzewo. Droga dość dobra, do najbliższej wioski. We wiosce bruku nieco oraz piasku, Mijając Święcinek już niewiele pozostaje nam do Uzarzewa, pomimo dobrej drużki, szerokiej i wysypanej białym żwirkiem nie jedziemy zbyt szybko. Krzysztofowi skończyło się paliwo, więc musimy do kulać się na jakieś zakupy w Uzarzewi, zamiast skręcić na krzyżówce w lewo na Gortotowo my skręcamy w prawo ("robimy Giga" :) ) Fajny zjazd po kamieniach lub poboczem po piasku, dla każdego kto co lubi. Na dole głęboki i sypki piasek, Mijamy kościół i ponownie pokonujemy podjazd, za którym są dwa sklepy. Robimy przerwę na dołożynie do kotłów nieco paliwka " title="Przed sklepikiem w Uzarzewie - pora dołożyć do kotła" width="600" height="450" />
Przed sklepikiem w Uzarzewie - pora dołożyć do kotła © toadi
, które obficie popijamy i ruszamy w drogę. Niezły zjazd asfaltem (wracamy do trasy Mega) kawałek głębokiego piasku i ponownie wspinaczka po piasku a następnie kamieniach. No i jesteśmy na polnej drodze do Gortatowa, twarda, nieco wyboista z cienką warstwą piasku. mijamy cmentarz i długi delikatny podjazd, mniej więcej na jego szczycie, przed pierwszymi zabudowaniami, skręcamy w prawo, i raz jeszcze w prawo po około 200m, ścieżka prowadzi do Doliny Cybiny. No i niespodzianka, ostry zjazd, po twardym, ale w koleinach." title="Zjad do Doliny Cybiny za Uzarzewem" width="450" height="600" />
Zjad do Doliny Cybiny za Uzarzewem © toadi
Chwila zastanowienia i jesteśmy na dole, obyło się bez wywrotek. Skręcamy w lewo i jedziemy wzdłuż Cybiny, a w dole szuwary i rozlewiska tej niepozornej rzeczki, która zasila Malte. " title="Rozlewiska w Dolinie Cybiny" width="600" height="450" />
Rozlewiska w Dolinie Cybiny © toadi
Mijamy wille ogrodzoną okazałym płotem. Ciekawe kto się tak dorobił, albo co ukradł. Wyjazd na asfalt i w prawo około 1,5 km na szczycie podjazdu, zakręt, tu musimy skręcić w lewo na piaszczystą ścieżkę. Uwaga jakieś roboty drogowe albo wodociągowe, i można się spodziewać utrudnień. Na sam początek wielka dziura w ziemi, na szczęście ogrodzona i oznaczona, uff. Ścieżka wzdłuż domków wkrótce wprowadza do lasu, kawałek ładnym twardym singielkiem, chociaż dwóch obok siebie też da radę, ale ten drugi będzie miał wyraźnie gorszą nawierzchnię. Za leśniczówką w lewo (uwaga słupki) i ponownie w lewo, teraz ścieżką wysypaną białym żwirkiem, może na wielu odcinkach już nie jest tak biały jak kiedyś. Ścieżka nachylona głównie w dół więc zachęca do szybkiej jazdy. My jednak mieliśmy małego pecha, wchodzimy w zakręt ze znaczną szybkością, a tu jakaś parka z pieskiem na smyczy zagrodziła nam drogę, fajnie ostre hamowanie i wybicie z rytmu. Wyjazd z lasu (słupki), jeszcze kawałek wzdłuż j. Swarzędzkiego asfaltem i teraz tą samą trasą co rano wracamy na Maltę. Na samą Maltę, metę dojazd od południowej strony, więc przy nieczynnym wejściu do ZOO musimy skręcić w lewo. Odcinek asfaltu i ponownie twardą nawierzchnią gruntową w dół, pod samą prawie metę. Kolejna przygoda, mały tłumek ludzi kilku z wózkami i dziećmi kilku na rowerach oraz kolejny kejter. Jedziemy krótki odcinek w tempie babcinego piechura. Koło źródełka kończymy trasę. Chwila rozmowy, chwila na zerknięcie jak tam na mistrzostwach w wioślarstwie, porównanie liczników (u mnie średnia 21:21 km/h, słabo, ale sporo się zatrzymywaliśmy, robiliśmy zdjęcia, podziwialiśmy krajobraz.)

Wyjazd udany, liczę że na szarym końcu nie dojadę w przyszłą niedzielę.

Szkoda tylko że większość z tych którzy będą brać udział w maratonie, będzie tak pochłonięta wyścigiem i zmaganiami z własnymi słabościami oraz innym zawodnikami, iż nie dostrzeże wielu pięknych miejsc, które aż się proszą aby przystanąć i podziwiać, smakować urok i piękno okolicznej przyrody.
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
78.83 km 39.00 km teren
03:25 h 23.07 km/h:
Maks. pr.:56.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

WPN rozpoznanie :)

