Info
Ten blog rowerowy prowadzi toadi69 z miasteczka Poznań. Mam przejechane 7388.85 kilometrów w tym 2825.51 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.67 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Luty4 - 0
- 2013, Styczeń4 - 1
- 2012, Wrzesień5 - 18
- 2012, Sierpień11 - 28
- 2012, Lipiec12 - 32
- 2012, Czerwiec9 - 41
- 2012, Maj1 - 2
- 2011, Październik2 - 11
- 2011, Wrzesień2 - 16
- 2011, Lipiec1 - 11
- 2010, Maj3 - 17
- 2010, Kwiecień10 - 2
- 2010, Marzec2 - 0
- 2009, Październik6 - 22
- 2009, Wrzesień15 - 56
- 2009, Sierpień11 - 18
Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2012
Dystans całkowity: | 889.94 km (w terenie 247.41 km; 27.80%) |
Czas w ruchu: | 41:10 |
Średnia prędkość: | 20.77 km/h |
Maksymalna prędkość: | 52.57 km/h |
Suma podjazdów: | 4963 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 164 (92 %) |
Suma kalorii: | 21652 kcal |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 74.16 km i 4h 07m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
34.31 km
15.00 km teren
01:34 h
21.90 km/h:
Maks. pr.:39.04 km/h
Temperatura:20.3
HR max:170 ( 96%)
HR avg:139 ( 78%)
Podjazdy: 72 m
Kalorie: 908 kcal
Rower:Giant XTC0
Do brata +
Wtorek, 3 lipca 2012 · dodano: 29.07.2012 | Komentarze 0
Wyjazd do brata. Pierwsze 130km na luzie, powoli nie śpiesząc, w końcu jak jadę w gości to nie chcę się spocić. Powrót już normalnie, jednak po wjechaniu do tuleckiego lasu skręcam w leśne ścieżki i tak troszkę sobie po nich pomykam, zapada zmrok więc za dużo czasu nie mam, jednak dodatkowe kilka kilometrów dokręcam, wracam w Spławiu na asfalcik i już normalnie przez Szczepankowo i obok Carrefura do domciu. W domu ląduje już po zmroku, troszkę późno wyjechałem :) Kategoria do 100 km
Dane wyjazdu:
46.41 km
46.41 km teren
02:27 h
18.94 km/h:
Maks. pr.:42.37 km/h
Temperatura:29.2
HR max:179 (101%)
HR avg:164 ( 92%)
Podjazdy:471 m
Kalorie: 2092 kcal
Rower:Giant XTC0
MTB Lubrza
Niedziela, 1 lipca 2012 · dodano: 02.07.2012 | Komentarze 12
Do Lubrzy docieram z Krzysztofem, trasa spokojna, autostradą do zjazdu w Trzcielu, później przez Suszmiącą, Kaławę, Wysoką do Boruszyna, a tu nie ma żadnych oznaczeń, nie widać żadnych namiotów itp. Jednak, zawracamy i kierujemy się za samochodem z rowerami - On chyba wie gdzie jechać, w taki sposób docieramy na miejsce, szkoda że ktoś z organizatorów zapomniał umieścić na krzyżówce stosowne oznaczenie. Jesteśmy ponad godzinę przed startem, na miejscu jest już Mariusz, Marc, Jacek, Marcin z Rodziną, bloom z ekipą.Robimy mały rozjazd i ustawiamy się w sektory, 10:30 i stoję z Marcinem oraz Krzysztofem na pierwszej linii 3 sektora, przed nami reszta.
Jest gorąco, korzystam z chwili czasu jaki pozostał do startu i zrzucam z siebie podkoszulek, który odnoszę do samochodu.
Marcin z przodu, ja nieco z tyłu - START
11:00 i poszły konie, od tego startu czas jest liczony brutto, więc te kilka sekund które czekamy zanim ruszymy bezpowrotnie uciekają. W końcu ruszamy i my, Marcin sprytnie wyrwał do przodu, ja mniej szczęścia albo sprytu miałem i zostałem nieco przyblokowany, za linią startu zeskakuje na chwilę z roweru po tym jak zostałem odepchnięty za kierownice w bok. Jadę, pierwszy zakręt w lewo, za chwilę kolejny w prawo i lekko w dół, pierwsze błotko większość stara się przejechać nie brudząc siebie i rowerów, mnie również się to udaje. Lekki podjazd za zakrętem w prawo, na szczycie w lewo i w dół w kierunku pobliskiego lasu, na skraju lasu rozwidlenie, skręcamy w lewo i pod górę, niektórzy wpychają rowery, wszystko zaczyna się blokować i zapychać. Widzę pierwszego pechowca, który trzyma w ręku zerwany łańcuch, na trasie będzie jeszcze jeden zerwany łańcuch i złamana sztyca. Kilkaset metrów lasem, może nawet więcej niż kilkaset, kręcąc raz w lewo, raz w prawo, raz nico w górę, za chwilę ku dołowi, docieramy do ścieżki biegnącej skrajem lasu, po prawej pole, którym kilku zasuwa, mniej kałuż, w końcu ponownie docieramy do linii startu, teraz jest już luźniej, ten odcinek pokonuje wyraźnie sprawniej jak parę minut wcześniej. Przy wjeździe do lasu, tym razem jedziemy prosto, ścieżka w prawo z podjazdem odgrodzona taśmą.
