Info
Ten blog rowerowy prowadzi toadi69 z miasteczka Poznań. Mam przejechane 7388.85 kilometrów w tym 2825.51 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.67 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Luty4 - 0
- 2013, Styczeń4 - 1
- 2012, Wrzesień5 - 18
- 2012, Sierpień11 - 28
- 2012, Lipiec12 - 32
- 2012, Czerwiec9 - 41
- 2012, Maj1 - 2
- 2011, Październik2 - 11
- 2011, Wrzesień2 - 16
- 2011, Lipiec1 - 11
- 2010, Maj3 - 17
- 2010, Kwiecień10 - 2
- 2010, Marzec2 - 0
- 2009, Październik6 - 22
- 2009, Wrzesień15 - 56
- 2009, Sierpień11 - 18
Dane wyjazdu:
122.00 km
30.00 km teren
04:27 h
27.42 km/h:
Maks. pr.:54.28 km/h
Temperatura:27.2
HR max:178 (100%)
HR avg:156 ( 88%)
Podjazdy:422 m
Kalorie: 3500 kcal
Rower:Giant XTC0
Poznań - Oborniki - Stobnica - Szamotuły - Kiekrz - Poznań
Piątek, 8 czerwca 2012 · dodano: 08.06.2012 | Komentarze 1
Dziś ranek nie zanosił się na wyjątkowo pogodny, wyglądało że wyjazd może być nie udany, jednak pomimo rannych opadów deszczu nie ma powodu żałować, że wybrałem się na dłuższy wyjazd rowerkiem.Rankiem szybka zmiana kół na 28" i oponki Michelin Lithon 2, znakomita większość z zaplanowanej trasy miała prowadzić asfaltami.
Punkt zborny - pętla tramwajowa na Sobieskiego. Mieliśmy spotkać się o 11:00 jednak tak jak wspomniałem poranny deszcz nieco mnie opóźnił, dojechałem o 11:20.
Kiedy ruszałem spod bloku, było późno 10:50, a i sporo kałuż nie pozwalało rozkulać się zbytnio, nogi też jakieś takie niemrawe dziś były, nie chciały podawać szybciej i mocniej, a i tętno szybko wskakiwało na około 170 pomimo, że za szybko nie jechałem, pomyślałem sobie, że dziś jednak należało zostać w domu, jednak skoro się słowo rzekło teraz muszę go dotrzymać. Od okolic R.Śródki jakoś kałuże poznikały a asfalcik był wyraźnie suchszy. Nieco przyśpieszyłem. I tak pomykałem od czerwonego światła do czerwonego światła, całkowity pech wszystkie krzyżówki, aż do miejsca spotkania miałem czerwone światło, wszędzie musiałem się zatrzymywać, już chciałem zjechać na ścieżkę rowerową jednak za każdym razem, jak takowa myśl przeleciała mnie przez głowę to zmieniało się światło i mogłem ruszać. Do kolejnego czerwonego :(
Na miejscu był już Karol oraz Krzysztof. Szybkie cześć i niespełna 5 minut później ruszamy. Jest 11:25, na początku spokojnie ścieżkami obok uniwerku aby wyjechać na około 2km odcinek gruntowy. Tu już mnie się nie jechało przyjemnie, rowerek na każdym mniej twardym odcinku miał tendencje tańczyć, no cóż, szytki na drogi inne niż asfaltowe nie nadają się :(
Szybko jednak wskakujemy na asfalicik na skraju Umultowa. Do Biedruska jedziemy w dość równym tempie około 33km/h, robię za konia pociągowego, jak się ma później okazać tak będzie przez większość dzisiejszego wyjazdu. Biedrusko szybko zostawiamy w tyle, przekraczamy Wwartę, i zaraz za mostem pierwszy postój. Krzysztof musi dokręcić korbę. Po 5 minutach ruszamy przed siebie, przy zjeździe na pętle jedziemy prosto, w końcu drogi gruntowe mnie nie służą :).