Poniedziałek, 24 sierpnia 2009 · dodano: 24.08.2009 | Komentarze 4

Umówiłem się na wyprawę/rekonesans do WPN z DunPeal oraz z Klosiu. Miejsce spotkania przy ul. hetmańskiej w kierunku na Dębinę. Krótko przed wyjazdem dostaję smsa iż Klosiu nie może dziś o tej godzinie. Na trasę ruszamy z DunPeal z lekkim opóźnieniem około 15 minut. Kierujemy się nasypem w kierunku na Dębinę, do której szybko docieramy następnie chodnikiem do sklepiku w Luboniu i skręt w lewo ku Warcie, dalej już wzdłuż Warty do samego Puszczykowa, lasem, później pokonujemy tory kolejowe i lasem docieramy do cukierni na lody. Krótka przerwa na pyszne lody i uzupełnienie płynów.
Po około 15 może 30 minutach ruszamy dalej, kawałek drogą, kieruję się do drogi Mosina - Kórnik, po jej sprawnym przejechaniu ponownie wjazd w piaski (odcinek pierścienia wokół Poznania) i dalej do Mosiny, przejazd przez jej centrum, rondo i kierujemy się na Stęszew, gdzie DunPeal prowadzi i nadaje tempo około 35 km/h chwilami nawet przekracza 40 km/h.
W Dymaczewie Starym kolejne już ostatnie uzupełnianie płynów, za kilka minut wjazd do lasu i brak możliwości zrobienia zakupów. Kawałek pod górkę, tu ja zostaje w tyle wolę wjechać we własnym tempie bez siłowania się, spokojnie. DunPeal rwie do przodu miał poczekać przy wyrobisku, dziurze w ziemi gdzie nielegalnie ktoś skorzystał z piasku, ale kolega przeleciał ten punkt. Po chwili oczekiwania wrócił, " title="Na wzniesieniu w WPN od strony Dymaczewa Starego" width="900" height="675" />
Na wzniesieniu w WPN od strony Dymaczewa Starego © toadi
ponownie jechaliśmy razem" title="Na szlaku w WPN, postój na wzniesieniu" width="900" height="675" />
Na szlaku w WPN, postój na wzniesieniu © toadi
, raz to z górki innym razem podjazd, widać iż ścieżka mało uczęszczana :), a szkoda.
Na jednym z podjazdów DunPeal uszkadza sobie napęd, łańcuch na odcinku 4-6 ogniw uległ wyraźnemu skręceniu, a przerzutka przednia nie podaje łańcucha na największą zębatkę. Podejmujemy decyzje o zmianie planów, aby nie katować dalej napędu aby skręcony łańcuch nie poczynił większych szkód.
Jednak czeka nas jeszcze kilka kilometrów lasem nim dotrzemy do drogi i wyjedziemy na asfalt. Dalej kierujemy się na Puszczykowo i następnie już ścieżką rowerową docieramy na Dębinę. Jedziemy jednak wyraźnie wolniej niż jeszcze godzinkę wcześniej, DunPeal ma niezły młynek chcąc utrzymać 30-35 km/h, cóż korzystał ze środkowej tarczy.
W miejscu w którym zaczęliśmy wyprawę jeszcze chwilka rozmowy i każdy udaje się w swoją stronę. Wracałem głównie drogami więc starałem się podbić średnią do 33km/h gdyż niewiele brakowało, ostatnie 15 minut dało mi całkiem nieźle w kość, i mimo że poruszałem się po asfalcie końcówkę jechałem zaledwie z prędkością 30km.h, ale udało się :)

Wycieczka byłą zaplanowana na jeszcze 40-60 km w terenie, w planach była Osowa Góra, czarny szlak północnym brzegiem jeziora Dymaczewskiego, południowym brzegiem j. Góreckiego od Wyspy Zamkowej do pałacu Grejzera i lasami do Puszczykowa. powrót do Poznania zależnie od pory dnia i sił miał być albo wzdłuż Warty, albo tak jak dziś ścieżką rowerową. Nie wyszło dziś wyjdzie może innym razem :)

DunPeal dał mi niezły wycisk, na piaszczystych ścieżkach pędził przodem a ja musiałem go gonić, miałem co robić, chwilami zostawałem mocno w tyle.

Wycieczka udana a przygody mniej lub bardziej szczęśliwe muszą być aby było co wspominać w przyszłości.
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
31.78 km 0.00 km teren
01:04 h 29.79 km/h:
Maks. pr.:48.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Krótko i szybko

Niedziela, 23 sierpnia 2009 · dodano: 23.08.2009 | Komentarze 0

Dziś wybrałem się w krótką liczącą sobie 30 km traskę do Gowarzewa, przez Szczepankowo, Spławie i Tulce, a potem pod wiatr z powrotem do Poznania tą samą trasą. jednak musiałem kawałek podjechać sobie na sąsiednie osiedle do bankomatu, kaska zawsze się przyda. Dwa może trzy kilometry po osiedlowych dróżkach i chodnikach, potem wyjazd na trasę Katowicką na wiadukt Franowo a za wiaduktem na Szczepankowo.
Wróciłem po godzinie i czterech minutach, spocony i nieco zasapany :)
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
61.50 km 51.50 km teren
02:48 h 21.96 km/h:
Maks. pr.:42.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Powidz

Sobota, 22 sierpnia 2009 · dodano: 20.08.2009 | Komentarze 1

Piątek wieczór - prognoza pogody nie napawa optymizmem, zmieniamy nieco plany (Ja i Krzysztof), zamiast wyjazdu o 6:00 przesuwamy o godzinę. A decyzję co do wyjazdu postanawiamy podjąć rankiem.
Sobota ranek, nie pada, w nocy również nie padało, niebo zasnute ciężkimi granatowoszarymi chmurami i lekko wieje, ale nie pada. Decyzja zapada ruszamy do Powidza - Strona informująca o maratonie - Krzysztof Maks wstawia się o umówionej porze. Kilka chwil później oba rowery lądują na dachu samochodu i ruszamy w drogę.
Na miejscu jesteśmy przed czasem, rejestrujemy się u miłej dziewczyny, zaś organizator udziela drobnych wyjaśnień, itd.. W czasie kiedy oczekujemy za startem ściągają inni uczestnicy tej imprezki. Przebranie się, sprawdzenie rowerów, krótka jazda po placu - w tylnym kole mało powietrza, a jeszcze wczoraj napompowałem prawie na maksa. Rower ląduje do góry nogami, szybkie zdjęcie koła, zdjęcie opony wymiana dętki, itd. po 10 minutkach mam już napompowaną opnę i koło tylko założyć na właściwe miejsce. Nie zauważyłem od razu ale okazało się że kolega mierzył mi czas :), dlatego wiem ile mi to zajęło. Już w domu po sprawdzeniu okazuje się iż w dętce była mała dziurka, na tyle mała że mogło by obyć się bez jej wymiany, wystarczyło dopompować i powinno na te niecałe 3 godziny jazdy jaka nas czekała wystarczyć. Na szczęście później już przykrych zdarzeń nie było.
Krótka odprawa przed startem, rozdanie map i kwadrans później start.
" title="Na chwilę przed startem" width="900" height="675" />
Na chwilę przed startem © toadi