Tętno powyżej 170. Cisnę w miarę mocno, udaje się wyprzedzać, jednak i ja jestem wyprzedzany, w pewnym momencie widzę Marka, dociskam mocniej i już po chwili doganiam go, wyprzedzam mały peletonik w którym jedzie i proponuje dospawanie do kolejnego który ucieka z przodu, przez chwilę jedziemy razem.
Dość zwarta grupa, jeszcze nie rozciągnięta, skutkuje zsiadaniem z roweru i podchodzeniem na kilka wzniesień, co śmieszne, kiedy "jedziemy" po bunkrze, wszyscy prowadzą, przez najbliższy mostek jest nie inaczej, gdzieś z przodu zamajaczył nam Marcin, na co zwrócił pierwszy uwagę Marek.
Kamila Bródka jedzie na moim kole :)
Za mostkiem usiłuję dojść Marcina, jednak spora grupka rowerzystów, którzy nas rozdzielają nie ułatwia tego, Marcin szybko się oddala i znika z pola widzenia. Kolejny podjazd, kończy się wprowadzeniem rowera, idę gęsiego jak wszyscy, obracam się za siebie, Marka nie widzę.
Zjazd, i kolejny podjazd, który udaje się podjechać gdzieś do połowy, a później idę jak pozostali :(
Pierwszy punkt kontrolny jestem 60 z czasem 0:30:34
Jadę swoim tempem, nieco zbyt mocnym. gdyż tętno oscyluje między 165 a 172, ale to tylko około 50-60 km, po leśnych ścieżkach, odcinki są bardzo dziurawe i mocno trzęsą, wkurza mnie to i wybija z rytmu. Powoli wykrystalizowało się i nie ma już dużych licznych grup rowerów, wszyscy się dość mocno rozciągli na trasie. Co jakiś czas udaje się kogoś wyprzedzić, ale i co pewien czas mnie wyprzedzają :(
Tak docieram do pierwszego i jedynego bufetu na trasie dla dystansu mini, zatrzymuje się na dwa lub trzy kubki picia, pomimo że w bukłaku jeszcze sporo, jednak jest gorąco, więc skorzystanie z oferty tylko może pomóc w pokonaniu trasy.
Gdzieś za bufetem po krótkim zjeździe o niewielkim nachyleniu szeroką krętą ścieżką docieram do strumienia, który poprzedzający mnie rowerzyści starają się przejechać, wielu jednak idzie, woda sięga do kolan. Spostrzegam mostek z lewej i nie myśląc długo korzystam z niego, za mną jeszcze dwie lub trzy osoby podążają.
Docieram do rozjazdu, coś szybko był, jak na dystans 60 km, skręcam w lewo, zdecydowana większość jedzie prosto, jednak kolarz, którego ścigam od kilu ładnych kilometrów też jedzie mega, na końcu dość długiej ścieżki wśród pól, na zakręcie stoją strażacy, obracam się za siebie, pusto nikt nie jedzie.
Skręcam w prawo, dochodzę gościa, który też skręcił na mega, skręt w prawo i ponownie jesteśmy w lesie, gdzieś z przodu zamajaczyła koszulka podoba do mojej.
Pomimo sporego zmęczenia, podejmuje próbę dojścia, po pewnym czasie wiem że Marcin jest przede mną, jednak jestem nadal dość daleko. Z każdym kilometrem się do Niego zbliżam jednak, na punkcie pomiaru czasu jest już prawie dogoniony.
Czas na drugim punkcie kontrolnym: 1:37:45 (60 lokata), strata do Marcina 10 sekund :)
Chwilę później spada mnie łańcuch na początku podjazdu, tracę kilka sekund, ponownie doganiam, tym razem przed bunkrem, chce podjechać krótki podjazd, dość ostry, jednak szybka redukcja biegów ze skrajnych na skrajne powoduje że ponownie spada łańcuch. Wpycham na górkę, szybko zakładam na młynek i ruszam. Tym razem kładkę przejechałem bez większych problemów, jednak ponownie Marcin gdzieś uciekł, gonię.
Doszedłem Marcina, jednak przejazd przez mały strumyk obok jeziora na blaciku, za którym był podjazd w niewielkim wąwozie wymusza redukcję biegów na młynek. Manewr który wcześniej zaowocował spadnięciem łańcucha z młynka i tym razem przynosi ten sam skutek. Zakładam łańcuch, w tym czasie ktoś mnie wyprzedza, ruszam, chwilę później doganiam i wyprzedzam rowerzystę, który wykorzystał moment, w którym zakładałem łańcuch.
Widzę ponownie Marcina przed sobą, powoli udaje się go dogonić. Jakiś czas jedziemy dość równo, raz On prowadzi raz ja :) Na bufecie polewa głowę wodą, ja w tym czasie wciągam fiolkę odżywki z kofeiną i czymś tam jeszcze i mocno popijam, Marcin ruszył szybciej, jednak bierze żel w trakcie jazdy, więc szybko pojawiam się za nim.