Na rondzie w Bolechowie kierujemy się asfaltem na Murowaną Goślinę, w pewnym momencie z tyłu słyszę "w lewo" coś za szybko ale skręcam, no i znowu droga gruntowa, kawałek gruntowymi później przez jakieś małe osiedle i lądujemy na trasie pierścienia wokół Poznania. Ja pitole a miałem nie jechać tym odcinkiem, miałem w zamiarach dojechać do Mściszewa od strony Raduszyna, pięknym asfaltem :(
Trzeba się będzie męczyć i tak też jest, tracę sporo sił, co widzę po tętnie oscylującym w granicach 170, na szczęście męczarnia nie trwa długo, w Mściszewie ponownie asfalcik, uspokajam tętno i ciągnę na Starczanowo. Od Starczanowa, już planowany odcinek 3km leśnymi ścieżkami do Uchorowa, na tych ścieżkach gdzie w większości na ubitej gruntowej drodze jest warstwa błotka, czuję się jak na lodzie, ale utrzymuję tempo, jest nieco poniżej 30km/h ale to wszystko co mogę na tych oponkach, jednak nie opóźniam zbytnio Karola i Maksa, przynajmniej odnoszę takie wrażenie.
W Uchorowie ponownie asfalt, przyśpieszamy i ciągniemy powyżej 30km/h, ponownie robię za lokomotywę, w pewnej chwili jakieś 6 km przed Obornikami wyprzedza nas skuter, przez myśl przelatuje szatański wręcz pomysł, siąść mu na koło, a niech nas pociągnie, gwałtownie przyśpieszam do 42km/h dochodzę gościa na odległość metra, jedzie równe 40km/h, obracam się za siebie i ...
Krzysztof z Karolem zostali jakieś 150 metrów, nie załapali się na tę lokomotywę, skoro mieliśmy jechać razem, odpuszczam schodzę do 26km/h i czekam, aż dojadą, no cóż nie było mnie pisane dać zmiany skuterkowi przed Obornikami :)
Do Obornik już bez większych szaleństw w dość spokojnym tempie.
Szybkie myk przez Oborniki, do rynku pod prąd kawałek, ale tak bliżej,
Na jedynych światłach jakie spotkaliśmy w Obornikach dalszy ciąg pecha, czerwone i musimy czekać, nawet dość długo czekać za zielonym, w pewnej chwili 4 rowerzystów obok siebie stoi i oczekuje z utęsknieniem zielonego, jest ruszamy, mostek na Wełnie i na kolejnej krzyżówce skręcamy w lewo, kierunek Obrzycko. Z tyłu Krzysztof coś krzyczy dlaczego nie jedziemy na Czarnków i Gontyniec, może chciał na piwko, ale tego już się nie dowiemy :)
Przed Bąblinem na parę chwil skręcamy w las, trzeba spuścić przegrzany płyn z chłodnic i uzupełnić świeżym :) oraz coś przegryź. Ciągłe zmagania z wiatrem czuję już w nogach, jadę na szpicy i wiem, że jeżeli nie dołożę do kociołka to za kilka kilometrów może nie być z czego wykrzesać sił. Na postoju oceniamy nasze realne szanse dojechania do Obrzycka, dziś pierwszy mecz na euro, a co niektórzy chcą na niego zdążyć, do 16 musimy być w Poznaniu. Decyzja więc jest prosta, Wartę przekraczamy albo wpław, albo mostem kolejowym, ochotników do przepłynięcia Warty nie było, ponoć woda jeszcze zbyt zimna :), więc pozostał nam nieczynny most kolejowy Stobnica- Barczewo.
Spoglądamy jeszcze na mapę, wychodzi że mamy około 10 km jazdy przed sobą zanim zawrócimy na Poznań.
Ruszamy, szkoda czasu marnować, a i muchy były na tyle dokuczliwe, że mieliśmy dość opędzania się od nich. Gdzieś przed Kiszewem słyszę głos z tyłu, że musimy się zatrzymać na zakupy - woda się kończy.