Wszyscy ruszyli jak z kopyta, ja zostaję nieco za innymi, zakładam rękawiczki, do pierwszego punktu - punktu zero, gdzie czekał sędzia, z tego właśnie miejsca rozpoczyna się właściwy wyścig. Wybieramy kierunek jazdy w lewo od punktu zero. Krzysztof jakieś 100-200 metrów przede mną, poprawiam butelkę po raz kolejny, a to dopiero początek, jednak po chwili i tak mi wypada, 1,5 litra wody z herbatką ląduje na ziemi, jadę dalej uznałem że i tak jest dość chłodno i powinna wystarczyć mi na 3 do 4 godzin butelka izotonika. Wkrótce doganiam Krzysztofa, aby znów zostać w tyle - gleba, a dokładniej wywrotka przez kierownicę. Jadąc alejką akacjową nie chciałem ryzykować przebicia i postanowiłem uciekać na pole jadać jak większość, nie spostrzegłem jednak głębokiej wyoranej bruzdy, którą zakrywały wysokie trawy z pobocza ścieżki. Koło wpadło w bruzdę w momencie kiedy stawałem na pedałach i pochyliłem się nieco ku przodowi, nim się spostrzegłem miałem rower na plecach :)
Szybko się pozbierałem i ruszyłem w te pędy przed siebie, dogoniłem Krzysztofa i od tej pory pokonywaliśmy trasę razem :), co było wcześniej ustalone, a organizator nie wykluczał takiej możliwości.
Nim dotarliśmy do pierwszego punktu gdzie należało odbić listę, nieco nadłożyliśmy trasy jadąc przez Charbin, pierwszy punkt do zaliczenia - małe oczko wodne pośród pól otoczone małą łączką, nie było większych problemów z jego odnalezieniem," title="Wyścig w Powidzu - pierwszy punkt" width="900" height="675" />
Wyścig w Powidzu - pierwszy punkt © toadi
łyk wody i do kolejnego punktu. Teraz mieliśmy odcinek gdzie wyraźnie dmuchał nam wiatr w twarz, na szczęście mieliśmy około 4 do 5 km asfaltem, co ułatwiało nieco nam potyczkę z wiatrem.
Punkt E znaleźliśmy bez zbędnego błądzenia i nadkładania drogi, kolejny łyk wody i do kolejnego punktu ruszamy już lasem. Dojazd do Skorzęcin Plaża bez rewelacji, przejazd przez punkt poboru opłat i jesteśmy w miejscowości, teraz tylko odszukać kolejny już punkt C - paśnik. Początek poszukiwań udany, wjazd na właściwą ścieżkę gdzie spotykamy Sebastiana Relacja Sebastiana z wyścigu na orientacje, kilka wymiana kilku zdań a paśnika nie ma, spoglądamy na mapę, i widzimy że jest gdzieś za nami, jakieś 500 metrów, dostrzegamy że nie znajduje się bezpośrednio przy szlaku, a prowadzi do niego ścieżka. Wracamy, ścieżkę odnajdujmy, nieźle zamaskowana, łatwo ją przeoczyć i ominąć. Kawałek ścieżynką do końca i odnajdujemy paśnik oraz podbijamy kartę.
Rozstajemy się z Sebastianem, który zmierza w przeciwnym kierunku i jedziemy do punktu D - przepust wodny. W okolicach Piłki, chwila nieuwagi i zamiast pojechać prosto skręcamy w prawo podążając czarnym szlakiem rowerowym, kiedy się spostrzegamy jesteśmy na trasie do Wylatkowa, zawracamy. Po dojechaniu do Okręglicy, zaciągamy jeżyka u tubylczej ludności i kierujemy się prosto do punktu D, zjazd po piachu w dół w kierunki łączki i pasącego się bydełka. Ostre hamowanie, mostek, o mało bym go nie dostrzegł tak skutecznie zamaskowała go natura pokrzywami, krótkie owocne poszukiwania i mamy kolejny punkt, punkt D, W tym momencie dociera w to samo miejsce dwóch Mastersów, docierają od miejscowości Kinno ????, dlaczego od tej strony. Odbijam im karty i ruszamy przed siebie, wydawać by się mogło że łatwy wcześniej zjazd, zmusza nas do wprowadzenia rowerów pod górkę w piach. Startujemy a za nami podążają Mastersi, i małe Déjà vu, my już tu dziś byli, okolice Piłki, skrzyżowanie piaszczystych dróg, wracamy na plażę, w kierunku punktu C zamiast kierować się do punktu B. Parę minut dyskusji, żeby nie powiedzieć sporów i Mastersi ruszają przodem, a my za nimi, jednak Oni mylą drogę i skręcają w prawo, na Wylatkowo, my jedziemy prosto. Bez dalszych przygód docieramy do punktu B, przed którym ulokowali się sędziowie, ale tak sprytnie, że nie na tej krzyżówce, która była zaznaczona na mapie, nas to jednak nie zmyliło, skręcamy w lewo i mamy kolejny punkt. Teraz do starego dębu - punkt G i punktu medycznego.
Ruszamy, patrzymy a Mastersi już też docierają do punktu B. Nadrobili stratę, Przed punktem G doganiają nas i siedzą na kole, nie zamierzają wyprzedzać. Przy starym dębie punkt medyczny, podbicie kart, niektórzy uzupełniają picie. Ruszamy, szkoda czasu na podziwianie krajobrazu, który jest naprawdę ładny, chociaż co do dębów, daleko mu do Rogalina czy okolic Zaniemyśla. Jednak z dębem wiąże się pewna legenda - ponoć schronił się tu Napoleon, ale tylko dąb wie na ile to legenda, a na ile fakt historyczny.
Kolejny odcinek leśnymi ścieżkami, aż do drogi na Powidz. Ja jadę przodem, Mastersi wiszą mi na kole, ale nie poddaje się, cwaniacy oszczędzają siły, szkoda że technicznie dróżka jest łatwa, dzięki temu mogą być bezpośrednio za mną :(, przydało by się nieco kamieni, pieńków i innych przeszkód, może po wpadnięciu na którąś z nich, co zapewne bym im ułatwił, wyprzedzili by i pojechali przed nami, albo zwiększyli odstęp. Między punktem B a G oraz nim wyjechaliśmy na drogę, na leśnych ścieżkach chwilami pędziliśmy nawet 35 km/h, ale w większości prędkość oscylowała wokół 30km/h, to całkiem nieźle jak na amatorów, którzy pierwszy raz startują w tego typu zawodach, jakichkolwiek zawodach.
Po wyjechaniu na drogę licząc, iż może przejadą zjazd do ostatniego już punktu, punktu A, puszczamy ich przodem. Jednak nie pomylili się i zjechali gdzie należało. Spotkamy ich dopiero na mecie :(
Punkt A, nieźle ulokowany, skryty na drzewie, które jest amboną myśliwską, w okolicy znajduje się jeszcze kilka Ambon ale już standardowych - wież. Jakieś 100 metrów pod górkę, porośniętym dość wysoką trawą i zielskiem polem i jestem pod drzewem. Krzysztof zostawia rower na ścieżce i dzielący go dystans pokonuje pieszo. Jazda po tym zielsku zaowocowało tym, iż w kasecie miałem więcej zielska i trawy niż było na polu, bynajmniej można tak było sądzić po jego zagęszczeniu na tejże kasecie.
Nie tracąc czasu ruszamy do ostatniego już punktu, docieramy bez najmniejszych przeszkód, sędzia podbija nam karty, odnotowuje numery, parę zdań wymieniamy i dowiadujemy się iż nie jesteśmy ostatni. Radość, bo sądziliśmy że jedziemy jako ostatni. Kierujemy się już do mety, trwa to parę krótkich chwil, gdyż przewaga zjazdów skłania do szybszej jazdy niewielkim wysiłkiem.
Meldujemy się na mecie, mamy 10 i 11 miejsce na 14 startujących, jest lepiej niż przewidywaliśmy.
Dostajemy po batonie, butelce wody z której nie korzystam, mam jeszcze 1/2 butelki izotonika, który zabrałem na trasę, a tylko 1/2 spożytkowałem.

