Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi toadi69 z miasteczka Poznań. Mam przejechane 7388.85 kilometrów w tym 2825.51 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.67 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.


baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy toadi69.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
325.00 km 4.00 km teren
14:46 h 22.01 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Częstochowa - Poznań: Cztery województwa :)

Sobota, 15 sierpnia 2009 · dodano: 18.08.2009 | Komentarze 3

Jestem nowy a jednocześnie już parę razy wspomniany na bikestats.pl, gdyż sporo w tym sezonie i wcześniej jeździłem z Krzysztofem (www.maks.bikestas.pl). Wcześniej był pierścień wokół Poznania Pierścień I Pierścień II oraz Kołobrzeg Kołobrzeg czy też Wyprawa z Krzyża przez puszczę Notecką i Szamotuły - Oborniki do Poznania Puszcza Notecka.
A bezpośrednio po zamknięciu pierścienia zaświtał mi pomysł aby zapuścić się na coś dłuższego niż do Kołobrzegu, coś powyżej 300km, stanęło na Częstochowie. Zapewne gdyby nie to że Krzysztof nie mógł pojechać, nie założył bym własnego bloga.
W planach był przejazd z Poznania do Częstochowy w nocy z Czwartku na Piątek, ale po 40 km złapałem panę i wróciłem do domu robiąc niecałe 78 km. Przekonałem się jednak że muszę pomyśleć o znacznie lepszym oświetleniu, bo lampka przednia, którą dotychczas używałem okazała się kompletnym niewypałem, owszem byłem widoczny, ale samemu niewiele widziałem.
Po piątkowych zakupach postanowiłem że tym razem wracam do Poznania z Częstochowy.
Ekwipunek minimalny, no może parę drobiazgów mniej mogło być, ale nie brałem ze sobą żadnych map, przewodników itp. aparat foto również pozostał w domu. Wcześniej tylko spędziłem nieco czasu w domu nad mapami oraz kompem aby dobrać i zapamiętać trasę.

Pociąg miał odejść o 2:54 i w Lublińcu wg rozkładu miał być przed 7:00 rano. Po około 1:30 godzinie snu, wstałem i ruszyłem na dworzec. Jak zwykle pociąg miał opóźnienie ponad pół godziny, w dodatku miał być wagon do przewozu rowerów, ale go nie było. W samym Poznaniu było kilku ludzi z rowerami którzy musieli zapakować się do pociągu (dwóch wybierało się na transkarpatie). Jak się okazało w wagonach już stały rowery, za zgodą konduktora ulokowałem się w wagonie zarezerwowanym dla kolonistów, jedyny problem to 4 godzinki stania w korytarzu, cóż kolej nas nie rozpieszcza :(

Po dotarciu na miejsce startu, było już po siódmej, pociąg tylko nieznacznie nadrobił początkowe opóźnienie.

Trasa:Lubliniec - Częstochowa - Lgota - Kłobuck - Waleńczów - Krzepice - Szarki (wyjechanie z woj. Katowickiego do opolskiego) - Jaworzno - Rudniki - Dalachów - Gana - Rozterk - Praszka - Przedmość - Klik - przekroczenie granicy województw opolskiego i łódzkiego :) - Wróblew - uszyce (lasami - powrót na krótko w opolskie) - Dzietrzkowice - Łubnice - Wójcin - Chrościn - Bolesławiec - Opatów - dalej trasą 11 do Środy Wlkp przez: Słupie, Kępno, Ostrzeszów, Ostrów Wlkp., Pleszew, Jarocin, Nowe Miasto nad Wartą, Środę Wlkp, Topole, Bieganowo, Krerowo, Nagradowice, Komorniki, Tulce, Spławie, Szczepankowo, Poznań - Rataje - Finał (Dom).