W Kiszewie zatrzymujemy się przed dwoma sklepami, jeden z jednej strony ulicy, drugi z drugiej. Szybkie zakupy, jakieś jedzonko, picie i po kilku dłuższych chwilach wsiadamy na rowery. Dostaję prikaz że mam nie ruszać ostro, bo na żołądku zbyt dużo zalega, więc rozkuluję się powoli do tych około 30km/h, kiedy osiągam założoną prędkość nie słysząc protestów z tyłu, staram się ją utrzymać, a chwilami nawet szybciej jechać, jednak wiatr stara się o coś całkiem innego, za wszelką siłę i z pełną premedytacją chce nas spowolnić.
Peletonik w końcu dociera do mostu kolejowego, chwila poszukiwań jak dostać się na most i jesteśmy na nasypie.
Na moście chwile grozy, rower Krzysztofa wpada w jedną z dziur, a i Maks nieźle się zachwiał, jednak tylko groźnie to wygląda, dziura była zbyt mała, aby zmieścił się w niej Maks i jego rower :)
Krótka sesja fotograficzna na moście i ruszamy przed siebie.
Karol i Krzysztof - most kolejowy na Warcie Stobnica-Barczewo© toadi69
Most kolejowy na Warcie© toadi69
Widok na Wartę z mostu kolejowego© toadi69
Warta z mostu kolejowego© toadi69
to co zostało z nieczynnego już mostu kolejowego na Warcie© toadi69
Ruszamy na Jaryszewo, teraz już wiatr nam nie przeszkadza, czujemy że wręcz pomaga, więc w równym tempem ciągniemy przed siebie.
Za Jaryszewem kończy się asfalt i zaczynają leśne piaski, tańczę na rowerku, wąskie opony z zerowym bieżnikiem grzęzną w piaskach i mimo sporego wysiłku zaczynam nie dawać sobie rady, zwłaszcza na piaszczystych podjazdach, nieco zostaję w tyle, ale nie jest źle, jakimś cudem nie zaliczam wywrotki pomimo, że nosi mnie po sporej części szerokości ścieżki.
Na rozwidleniu ścieżek leśnych decyduję, że jedziemy w prawo, kierujemy się na Syców i dalej przez Mutowo na Szamotuły, do których jest około 9 km.
Odcinek 7 km w piaskach daje mnie ostro do wiwatu, cały czas staram się trzymać prędkość maksymalną na jaką mam jeszcze siły i na jaką pozwalają piaski, Krzysztof i Karol uciekają na podjazdach, ja nie daję rady, o ile na płaskich odcinkach jakoś utrzymuje się za nimi a nawet doganiam, to każdy piaszczysty podjazd kończy się tym, że odrobione metry przepadają. W końcu kończy się las, droga przechodzi w twardszą gruntowo-szutrową, na podjeździe dochodzę Ich. Uff, jest dobrze, albo prawie dobrze, nogi mnie bolą, padam ze zmęczenia, siły, jakie siły, nie ma ich wcale, ale okazuje się, że i Krzysztof z Karolem dostali do wiwatu na tych piaseczkach :)
Jakiś kawałek jedziemy całą szerokością ścieżki, w końcu gdzieś chyba w miejscowości Piotrkówko docieramy do asfaltu. No to w końcu odpocznę. Wychodzę na prowadzenie i powoli dociągam do nieco ponad 30km/h jedziemy tak do Szamotuł, szybkie myk myk i kierujemy się na Pamiątkowo.
Przed samym Pamiątkowem, koń pociągowy dostaje zadyszki, prędkość spada do 28-29km/h, a do tego dziury, i łaty na drodze strasznie mnie wybijają z rytmu, wtedy Krzysztof daje zmianę i przez kilka następnych km robi za lokomotywę. W Pamiątkowie z racji szybko uciekającego czasu, skręcamy w prawo kierując się do drogi szybkiego ruchu.