Wyjazd uważam za udany, muszę popracować nad lepszą orientacją w terenie, zwłaszcza wtedy kiedy brak słonka, słonka które zawsze służyło mia za kompas, a w sobotę nie mogło się przebić spoza chmur. Do następnego roku poprawię jazdę na kompas i zobaczymy jak wtedy mi pójdzie w Powidzkim Maratonie na Orientacje 2010, mam nadzieję że się odbędzie :)
Na liczniku mam nieco większy dystans niż w samy maratonie i niższą średnią, efekt kręcenia kółek na parkingu przed startem, kiedy to około 5-10 minut jeździłem po parkingu robiąc małe kółka i ósemki aby sprawdzić rower. Dlatego wywaliłem 1 km z tego co wskazał licznik, tyle bowiem pokazywał w momencie startu, oraz ująłem 7 minut z czasu jazdy. Jak dla mnie zważając iż jechaliśmy głównie w terenie średnia była bardzo dobra :)

Mapka z wyścigu oraz karta kontrolna:
" title="Mapka z wyścigu w Powidzu wraz z kartą kontrolna" width="900" height="675" />
Mapka z wyścigu w Powidzu wraz z kartą kontrolna © toadi
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
77.24 km 15.00 km teren
04:15 h 18.17 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Niedzielny wypad do WPN

Niedziela, 16 sierpnia 2009 · dodano: 19.08.2009 | Komentarze 0

Trasa wraz ze śladem GPS oraz zdjęciami na blogu Krzysztofa: Niedzielne Rozkręcenie

Po trasie z Częstochowy do Poznania wstałem dość późno. Z początku było dobrze, nie czułem większego zmęczenia, nic nie bolało, ale kiedy tylko spróbowałem podnieść 4 litery z łóżka okazało się że nie jest aż tak dobrze. Kostka się odezwała - dała znać że nie ma chęci na jakikolwiek wysiłek.
Rozmowa z Krzysztofem i umówiliśmy się na coś dość łatwego po terenach zalesionych. Godzina wyjazdu 12:15, miejsce spotkania: Malta
Pojechaliśmy wzdłuż Warty na Dębinę, następnie Luboń, Puszczykowo (tu przerwa na pyszne lody). Dalsza trasa to Mosina, Dymaczewo i do brzegu jeziora dymaczewskiego, dalej czarnym szlakiem wzdłuż jeziora, za miejscowością Łódź nie kontynowaliśmy trasy wzdłuż j. witobelskiego, odbiliśmy w prawo do czerwono znakowanego szlaku (pierścień wokół Poznania) kawałek pierścieniem a następnie kolejny raz odbijamy w lewo na rozwidleniu ścieżek w kierunku j. Góreckiego i wyspy zamkowej. Chwila przerwy, fotka ruin zamku na wyspie i dalej wzdłuż jeziora
na jego przeciwległy brzeg. Następnie kawałek pod górę i ścieżką wzdłuż drogi do Puszczykowa. W Puszczykowie kolejna przerwa na uzupełnienie płynów i dalej na Poznań przez Luboń, Dębinę, wzdłuż oś. Piastowskiego na Maltę.
Tu jeszcze chwila rozmowy i wracamy już do domów.
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
325.00 km 4.00 km teren
14:46 h 22.01 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Częstochowa - Poznań: Cztery województwa :)

Sobota, 15 sierpnia 2009 · dodano: 18.08.2009 | Komentarze 3

Jestem nowy a jednocześnie już parę razy wspomniany na bikestats.pl, gdyż sporo w tym sezonie i wcześniej jeździłem z Krzysztofem (www.maks.bikestas.pl). Wcześniej był pierścień wokół Poznania Pierścień I Pierścień II oraz Kołobrzeg Kołobrzeg czy też Wyprawa z Krzyża przez puszczę Notecką i Szamotuły - Oborniki do Poznania Puszcza Notecka.
A bezpośrednio po zamknięciu pierścienia zaświtał mi pomysł aby zapuścić się na coś dłuższego niż do Kołobrzegu, coś powyżej 300km, stanęło na Częstochowie. Zapewne gdyby nie to że Krzysztof nie mógł pojechać, nie założył bym własnego bloga.
W planach był przejazd z Poznania do Częstochowy w nocy z Czwartku na Piątek, ale po 40 km złapałem panę i wróciłem do domu robiąc niecałe 78 km. Przekonałem się jednak że muszę pomyśleć o znacznie lepszym oświetleniu, bo lampka przednia, którą dotychczas używałem okazała się kompletnym niewypałem, owszem byłem widoczny, ale samemu niewiele widziałem.
Po piątkowych zakupach postanowiłem że tym razem wracam do Poznania z Częstochowy.
Ekwipunek minimalny, no może parę drobiazgów mniej mogło być, ale nie brałem ze sobą żadnych map, przewodników itp. aparat foto również pozostał w domu. Wcześniej tylko spędziłem nieco czasu w domu nad mapami oraz kompem aby dobrać i zapamiętać trasę.