Z Lublińca połozonego jakieś 38 km na zachód od Częstochowy prowadziła piękna z początku płaska droga dobrze oznakowana, a wzdłuż drogi parę kilometrów za miasto ścieżka rowerowa." title="Lubliniec start" width="675" height="900" />
Lubliniec start © toadi
Po paru kilometrach pojawiła się pierwsza górka do pokonania, a za nią kolejna, kolejna i tak do samej Częstochowy, przeważały podjazdy, a ja chciałem nadrobić stracony czas. Wkrótce też było widać smukłą wieżę Jasnogórskego Klasztoru, niekiedy tylko znikała za drzewami lub po nielicznych zjazdach a przed kolejnym podjazdem, prowadziła i służyła mi za drogowskaz do samego celu. Do Jasnej Góry dojechałem od kościoła Świętej Barbary, ulicą o tej samej nazwie, była 8:34," title="W Częstochowie, u wrót Jasnejgóry :)" width="675" height="900" />
W Częstochowie, u wrót Jasnejgóry :) © toadi
miałem zaledwie 4 minuty opóźnienia w stosunku do wcześniejszego planu, sporo nadrobiłem ale czułem to w nogach, a to był dopiero początek trasy. W okolicach klasztoru zabawiłem jakieś 30 minut i ruszyłem ul. św. Rocha w kierunku na Poznań. Łudziłem się, iż teraz to już tylko z górki, ale już wkrótce okazało się że tylko się łudziłem. Zaraz za Częstochową piękny zjazd i stromy dość długi podjazd." title="Z Częstochowy do Poznania" width="675" height="900" />
Z Częstochowy do Poznania © toadi
Pod Kłobudzkiem po pokonaniu kolejnego podjazdu herb miast - z pierwszej chwili przypominał spodek ufo tylko ta antenka :) wcześniej za Blachownią na rogatkach Częstochowy, podobny motyw na tablicy informującej o terenie zabudowanym, również sylwetka ufo nad zarysem miasta.
Dość męcząca trasa przez kolejne miejscowości, ruch samochodowy głównie w kierunku na Częstochowę, widać wielu śpieszyło na uroczystości Maryjne. Po przekroczeniu granicy województw katowickiego oraz opolskiego jakość drogi wyraźnie się pogorszyła, a do przedniej opony zaczęły lepić się kamyki, początkowo zatrzymywałem się aby oczyścić oponę ale że po przejechaniu kilkuset metrów opona była ponownie oblepiona kamykami, wpadłem na prosty ale skuteczny pomysł. Z pobocza drogi zabrałem większy kamień, o dość ostrych krawędziach. Schowałem go do kieszeni koszulki i co jakiś czas w trakcie jazdy zgarniałem nim pozbierane kamyki z przedniej opony. Tak dojechałem do Rudnik. W Rudnikach stan drogi wręcz tragiczny, remont ruch wahadłowy. Przejechałem do skrzyżowania i miałem kierować się na Praszkę, ale widząc iż przed mną droga jest w podobnie złym stanie plus znaki ostrzegawcze o prowadzonych robotach drogowych (sprzęt drogowy i ludzie remontowali drogę pomimo święta) postanowiłem, iż pojadę inną trasą niż wcześniej zaplanowana skręciłem na Dalachów, po paru kilometrach skręciłem w prawo i kierowałem się w stronę Praszki, po drodze zawitałem na "czarny ląd" do miejscowości Gana i po minięciu kolejnej wioski wjechałem do Praszki na ul. Kaliską, następnie koło zamkniętej Biedronki przez osiedle na miejscowość Przedmość, kolejna zmiana trasy podyktowana chęcią zaliczenia czterech województw - łódzkiego. Wkrótce za miejscowością Klik w lesie chwila przerwy i zdjęcie rowerka przy słupku informacyjnym o granicy województwa opolskiego i łódzkiego." title="Na granicy województw" width="900" height="675" />
Na granicy województw © toadi