W Cerkwicy na zmianę wychodzi Karol, prowadzi, aż do pierwszych zabudowań przed miejscowością Napachanie, odchodzi na lewo, i tu ponownie ja wychodzę na szpicę. Te kilka kilometrów jazdy na kółku, pozwoliło mnie odzyskać utracone siły i ponownie podbijam do 34km/h
Głos zza pleców wzywa do szukania sklepu. Robimy ostatni już tego dnia popas przed najbliższym sklepem. Spojrzenie na mapę i decyzja, że jedziemy na Rogierówko i Kiekrz. jeszcze kilka uwag co do szybkości jaką dałem na zmianie, ponoć zbyt duża i ruszamy.
Po około 2,5 km skręcamy w lewo na trasę pierścienia wokół Poznania, w Rogirówku, na podjeździe Krzysztof pokazuje ile ma mocy w nogach, na szczycie górki jest pierwszy. Do Kiekrza jedziemy spokojnie, podjazd w Kiekrzu daję ostro w nogi i pierwszy jestem przy Kościele :)
Kierujemy się dobrze znanymi leśnymi duktami na Rusałkę, ponownie czuję, że nie jest to żywioł oponek jakie mam, ale nie jest źle, w większości jest na tyle twardo, iż nie odpuszczam i utrzymuję tempo. Przed Rusałką mała rywalizacja z Krzyśkiem, kto pierwszy do Rusałki, prędkość w granicach 32-34km/h, nie ma zbyt wielu spacerowiczów oraz innych rowerzystów, nielicznie spotykani nie przeszkadzają specjalnie.
Przed Niestachowską pożegnanie i każdy kieruje się w swoją stronę. Nadszedł kres wspólnego wypadu. Przez Sołacz jadę spokojnie bez szaleństw. Docieram do ulicy Nad Wierzbakiem, tu zaczyna się szaleństwo, rywalizacja z innym rowerzystą.
Ani ja ani On nie zamierza odpuszczać, ulicami Aleja Wielkopolska, Solna, Małe Garbary, popierdalamy z prędkościami przekraczającymi 40km/h. Nogi mnie pieką, ale nie odpuszczam, na Solnej zatrzymuję się na czerwonym, gostek wyrywa do przodu ignorując światła, dochodzę go przy rynku Wielkopolskim, jednak spora ilość samochodów nie pozwala na wyprzedzanie, okazja nadarza się na ulicy Kardynała Wyszyńskiego, przyspieszam do 46 km/h i gostek jest już za mną. Do Śródki ciągnę przodem, nie mogę gościa oderwać od siebie trzyma się mojego koła. Na rondzie jak Bóg przykazał stoimy obaj i czekamy za zielonym, ruszamy za chwilę dalsza część wyścigu wokół Malty, od strony kolejki wąskotorowej, trochę nie po drodze dla mnie, ale co tam, dam radę. Nasz wyścig skutecznie utrudniają inni użytkownicy ścieżki, parę razy uciekamy na trawę i przy prędkości przekraczającej 40km/h daję się wyprzedzić kawałek za termami, ja jadę ścieżką, gostek ścina zakręt i nieco skraca, na tyle duży skrót, że jest przede mną. Nieco wk.... dociskam resztkami sił, dochodzę gościa, jednak zza zakrętu wynurza się rodzinka na rowerach, daję po hamulcach i chowam się za gostkiem, na podjeździe jestem nieco mocniejszy, zrównuję się z nim, jednak zagęszczenie ludzi, ponownie zmusza mnie do schowania się za rower gostka aby nie wpaść w pieszych.
Gość skręca w prawo kierując się do Jana Pawła, ja skręcam w lewo, do domciu.
Nogi mnie pieką, kolana mam już miękkie, cieszę się w duszy że nie skręcił w lewo. Ostatnie 2,5 km jadę już wolniej i spokojniej, uff trzeba trochę dać odpocząć nóżkom zanim zsiądę z rowerka.
Odcinek wspólny 95km, na tym odcinku prędkość średnia wyniosła 28,18km/h
Kategoria 100 - 200 km