Pociąg miał odejść o 2:54 i w Lublińcu wg rozkładu miał być przed 7:00 rano. Po około 1:30 godzinie snu, wstałem i ruszyłem na dworzec. Jak zwykle pociąg miał opóźnienie ponad pół godziny, w dodatku miał być wagon do przewozu rowerów, ale go nie było. W samym Poznaniu było kilku ludzi z rowerami którzy musieli zapakować się do pociągu (dwóch wybierało się na transkarpatie). Jak się okazało w wagonach już stały rowery, za zgodą konduktora ulokowałem się w wagonie zarezerwowanym dla kolonistów, jedyny problem to 4 godzinki stania w korytarzu, cóż kolej nas nie rozpieszcza :(

Po dotarciu na miejsce startu, było już po siódmej, pociąg tylko nieznacznie nadrobił początkowe opóźnienie.

Trasa:Lubliniec - Częstochowa - Lgota - Kłobuck - Waleńczów - Krzepice - Szarki (wyjechanie z woj. Katowickiego do opolskiego) - Jaworzno - Rudniki - Dalachów - Gana - Rozterk - Praszka - Przedmość - Klik - przekroczenie granicy województw opolskiego i łódzkiego :) - Wróblew - uszyce (lasami - powrót na krótko w opolskie) - Dzietrzkowice - Łubnice - Wójcin - Chrościn - Bolesławiec - Opatów - dalej trasą 11 do Środy Wlkp przez: Słupie, Kępno, Ostrzeszów, Ostrów Wlkp., Pleszew, Jarocin, Nowe Miasto nad Wartą, Środę Wlkp, Topole, Bieganowo, Krerowo, Nagradowice, Komorniki, Tulce, Spławie, Szczepankowo, Poznań - Rataje - Finał (Dom).

Z Lublińca połozonego jakieś 38 km na zachód od Częstochowy prowadziła piękna z początku płaska droga dobrze oznakowana, a wzdłuż drogi parę kilometrów za miasto ścieżka rowerowa." title="Lubliniec start" width="675" height="900" />
Lubliniec start © toadi
Po paru kilometrach pojawiła się pierwsza górka do pokonania, a za nią kolejna, kolejna i tak do samej Częstochowy, przeważały podjazdy, a ja chciałem nadrobić stracony czas. Wkrótce też było widać smukłą wieżę Jasnogórskego Klasztoru, niekiedy tylko znikała za drzewami lub po nielicznych zjazdach a przed kolejnym podjazdem, prowadziła i służyła mi za drogowskaz do samego celu. Do Jasnej Góry dojechałem od kościoła Świętej Barbary, ulicą o tej samej nazwie, była 8:34," title="W Częstochowie, u wrót Jasnejgóry :)" width="675" height="900" />
W Częstochowie, u wrót Jasnejgóry :) © toadi
miałem zaledwie 4 minuty opóźnienia w stosunku do wcześniejszego planu, sporo nadrobiłem ale czułem to w nogach, a to był dopiero początek trasy. W okolicach klasztoru zabawiłem jakieś 30 minut i ruszyłem ul. św. Rocha w kierunku na Poznań. Łudziłem się, iż teraz to już tylko z górki, ale już wkrótce okazało się że tylko się łudziłem. Zaraz za Częstochową piękny zjazd i stromy dość długi podjazd." title="Z Częstochowy do Poznania" width="675" height="900" />
Z Częstochowy do Poznania © toadi
Pod Kłobudzkiem po pokonaniu kolejnego podjazdu herb miast - z pierwszej chwili przypominał spodek ufo tylko ta antenka :) wcześniej za Blachownią na rogatkach Częstochowy, podobny motyw na tablicy informującej o terenie zabudowanym, również sylwetka ufo nad zarysem miasta.
Dość męcząca trasa przez kolejne miejscowości, ruch samochodowy głównie w kierunku na Częstochowę, widać wielu śpieszyło na uroczystości Maryjne. Po przekroczeniu granicy województw katowickiego oraz opolskiego jakość drogi wyraźnie się pogorszyła, a do przedniej opony zaczęły lepić się kamyki, początkowo zatrzymywałem się aby oczyścić oponę ale że po przejechaniu kilkuset metrów opona była ponownie oblepiona kamykami, wpadłem na prosty ale skuteczny pomysł. Z pobocza drogi zabrałem większy kamień, o dość ostrych krawędziach. Schowałem go do kieszeni koszulki i co jakiś czas w trakcie jazdy zgarniałem nim pozbierane kamyki z przedniej opony. Tak dojechałem do Rudnik. W Rudnikach stan drogi wręcz tragiczny, remont ruch wahadłowy. Przejechałem do skrzyżowania i miałem kierować się na Praszkę, ale widząc iż przed mną droga jest w podobnie złym stanie plus znaki ostrzegawcze o prowadzonych robotach drogowych (sprzęt drogowy i ludzie remontowali drogę pomimo święta) postanowiłem, iż pojadę inną trasą niż wcześniej zaplanowana skręciłem na Dalachów, po paru kilometrach skręciłem w prawo i kierowałem się w stronę Praszki, po drodze zawitałem na "czarny ląd" do miejscowości Gana i po minięciu kolejnej wioski wjechałem do Praszki na ul. Kaliską, następnie koło zamkniętej Biedronki przez osiedle na miejscowość Przedmość, kolejna zmiana trasy podyktowana chęcią zaliczenia czterech województw - łódzkiego. Wkrótce za miejscowością Klik w lesie chwila przerwy i zdjęcie rowerka przy słupku informacyjnym o granicy województwa opolskiego i łódzkiego." title="Na granicy województw" width="900" height="675" />
Na granicy województw © toadi
Nie miałem chęci wracać więc ruszyłem dalej przed siebie brnąc w kierunku miejscowości Wróblew. Tam postanowiłem wracać ku pierwotnej trasie, a że miałem ją po swej prawej stronie, na pierwszej krzyżówce jaka była (brak jakiegokolwiek oznakowania, poza nazwą miejscowości) skręciłem w prawo kierując się na zachód, a właściwie zachód, południowy-zachód. Po około kilometrze droga zamieniła się w szutrową, a nim skończyła się wioska w gruntową a następnie piach, dalej ścieżka oznakowana na zielono prowadziła przez łąki i las, jakiś czas trzymałem się oznakowania, ale w chwili kiedy oznakowanie kierowało bardziej ku południu już nie było mi po drodze. Miałem gładkie opony - Schwalbe Marathon Plus z tyłu oraz Supreme z przodu, dalszy komentarz zbędny. Po około 4 km przez piachy wyjechałem w miejscowości ( właściwie za) Uszyce. Powrót na Opolszczyznę, lecz na krótko, gdyż po minięciu dwóch strumyków, które płynęły równoległe oddalone zaledwie o kilkanaście metrów, ponownie byłem w łódzkim. Dojechałem do Łubnic, w których przy kościele było kilka straganów rozstawione, strażacy w mundurach galowych kręcili się po ulicy. Szkoda tylko że wszystkie sklepy były zamknięte, a na barze wywieszka że czynne będzie po godzinie 20:00. A ja już od pewnego czasu bez prowiantu, picia, w ustach Sahara. Dalej kierując się ku Bolesławcowi, w którym poza ruinami zamku nad brzegiem jeziora można było też zobaczyć zgliszcza restauracji strawionej przez pożar, notabene nad tym samem jeziorem. Nie tracąc czasu na poszukiwanie czynnego sklepu kierowałem się w kierunku na Opatów, gdzie liczyłem, iż po wjechaniu na trasę do Poznania będę mógł uzupełnić zapasy i ugasić pragnienie na stacji benzynowej, ale zawiodłem się i dalej musiałem zmierzać przed siebie. Dopiero w miejscowości Słupie pierwsze zaopatrzenie i łyk wody. Dojazd do Kępna. i zakaz ruchu rowerami po drodze, kolejny remont w okolicach mostu droga poryta, znaki kierują ruch pieszy na przeciwległy chodnik, i ja tam się kieruje. Ale słowo chodnik to zbyt wiele, rozkopana ścieżka z usypanymi kupami piachu i kilkunastoma bezsensownie rzuconymi płytami chodnikowymi, ciekawe jak ten fragment chodnika wygląda po deszczu. W Kępnie na Rynku większe zakupy, uzupełnienie zapasów, nieco dłuższy postój. Musiałem coś zjeść i pożądanie ugasić pragnienie. Zaopatrzony w około 2 litry płynów ruszyłem dalej. Na przejeździe kolejowym oczekując na podniesienie szlabanu miałem chwile zwątpienia i nie czekając za ich otwarciem ruszyłem ul. Dworcową w kierunku Dworca PKP. Liczyłem że wsiądę do pociągu i pozostałą drogę pokonam koleją. Jednak najbliższy pociąg do Poznania odchodził przed 23:00, a wg moich wyliczeń do tego czasu powinienem dojechać do celu rowerem, zwłaszcza że najgorszy skwar już ustępował i teraz mogło być tylko lepiej.
Zawiedziony częstością kursowania pociągów do Poznania, powróciłem na trasę.
Dalej 11 w kierunku na Ostrzeszów, Ostrów Wlkp, trasa zahacza o Dolinę Baryczy. Pięknie, kiedyś będę musiał tam się udać :)/ Do Pleszewa i Jarocina bez większych perturbacji, droga w większości nachylona korzystniej - zjazdy dość długie o niewielkim nachyleniu, to lubię. Nie to co było na odcinku do Rudnik. W Ostrzeszowie czy Ostrowcu wręcz wzorcowe ścieżki rowerowe prowadzące wzdłuż 11. Wzorcowe do tego stopnia, że na wielu skrzyżowaniach znak stop oraz poziome oznakowanie umieszczone przed ścieżką rowerową a nie jak w Poznaniu bezpośrednio przed drogą główną, co powoduje że samochody zagradzają drogę rowerzystą, tu zaś można sobie pozwolić na szybsze pokonywanie przeszkód na ścieżce rowerowej jakimi są krzyżujące się z nią drogi. W Jarocinie parę minut na postój, kolejne uzupełnienie zapasów głównie płynów, tym razem na stacji Bliska :) Przy okazji okazało się że zbyt słodka Nestea, a mało smaczna woda mineralna, po zmieszaniu ich razem świetnie gaszą pragnienie a do tego dobrze smakuje i nie jest zbyt słodkie :) Powerade i podobne wynalazki w pewnym momencie były za słodkie i musiałem popijać je wodą.
W godzinach popołudniowych telefon od Krzysztofa z pytaniem gdzie jestem i jak mi idzie oraz wstępne umówienie się na mały wypadzik w dniu następnym (niedzielę)
W Jarocinie również włączyłem oświetlenie bo było już po 20:00 i słońce zaszło, robiło się ciemno." title="Odpalenie świateł" width="675" height="900" />
Odpalenie świateł © toadi