Nie miałem chęci wracać więc ruszyłem dalej przed siebie brnąc w kierunku miejscowości Wróblew. Tam postanowiłem wracać ku pierwotnej trasie, a że miałem ją po swej prawej stronie, na pierwszej krzyżówce jaka była (brak jakiegokolwiek oznakowania, poza nazwą miejscowości) skręciłem w prawo kierując się na zachód, a właściwie zachód, południowy-zachód. Po około kilometrze droga zamieniła się w szutrową, a nim skończyła się wioska w gruntową a następnie piach, dalej ścieżka oznakowana na zielono prowadziła przez łąki i las, jakiś czas trzymałem się oznakowania, ale w chwili kiedy oznakowanie kierowało bardziej ku południu już nie było mi po drodze. Miałem gładkie opony - Schwalbe Marathon Plus z tyłu oraz Supreme z przodu, dalszy komentarz zbędny. Po około 4 km przez piachy wyjechałem w miejscowości ( właściwie za) Uszyce. Powrót na Opolszczyznę, lecz na krótko, gdyż po minięciu dwóch strumyków, które płynęły równoległe oddalone zaledwie o kilkanaście metrów, ponownie byłem w łódzkim. Dojechałem do Łubnic, w których przy kościele było kilka straganów rozstawione, strażacy w mundurach galowych kręcili się po ulicy. Szkoda tylko że wszystkie sklepy były zamknięte, a na barze wywieszka że czynne będzie po godzinie 20:00. A ja już od pewnego czasu bez prowiantu, picia, w ustach Sahara. Dalej kierując się ku Bolesławcowi, w którym poza ruinami zamku nad brzegiem jeziora można było też zobaczyć zgliszcza restauracji strawionej przez pożar, notabene nad tym samem jeziorem. Nie tracąc czasu na poszukiwanie czynnego sklepu kierowałem się w kierunku na Opatów, gdzie liczyłem, iż po wjechaniu na trasę do Poznania będę mógł uzupełnić zapasy i ugasić pragnienie na stacji benzynowej, ale zawiodłem się i dalej musiałem zmierzać przed siebie. Dopiero w miejscowości Słupie pierwsze zaopatrzenie i łyk wody. Dojazd do Kępna. i zakaz ruchu rowerami po drodze, kolejny remont w okolicach mostu droga poryta, znaki kierują ruch pieszy na przeciwległy chodnik, i ja tam się kieruje. Ale słowo chodnik to zbyt wiele, rozkopana ścieżka z usypanymi kupami piachu i kilkunastoma bezsensownie rzuconymi płytami chodnikowymi, ciekawe jak ten fragment chodnika wygląda po deszczu. W Kępnie na Rynku większe zakupy, uzupełnienie zapasów, nieco dłuższy postój. Musiałem coś zjeść i pożądanie ugasić pragnienie. Zaopatrzony w około 2 litry płynów ruszyłem dalej. Na przejeździe kolejowym oczekując na podniesienie szlabanu miałem chwile zwątpienia i nie czekając za ich otwarciem ruszyłem ul. Dworcową w kierunku Dworca PKP. Liczyłem że wsiądę do pociągu i pozostałą drogę pokonam koleją. Jednak najbliższy pociąg do Poznania odchodził przed 23:00, a wg moich wyliczeń do tego czasu powinienem dojechać do celu rowerem, zwłaszcza że najgorszy skwar już ustępował i teraz mogło być tylko lepiej.
Zawiedziony częstością kursowania pociągów do Poznania, powróciłem na trasę.
Dalej 11 w kierunku na Ostrzeszów, Ostrów Wlkp, trasa zahacza o Dolinę Baryczy. Pięknie, kiedyś będę musiał tam się udać :)/ Do Pleszewa i Jarocina bez większych perturbacji, droga w większości nachylona korzystniej - zjazdy dość długie o niewielkim nachyleniu, to lubię. Nie to co było na odcinku do Rudnik. W Ostrzeszowie czy Ostrowcu wręcz wzorcowe ścieżki rowerowe prowadzące wzdłuż 11. Wzorcowe do tego stopnia, że na wielu skrzyżowaniach znak stop oraz poziome oznakowanie umieszczone przed ścieżką rowerową a nie jak w Poznaniu bezpośrednio przed drogą główną, co powoduje że samochody zagradzają drogę rowerzystą, tu zaś można sobie pozwolić na szybsze pokonywanie przeszkód na ścieżce rowerowej jakimi są krzyżujące się z nią drogi. W Jarocinie parę minut na postój, kolejne uzupełnienie zapasów głównie płynów, tym razem na stacji Bliska :) Przy okazji okazało się że zbyt słodka Nestea, a mało smaczna woda mineralna, po zmieszaniu ich razem świetnie gaszą pragnienie a do tego dobrze smakuje i nie jest zbyt słodkie :) Powerade i podobne wynalazki w pewnym momencie były za słodkie i musiałem popijać je wodą.
W godzinach popołudniowych telefon od Krzysztofa z pytaniem gdzie jestem i jak mi idzie oraz wstępne umówienie się na mały wypadzik w dniu następnym (niedzielę)
W Jarocinie również włączyłem oświetlenie bo było już po 20:00 i słońce zaszło, robiło się ciemno." title="Odpalenie świateł" width="675" height="900" />
Odpalenie świateł © toadi

