Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi toadi69 z miasteczka Poznań. Mam przejechane 7388.85 kilometrów w tym 2825.51 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.67 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.


baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy toadi69.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
61.50 km 51.50 km teren
02:48 h 21.96 km/h:
Maks. pr.:42.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Powidz

Sobota, 22 sierpnia 2009 · dodano: 20.08.2009 | Komentarze 1

Piątek wieczór - prognoza pogody nie napawa optymizmem, zmieniamy nieco plany (Ja i Krzysztof), zamiast wyjazdu o 6:00 przesuwamy o godzinę. A decyzję co do wyjazdu postanawiamy podjąć rankiem.
Sobota ranek, nie pada, w nocy również nie padało, niebo zasnute ciężkimi granatowoszarymi chmurami i lekko wieje, ale nie pada. Decyzja zapada ruszamy do Powidza - Strona informująca o maratonie - Krzysztof Maks wstawia się o umówionej porze. Kilka chwil później oba rowery lądują na dachu samochodu i ruszamy w drogę.
Na miejscu jesteśmy przed czasem, rejestrujemy się u miłej dziewczyny, zaś organizator udziela drobnych wyjaśnień, itd.. W czasie kiedy oczekujemy za startem ściągają inni uczestnicy tej imprezki. Przebranie się, sprawdzenie rowerów, krótka jazda po placu - w tylnym kole mało powietrza, a jeszcze wczoraj napompowałem prawie na maksa. Rower ląduje do góry nogami, szybkie zdjęcie koła, zdjęcie opony wymiana dętki, itd. po 10 minutkach mam już napompowaną opnę i koło tylko założyć na właściwe miejsce. Nie zauważyłem od razu ale okazało się że kolega mierzył mi czas :), dlatego wiem ile mi to zajęło. Już w domu po sprawdzeniu okazuje się iż w dętce była mała dziurka, na tyle mała że mogło by obyć się bez jej wymiany, wystarczyło dopompować i powinno na te niecałe 3 godziny jazdy jaka nas czekała wystarczyć. Na szczęście później już przykrych zdarzeń nie było.
Krótka odprawa przed startem, rozdanie map i kwadrans później start.
" title="Na chwilę przed startem" width="900" height="675" />
Na chwilę przed startem © toadi