Do Nowego Miasta nad Wartą wjechałem już w zupełnych ciemnościach, Przednie oświetlenie Sigmy (90 luxów) okazało się rewelacyjne, z małym ale, lecz o tym później. Widziałem drogę na dystansie około 120 metrów, a przydrożne słupki (ich odblaski) do około 500 metrów - 5 sztuk. Jednak w Nowym Mieście po przekroczeniu Warty z jednej strony duża ulga był czułem się u siebie w domu, pomimo sporego dystansu jaki należało jeszcze pokonać. Ale to już były moje tereny, które znam i wiem gdzie która dróżka prowadzi. Zaczął się jednak pewien problem wysiadła mi stopa, a dokładnie kostka. wpierw w prawej stopie, a paręnaście kilometrów później w lewej, ale co tam byłem już w Środzie Wlkp. Minęła 22:10 i miałem nieco ponad 30 km przed sobą, teoretycznie około godziny jazdy. Ale ból zrobił swoje a na ostatnich kilometrach ogarnęła mnie senność, prawie spałem na rowerze, szczęście że byłem już w Tulcach, bo to już tylko kawałek do domciu, nawet pieszo a bym się doczłapał. Do domu dojechałem o 23:35.
Mankament lampy Sigma PowerLed: ciężka a delikatne mocowanie, które jak się okazało nie przetrwało całej trasy, wyłamała się jedna strona zawiasu. Będę więc ją reklamował, podejrzewam że jest to typowa wada konstrukcyjna, poprzednie sigma jaką miałem mocowanie miała znacznie lepiej rozwiązane, łatwiej było ją ustawić w wymaganej pozycji na kierownicy, łatwiej było skorygować, a do tego znacznie pewniej trzymała kierownicy. Tu zbyt dużo udoskonalili coś co było dobre i spaprali. Co do samej lampy rewelacja. korpus aluminiowy i bardzo mocne światło, na jednym źródle do 11 godzin (około 3 na pełnej mocy) a dodatkowo poza akumulatorem ma jeszcze baterie, które podobną trwałość mają i w dodatku dopiero po rozładowaniu akumulatora, zużywa prąd z baterii.