Do Nowego Miasta nad Wartą wjechałem już w zupełnych ciemnościach, Przednie oświetlenie Sigmy (90 luxów) okazało się rewelacyjne, z małym ale, lecz o tym później. Widziałem drogę na dystansie około 120 metrów, a przydrożne słupki (ich odblaski) do około 500 metrów - 5 sztuk. Jednak w Nowym Mieście po przekroczeniu Warty z jednej strony duża ulga był czułem się u siebie w domu, pomimo sporego dystansu jaki należało jeszcze pokonać. Ale to już były moje tereny, które znam i wiem gdzie która dróżka prowadzi. Zaczął się jednak pewien problem wysiadła mi stopa, a dokładnie kostka. wpierw w prawej stopie, a paręnaście kilometrów później w lewej, ale co tam byłem już w Środzie Wlkp. Minęła 22:10 i miałem nieco ponad 30 km przed sobą, teoretycznie około godziny jazdy. Ale ból zrobił swoje a na ostatnich kilometrach ogarnęła mnie senność, prawie spałem na rowerze, szczęście że byłem już w Tulcach, bo to już tylko kawałek do domciu, nawet pieszo a bym się doczłapał. Do domu dojechałem o 23:35.
Mankament lampy Sigma PowerLed: ciężka a delikatne mocowanie, które jak się okazało nie przetrwało całej trasy, wyłamała się jedna strona zawiasu. Będę więc ją reklamował, podejrzewam że jest to typowa wada konstrukcyjna, poprzednie sigma jaką miałem mocowanie miała znacznie lepiej rozwiązane, łatwiej było ją ustawić w wymaganej pozycji na kierownicy, łatwiej było skorygować, a do tego znacznie pewniej trzymała kierownicy. Tu zbyt dużo udoskonalili coś co było dobre i spaprali. Co do samej lampy rewelacja. korpus aluminiowy i bardzo mocne światło, na jednym źródle do 11 godzin (około 3 na pełnej mocy) a dodatkowo poza akumulatorem ma jeszcze baterie, które podobną trwałość mają i w dodatku dopiero po rozładowaniu akumulatora, zużywa prąd z baterii.