Wszyscy ruszyli jak z kopyta, ja zostaję nieco za innymi, zakładam rękawiczki, do pierwszego punktu - punktu zero, gdzie czekał sędzia, z tego właśnie miejsca rozpoczyna się właściwy wyścig. Wybieramy kierunek jazdy w lewo od punktu zero. Krzysztof jakieś 100-200 metrów przede mną, poprawiam butelkę po raz kolejny, a to dopiero początek, jednak po chwili i tak mi wypada, 1,5 litra wody z herbatką ląduje na ziemi, jadę dalej uznałem że i tak jest dość chłodno i powinna wystarczyć mi na 3 do 4 godzin butelka izotonika. Wkrótce doganiam Krzysztofa, aby znów zostać w tyle - gleba, a dokładniej wywrotka przez kierownicę. Jadąc alejką akacjową nie chciałem ryzykować przebicia i postanowiłem uciekać na pole jadać jak większość, nie spostrzegłem jednak głębokiej wyoranej bruzdy, którą zakrywały wysokie trawy z pobocza ścieżki. Koło wpadło w bruzdę w momencie kiedy stawałem na pedałach i pochyliłem się nieco ku przodowi, nim się spostrzegłem miałem rower na plecach :)
Szybko się pozbierałem i ruszyłem w te pędy przed siebie, dogoniłem Krzysztofa i od tej pory pokonywaliśmy trasę razem :), co było wcześniej ustalone, a organizator nie wykluczał takiej możliwości.
Nim dotarliśmy do pierwszego punktu gdzie należało odbić listę, nieco nadłożyliśmy trasy jadąc przez Charbin, pierwszy punkt do zaliczenia - małe oczko wodne pośród pól otoczone małą łączką, nie było większych problemów z jego odnalezieniem," title="Wyścig w Powidzu - pierwszy punkt" width="900" height="675" />
Wyścig w Powidzu - pierwszy punkt © toadi
łyk wody i do kolejnego punktu. Teraz mieliśmy odcinek gdzie wyraźnie dmuchał nam wiatr w twarz, na szczęście mieliśmy około 4 do 5 km asfaltem, co ułatwiało nieco nam potyczkę z wiatrem.
Punkt E znaleźliśmy bez zbędnego błądzenia i nadkładania drogi, kolejny łyk wody i do kolejnego punktu ruszamy już lasem. Dojazd do Skorzęcin Plaża bez rewelacji, przejazd przez punkt poboru opłat i jesteśmy w miejscowości, teraz tylko odszukać kolejny już punkt C - paśnik. Początek poszukiwań udany, wjazd na właściwą ścieżkę gdzie spotykamy Sebastiana Relacja Sebastiana z wyścigu na orientacje, kilka wymiana kilku zdań a paśnika nie ma, spoglądamy na mapę, i widzimy że jest gdzieś za nami, jakieś 500 metrów, dostrzegamy że nie znajduje się bezpośrednio przy szlaku, a prowadzi do niego ścieżka. Wracamy, ścieżkę odnajdujmy, nieźle zamaskowana, łatwo ją przeoczyć i ominąć. Kawałek ścieżynką do końca i odnajdujemy paśnik oraz podbijamy kartę.
Rozstajemy się z Sebastianem, który zmierza w przeciwnym kierunku i jedziemy do punktu D - przepust wodny. W okolicach Piłki, chwila nieuwagi i zamiast pojechać prosto skręcamy w prawo podążając czarnym szlakiem rowerowym, kiedy się spostrzegamy jesteśmy na trasie do Wylatkowa, zawracamy. Po dojechaniu do Okręglicy, zaciągamy jeżyka u tubylczej ludności i kierujemy się prosto do punktu D, zjazd po piachu w dół w kierunki łączki i pasącego się bydełka. Ostre hamowanie, mostek, o mało bym go nie dostrzegł tak skutecznie zamaskowała go natura pokrzywami, krótkie owocne poszukiwania i mamy kolejny punkt, punkt D, W tym momencie dociera w to samo miejsce dwóch Mastersów, docierają od miejscowości Kinno ????, dlaczego od tej strony. Odbijam im karty i ruszamy przed siebie, wydawać by się mogło że łatwy wcześniej zjazd, zmusza nas do wprowadzenia rowerów pod górkę w piach. Startujemy a za nami podążają Mastersi, i małe Déjà vu, my już tu dziś byli, okolice Piłki, skrzyżowanie piaszczystych dróg, wracamy na plażę, w kierunku punktu C zamiast kierować się do punktu B. Parę minut dyskusji, żeby nie powiedzieć sporów i Mastersi ruszają przodem, a my za nimi, jednak Oni mylą drogę i skręcają w prawo, na Wylatkowo, my jedziemy prosto. Bez dalszych przygód docieramy do punktu B, przed którym ulokowali się sędziowie, ale tak sprytnie, że nie na tej krzyżówce, która była zaznaczona na mapie, nas to jednak nie zmyliło, skręcamy w lewo i mamy kolejny punkt. Teraz do starego dębu - punkt G i punktu medycznego.
Ruszamy, patrzymy a Mastersi już też docierają do punktu B. Nadrobili stratę, Przed punktem G doganiają nas i siedzą na kole, nie zamierzają wyprzedzać. Przy starym dębie punkt medyczny, podbicie kart, niektórzy uzupełniają picie. Ruszamy, szkoda czasu na podziwianie krajobrazu, który jest naprawdę ładny, chociaż co do dębów, daleko mu do Rogalina czy okolic Zaniemyśla. Jednak z dębem wiąże się pewna legenda - ponoć schronił się tu Napoleon, ale tylko dąb wie na ile to legenda, a na ile fakt historyczny.
Kolejny odcinek leśnymi ścieżkami, aż do drogi na Powidz. Ja jadę przodem, Mastersi wiszą mi na kole, ale nie poddaje się, cwaniacy oszczędzają siły, szkoda że technicznie dróżka jest łatwa, dzięki temu mogą być bezpośrednio za mną :(, przydało by się nieco kamieni, pieńków i innych przeszkód, może po wpadnięciu na którąś z nich, co zapewne bym im ułatwił, wyprzedzili by i pojechali przed nami, albo zwiększyli odstęp. Między punktem B a G oraz nim wyjechaliśmy na drogę, na leśnych ścieżkach chwilami pędziliśmy nawet 35 km/h, ale w większości prędkość oscylowała wokół 30km/h, to całkiem nieźle jak na amatorów, którzy pierwszy raz startują w tego typu zawodach, jakichkolwiek zawodach.
Po wyjechaniu na drogę licząc, iż może przejadą zjazd do ostatniego już punktu, punktu A, puszczamy ich przodem. Jednak nie pomylili się i zjechali gdzie należało. Spotkamy ich dopiero na mecie :(
Punkt A, nieźle ulokowany, skryty na drzewie, które jest amboną myśliwską, w okolicy znajduje się jeszcze kilka Ambon ale już standardowych - wież. Jakieś 100 metrów pod górkę, porośniętym dość wysoką trawą i zielskiem polem i jestem pod drzewem. Krzysztof zostawia rower na ścieżce i dzielący go dystans pokonuje pieszo. Jazda po tym zielsku zaowocowało tym, iż w kasecie miałem więcej zielska i trawy niż było na polu, bynajmniej można tak było sądzić po jego zagęszczeniu na tejże kasecie.
Nie tracąc czasu ruszamy do ostatniego już punktu, docieramy bez najmniejszych przeszkód, sędzia podbija nam karty, odnotowuje numery, parę zdań wymieniamy i dowiadujemy się iż nie jesteśmy ostatni. Radość, bo sądziliśmy że jedziemy jako ostatni. Kierujemy się już do mety, trwa to parę krótkich chwil, gdyż przewaga zjazdów skłania do szybszej jazdy niewielkim wysiłkiem.
Meldujemy się na mecie, mamy 10 i 11 miejsce na 14 startujących, jest lepiej niż przewidywaliśmy.
Dostajemy po batonie, butelce wody z której nie korzystam, mam jeszcze 1/2 butelki izotonika, który zabrałem na trasę, a tylko 1/2 spożytkowałem.