Błędy popełnione w trasie:
1. Zbyt wysokie tempo na pierwszym odcinku do Częstochowy - zbyt wiele sił straciłem niepotrzebnie.
2. Jazda bez map, nie błądziłem zbyt wiele ale było by prościej, ewentualnie należało trzymać się trasy samochodowej
3. Dzień w który jechałem - Święto, większość sklepów zamknięta, zwłaszcza na małych wioskach nie miałem na co liczyć, może gdybym znał lepiej teren wiedział bym gdzie należy zajechać aby uzupełnić zaopatrzenie.
4. między godziną 11 a 15 należało zaszyć się gdzieś w lesie, poleżeć, odpocząć i ruszyć po takiej przerwie, a wtedy całkowity czas podróży był by dłuższy ale średnia powinna być lepsza.

Podsumowanie.
Całkowity czas podróży: 16 godzin i 15 minut (7:20 Lubliniec 23:35 Poznań)
Przejechany dystans Lubliniec (zerowanie licznika) - Poznań: 325,04 km " title="Wskazanie dystansu" width="675" height="900" />
Wskazanie dystansu © toadi

Czas jazdy rowerem: 14:45:59 (wskazanie licznika)" title="Wskazanie licznika - czas przejazdu - dodać 1 z przodu" width="675" height="900" />
Wskazanie licznika - czas przejazdu - dodać 1 z przodu © toadi

Średnia, zaledwie: 22:01 (liczyłem na lepszy wynik) " title="Wskazanie licznika - srednia szybkość przejazdu" width="675" height="900" />
Wskazanie licznika - srednia szybkość przejazdu © toadi

temperatura (jeśli wierzyć tablicy przy trasie) o godzinie 15: 27 C powietrze oraz ponad 50 C nawierzchnia drogi.
Ogólne zmęczenie mniejsze niż po Kołobrzegu, szybciej dochodzę do siebie, ale kostka dostała mocniej niż wtedy. Mniej zmęczony byłem wracając z pierścienia wokół Poznania i obyło się bez bólu kostki.

Zdjęcia tak mało bo limit mały jak na razie :)
Kategoria powyżej 200 km


Dane wyjazdu:
78.00 km 0.00 km teren
03:12 h 24.38 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Poznań - Częstochowa - pana/porażka

Piątek, 14 sierpnia 2009 · dodano: 19.08.2009 | Komentarze 1

Pierwsze nieudane podejście do pokonania trasy z Poznania do Częstochowy.
Wykombinowałem sobie że pojadę z Poznania już w nocy, tak aby zdążyć do wieczora na miejsce czyli Częstochowy.
Ruszyłem parę minut po północy, trasą z Poznania Rataje - na Szczepankowo i Spławie. Kiedy dojechałem do granic miasta i skończyło się oświetlenie uliczne przekonałem się jak niewiele daje lampka LED którą mam ze sobą, ustawiona na wprost wcale nic nie dawała, więc mocno pochyliłem ją w dół, wtedy widziałem co jest bezpośrednio przed kołem, ale jak długo można tak jechać ?. Pomimo tego jechałem dalej, tym bardziej że jechałem rejonami które znam bardzo dobrze, wiedziałem że do Nowego Miasta nie powinienem mieć problemów nawet z tak marnym oświetleniem. Liczyłem że za nieco ponad 3 do 4 godzin zacznie się rozwidniać i będzie lepiej.
Na odcinkach oświetlonych światłem latarń starałem się jechać dość szybko, ale kiedy je opuszczałem zwalniałem, mimo to zaliczałem większość dziur na drodze :(
Minąłem Tulce, Komorniki, Nagrodowice.
Wkrótce przekroczyłem pod Krerowem autostradę i kierowałem się dalej na Środę Wlkp. Miast było dobrze oświetlone, więc starałem się nieco przyśpieszyć, ale jakoż ciężko szedł rowerek. Dojechałem kawałek za Środę. A dokładniej za Brodowo wioskę która znajduje się na trasie ze Środy na Nowe Miasta, postanowiłem się zatrzymać, coś mi ciężko szedł rower. Zdjąłem lampkę z kierownicy i rozpocząłem oględziny. Przeczucie okazało się słuszne. W tylnym kole było mało powietrza. Nie zeszło do zera, ale opona dość znacznie się uginała. Chwila zastanowienia i decyzja powrotu do domu, miałem zapasową dentkę, ale tylko jedną a w dodatku nie chciałem naprawiać po nocy nie wiedząc czy uda mi się zlokalizować przyczynę. Dopompowałem powietrza i tą samą trasą wracałem do Poznania. Po drodze jeszcze dwa razy uzupełniałem powietrze kiedy tylko zaczynałem odczuwać że jest go już mało.
Około 4 w nocy byłem ponownie w domu, wycieczka skończyła się znacznie szybciej niż planowałem. Zrezygnowany położyłem się spać. Wstałem późno, zjadłem śniadanko i postanowiłem sprawdzić co też się stało. Po zdjęciu tylnego koło, zabrałem je do pokoju, zwinąwszy nieco wcześniej dywan. Dentka faktycznie była przebita, miedzy opnę a dentkę dostał się mały kamyk, zapewne kiedy przekładałem opony. Dziura nie była duża, ale wariant z ciągłym uzupełnianiem powietrza nie był by dobry. Po nocy zaś na pewno bym nie zauważył przyczyny przebicia i pomimo że wymienił bym dentkę, jechał bym dalej zaniepokojony czy za parę chwil nie padnie kolejna. Przesunięcie z konieczności w czasie wyjazdu na Częstochowę dało czas abym nabył lepsze oświetlenie. Próbę pokonania trasy i dystansu podjąłem kolejnego dnia, tym razem udaną :) Częstochowa Poznań - przez 4 województwa
Przejechany dystans 78 km
Czas jazdy 3:05 h
Prędkość średnia 24,38 km/h
Czas poza domem: prawie 4 godziny
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
131.09 km 90.00 km teren
07:18 h 17.96 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Błądząc pomiędzy Iwnem, Niekielką, Brzeźnem i Jeziercami