Od tej chwili jadę wraz z Nim, chwilami udaje się mnie być z przodu, chwilami prowadzi On, odnoszę wrażenie, że na podjazdach mam nieco więcej sił, jednak na płaskich i dość równych odcinkach On jest lepszy. Jedzie na wyższej kadencji, ja przeciwnie, bardzo siłowo.
Rzeczkę ponownie pokonuję po kładce z lewej, Marcin jedzie centralnie, gdzieś po środku prawie przelatuje nad kierownicą, zablokowało się koło o jakiś kamień,
Za strumieniem ruszamy razem, nie chcę odpuszczać pomimo wyraźnego zmęczenia, Marcin działa na mnie dopingująco, ale widzę że chyba i ja na Niego działam podobnie. Długa pogoń za Marcinem, nadwątliła znacznie moje siły, nie czuję abym miał jakieś większe rezerwy. Żaden z nas nie chce jednak odpuścić, żaden nie chce się poddać, po jednym z krótkich podjazdów tracę siły. Odpuszczam nieco, o czym powiadamiam Marcina, ten tylko jednak mnie zmotywował, "dajesz, dasz radę" przez chwilę z trudem jadę w pewnym oddaleniu za Marcinem, jednak po około 2 może 3 minutach dochodzę do siebie, znowu jedziemy razem, docieramy do rozjazdu, proponuję skręt w lewo, jednak nie było chętnych :)
Ostatnie dwa kilometry jedziemy dość równo, w nogach czuję lekki ból, wiem że nie mam już dużo sił, wiem że na finiszu przegram, wyjeżdżamy z lasu, lekki podjazd, po którym dwie godziny temu zjeżdżaliśmy. Mimo że do mety jeszcze dość daleko około 1 km, może więcej, atakuję, liczę że może uda mnie się urwać na podjazdach, jednak cały czas czuję oddech Marcina na plecach, nie udało się, kolejny ostatni już podjazd, łacha piasku na zakręcie, wchodzę dość ciasno w zakręt, i asfalt.
Słyszę za sobą jak chrzęści przerzutka i trzeszczy napinany łańcuch.
Marcin finiszuje, nie mam już dość sił, aby tak gwałtownie przyśpieszyć, pomimo próby po ułamku sekundy Marcin zrównał się ze mną, a kilkanaście metrów przed metą wyprzedził. Uff, odpuszczam, nie dam rady na 20 metrach dogonić wyprzedzić, Marcin przekracza linię mety z czasem o sekundę lepszym - brawo Marcin.
Meta MTB Lubrza© toadi
Na mecie czeka uśmiechnięty od ucha do ucha Mariusz, który z kimś gawędzi.
Jak się miało okazać, byłem trzeci na mecie z teamu Goggle, co było dla mnie zaskoczeniem, liczyłem na 4 lokatę.
Dla Jacka, który chwile później przekracza linie mety, dzisiejszy start był bardzo pechowy, krótko po starcie zrywa łańcuch (traci zapinkę łańcucha) zanim ponownie zepnie łańcuch wszyscy jemu odjadą, musi gonić, stracił kilka bardzo cennych chwil, które usiłował odzyskać na trasie maratonu.
Nieco później linie mety przekracza Marek oraz Krzysztof.
Kilka chwil spędzonych na rozmowie i idziemy na makaronik.
Myjki brak :( rowery ubłocone nieco, więc jakoś trzeba będzie je przetrzeć szmatką.
Rozkładamy się na łączce i spędzamy czas w oczekiwaniu na tombolę.
Losowanie roweru przedłuża się w nieskończoność, aż w końcu pada numer jakiejś dziewczyny, odbiera rower i po imprezie :)
Żegnamy się i pakujemy rowery, chwilę później ruszamy w drogę powrotną.
Dzięki pogoni za Marcinem i jeździe z Nim na około 10 km przed metą wykręcam całkiem niezły jak na mnie czas oraz zdobywam 544 punkt, powinien być 2 sektor na kolejny start w Nowej Soli. Dzięki Marcin za porządną motywacje na trasie maratonu :), czuję że jest to jeden z nielicznych maratonów, który pokonałem na 100% swoich możliwości i sił, na mecie którego w bukłaku miałem tylko łyk wody.
Na mecie okazuje się, że w niektórych miejscach szwankowało oznaczenie trasy i w ferworze walki zdarzało się przeoczyć słabo oznakowane zakręty, a przez to nadłożyć na trasie nieco kilometrów oraz stracić czas.
Mariusz - 43/75; 11 w M3; 2:19:52
Marcin - 59; 8 w M4; 2:29:11
Ja - 60; 9 w M4; 2:29:12
Jacek (defekt na trasie :( ) - 62; 17 w M3; 2:33:05
Marek - 68; 20 w M2; 2:40:34
Krzysztof - 70; 11; 2:43:31
PS. Dzięki za fotki P. Joanno :)
Kategoria do 100 km, powyżej 200 km