Wyjazd uważam za udany, muszę popracować nad lepszą orientacją w terenie, zwłaszcza wtedy kiedy brak słonka, słonka które zawsze służyło mia za kompas, a w sobotę nie mogło się przebić spoza chmur. Do następnego roku poprawię jazdę na kompas i zobaczymy jak wtedy mi pójdzie w Powidzkim Maratonie na Orientacje 2010, mam nadzieję że się odbędzie :)
Na liczniku mam nieco większy dystans niż w samy maratonie i niższą średnią, efekt kręcenia kółek na parkingu przed startem, kiedy to około 5-10 minut jeździłem po parkingu robiąc małe kółka i ósemki aby sprawdzić rower. Dlatego wywaliłem 1 km z tego co wskazał licznik, tyle bowiem pokazywał w momencie startu, oraz ująłem 7 minut z czasu jazdy. Jak dla mnie zważając iż jechaliśmy głównie w terenie średnia była bardzo dobra :)

Mapka z wyścigu oraz karta kontrolna:
" title="Mapka z wyścigu w Powidzu wraz z kartą kontrolna" width="900" height="675" />
Mapka z wyścigu w Powidzu wraz z kartą kontrolna © toadi
Kategoria do 100 km



Komentarze
sebekfireman | 08:52 poniedziałek, 24 sierpnia 2009 | linkuj O proszę - i kolejny Bikestatowicz :)
O tej imprezie dowiedzieliście się z informacji na Bikestacie? Jeżeli tak to główne info jest na www.gkkg.pl -> są też tam już wyniki i będą zapewne jakieś zdjęcia z dekoracji.
Pozdrawiam
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa czone
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]