Błędy popełnione w trasie:
1. Zbyt wysokie tempo na pierwszym odcinku do Częstochowy - zbyt wiele sił straciłem niepotrzebnie.
2. Jazda bez map, nie błądziłem zbyt wiele ale było by prościej, ewentualnie należało trzymać się trasy samochodowej
3. Dzień w który jechałem - Święto, większość sklepów zamknięta, zwłaszcza na małych wioskach nie miałem na co liczyć, może gdybym znał lepiej teren wiedział bym gdzie należy zajechać aby uzupełnić zaopatrzenie.
4. między godziną 11 a 15 należało zaszyć się gdzieś w lesie, poleżeć, odpocząć i ruszyć po takiej przerwie, a wtedy całkowity czas podróży był by dłuższy ale średnia powinna być lepsza.

Podsumowanie.
Całkowity czas podróży: 16 godzin i 15 minut (7:20 Lubliniec 23:35 Poznań)
Przejechany dystans Lubliniec (zerowanie licznika) - Poznań: 325,04 km " title="Wskazanie dystansu" width="675" height="900" />
Wskazanie dystansu © toadi

Czas jazdy rowerem: 14:45:59 (wskazanie licznika)" title="Wskazanie licznika - czas przejazdu - dodać 1 z przodu" width="675" height="900" />
Wskazanie licznika - czas przejazdu - dodać 1 z przodu © toadi

Średnia, zaledwie: 22:01 (liczyłem na lepszy wynik) " title="Wskazanie licznika - srednia szybkość przejazdu" width="675" height="900" />
Wskazanie licznika - srednia szybkość przejazdu © toadi

temperatura (jeśli wierzyć tablicy przy trasie) o godzinie 15: 27 C powietrze oraz ponad 50 C nawierzchnia drogi.
Ogólne zmęczenie mniejsze niż po Kołobrzegu, szybciej dochodzę do siebie, ale kostka dostała mocniej niż wtedy. Mniej zmęczony byłem wracając z pierścienia wokół Poznania i obyło się bez bólu kostki.

Zdjęcia tak mało bo limit mały jak na razie :)
Kategoria powyżej 200 km



Komentarze
toadi69
| 16:35 wtorek, 18 sierpnia 2009 | linkuj No cóż nóżka się przydaje nie zawsze są widełki, czy też możliwość oparcia rowerka lub jego położenia, więc jeszcze z nią jadę. A co do korzystania z pomocy przygodnych ludzi nie wykluczam jej i zdarza się że korzystam, ale to ostateczność wolę być zdany na własne siły i wyznaje zasadę umiesz liczyć licz na siebie. Nawet wtedy kiedy pobłądzę często wybieram wariant samodzielnego odszukania trasy, czy też powrotu do miejsca z którego przyjechałem, a wiem gdzie z niego jechać. W okolicach Poznania dość często zapuszczałem się na wycieczki tylko po to aby "błądzić" wiele ciekawych miejsc można wtedy odkryć - np alejkę czereśniową, czy inny zakątek.
Za rady jestem wdzięczny i na pierwszy ogień - najwcześniej - zapewne pójdzie nóżka, na niektóre trasy będę ją zdejmował, zawsze rowerek będzie ciut lżejszy.

Pozdrowienia dla Krzysztofa :) nie omieszkam w przyszłym roku zaliczyć tych 300 km z Tobą :), a może pokusimy się o coś jeszcze dłuższego :)
Maks
| 09:08 wtorek, 18 sierpnia 2009 | linkuj Pozdrawiam
Niezły dystans jak dla mnie to duże ryzyko zwłaszcza w sobotę w święto gdzie prawie wszystkie sklepy zamknięte.
Na przyszły rok chce zrobić ponad 300 km.

Yoxik - nóżka się przydaje ;)
yoxik
| 07:16 wtorek, 18 sierpnia 2009 | linkuj Witam
Zacny dystans gratuluje.
Ja jak brakuje mi wody to wcale nie wstydzę się poprosić kogoś na wiosce aby nalał mi wody z domu. Jeszcze nigdy nikt mi nie odmówił zawsze to można chwilkę porozmawiać o trasie ile przejechałeś gdzie chcesz dojechać. To dla ludzi pewnego rodzaju atrakcja i chętnie pomagają. Polecam spróbuj :)
czemu nie ściągniesz nóżki po co to wozić tyle kilometrów?
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa alasi
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]