Sobota, 8 sierpnia 2009 · dodano: 20.08.2009 | Komentarze 0

W tydzień po tym jak został ukończony pomyślnie pierścień wokół Poznania wybrałem się z Krzysztofem na niestresującą, niemęczącą spokojną wycieczkę w lasy na wschód od Poznania, za Iwno.
Bezpośrednio po wycieczce odpowiedni wpis na bikestats umieścił Krzysztof, Lasy za Iwnem. Jako że dysponuje GPS i zabiera go w trasę tam też jest ślad naszej wyprawy.
Spotkanie przy źródełku na Malcie, godzina 9:00. Mały poślizg jednak. Ale to niczego nie zmienia. Jedziemy wzdłuż Cybiny w kierunku na KobylePole i dalej lasem pod Tulce, do wioski jednak nie jedziemy, odbijamy w kierunku Szewc jadąc ścieżką wśród pól. Z Szewc kierujemy się na Kruszewnie piękną akacjową alejką. Dalej również wśród pól północnym skrajem wioski Gowarzewo, dróżką która leży pomiędzy wspomnianą wioską a Rabowicami. docieramy spokojnym tempem do drogi na Siekierki. W Siekierkach mały postój Krzysztof musi wykonać "dostrojenie' rowera i jedziemy parę metrów aby ponownie się zatrzymać. W przednim kole u Krzysztofa mało powietrza, szybkie dopompowanie i jedziemy. Mijamy Kostrzyn, kierujemy się na Gniezno. Po dojechaniu do Iwna postanawiamy że skoro dochodzi południe, warto coś zjeść i wypić, dlatego też do znanego mi sklepiku nieco oddalonego od drogi, wśród bloków kierujemy się - tu małe zakupy, posiłek i chwilę później oglądamy zabytkowy kościół w Iwnie " title="Brama i wejście do kościoła w Iwnie" width="675" height="900" />
Brama i wejście do kościoła w Iwnie © toadi

" title="Kościół w Iwnie" width="675" height="900" />
Kościół w Iwnie © toadi

Od kościoła kierujemy się do centrum starej części wsi oraz w kierunku stadniny koni, celem jest jednak XIX wieczny pałac Mielżyńskich.
" title="Pałac w Iwnie z XIX wieku" width="900" height="675" />
Pałac w Iwnie z XIX wieku © toadi

" title="Pałac w Iwnie" width="900" height="675" />
Pałac w Iwnie © toadi


Kawałek ścieżkami/alejkami parkowymi za pałac i już jesteśmy nad brzegiem stawu w Iwnie (staw deszczownia), na jego powierzchni mała wyspa, a wokół biegnie ściezka" title="Staw deszczownia" width="900" height="675" />
Staw deszczownia © toadi

Kierujemy się wzdłuż stawu i po przeciwnej stronie ścieżki, kolejny staw, znacznie mniejszy z zarośniętym szuwarami brzegiem. Dalej kierujemy się na wschód od Iwna w kierunku Wiktorowa i na Nekielkę. Kolejna akacjowa alejka, piękne widoki, tereny bagienne itd. Jednym słowem cudnie. Po dotarciu do Nekielki zaczynamy "błądzić" po okolicznych lasach, kierując się na północ do ciągu kilku jezior. Nim dojechaliśmy do pierwszego z nich okazuje się że powietrze kolejny raz uszło. Decyzja wymiana dętki, po paru minutach Krzysztof wymienił dętkę, ale chwilę później musimy powtórzyć czynność i założyć kolejną nową. Jesteśmy od tej chwili już bez zapasu, mam jedynie łatki.
" title="Pana. Wymiana dętki" width="900" height="675" />
Pana. Wymiana dętki © toadi

Już bez zbędnych przygód docieramy do j. Baba, tłum ludzi, plaża, i wszędzie samochody, niektórzy jakby mogli wjechali by do wody. Ciekawe jaką mają ci ludzie przyjemność mając samochód dwa kroki od brzegu jeziora. Za jeziorem Baba za wąskim pasem ziemi, na którym też stoją samochody i motocykle - ciekawe co na to straż leśna. kolejne mniejsze jeziorko - Cyganek. Woda czysta, ale dno muliste, dlatego brak kąpiących.
" title="jezioro Cyganek" width="900" height="675" />
jezioro Cyganek © toadi

Kierujemy się ku leśniczówce Jezierce jadąc wzdłuż kolejnych jezior, aż do największego Ula, tam obok leśniczówki kierujemy się ponownie na Nekielkę i dalej na pyszny obiadek w miejscowości Brzeźno. Zahaczamy jeszcze o wioskę Siedleczek i już drogami docieramy na obiad.
Parę minut po 16 ruszamy uzupełnić zapasy picia, kierujemy się wzdłuż trasy Poznań - Warszawa do pobliskiej stacji benzynowej. A następnie po zakupach powrót do Brzeźno i dalsza wyprawa w lasy za Nekielką.
Nekielka już niebawem będzie zabudowana, wszędzie już są wytyczone działki, drogi, szkoda trochę bo to urokliwe miejsce będzie kolejnym osiedlem domków jednorodzinnych, i nie będzie po co tam już jeździć, a jeśli to teren do ciekawej jazdy skurczy się.
Dalsza wyprawa wśród lasów prowadzi nas do Wagowa, a potem na Pobiedziska, gdzie na skraju miasta mijamy stary cmentarz żydowski, a następnie zatrzymujemy się na chwilę nad brzegiem j. Dobre aby ustalić dalszą trasę. Namawiam Krzysztofa aby objechać jezioro, lecz okazało się to niemożliwe. Musimy się kawałek wrócić.
" title="jezioro Dobre" width="900" height="675" />
jezioro Dobre © toadi

Na osiedlu domków jednorodzinnych dostrzegamy czynny sklep i Krzysztof szybko się tam udaje aby uzupełnić zapasy, zwłaszcza zapasy wody. Funduje też lody :) . Ledwie wyszedł ze sklepu sklep został zamknięty. Była 18:00
Miałem chęć jechać na miejscowość Kociołkowa Górka aby pokazać Krzysztofowi tamtejszy leśny wąwóz, było jednak dość późno i należało udać się na Poznań. Już wyłącznie asfaltem popędziliśmy w stronę Promna, gdzie przekroczyliśmy dopuszczalną prędkość 40km, jak dobrze że nie było niebieskich:), a swoją drogą ciekawe czy by Nas zatrzymali :). Dalej do wsi Góra, Jankowo, Sarbinowo do Jasina pod Swajem i do ETC na kolejną porcję lodów tym razem z automatu. Ponownie fundował Krzysztof. Następnie południem Swarzędza obok skansenu pszczelarstwa obwodnicą do ul. Bałtyckiej.
Bezpośrednio przed mostem na Warcie jeszcze chwila rozmowy i powrót do domów.
Wycieczkę należy udać za udaną, czas szybko upłynął wśród lasów, pól i jezior.
Kategoria 100 - 200 km