Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi toadi69 z miasteczka Poznań. Mam przejechane 7388.85 kilometrów w tym 2825.51 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.67 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.


baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy toadi69.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
46.73 km 40.00 km teren
04:58 h 9.41 km/h:
Maks. pr.:43.29 km/h
Temperatura:21.3
HR max:174 ( 98%)
HR avg:149 ( 84%)
Podjazdy:1908 m
Kalorie: 3671 kcal

MTB Golonko - Karpacz 2012

Sobota, 23 czerwca 2012 · dodano: 26.06.2012 | Komentarze 7

Do Sz.P. w Ściegnach, gdzie mieliśmy na najbliższe dni nocleg (Dzięki Konrad), dotarłem dzień wcześniej w towarzystwie: Jacka, Marka i Mariusza. Było dość późno więc szybko rozpakowaliśmy auto, coś na ząbek, powitanie z wcześniej przybyłymi: Jackiem, Maciejem oraz ekipą Blooma i Jarzyny

Zbytnio nie marudząc i nie tracąc czasu udaliśmy się w objęcia Morfeusza. Pobudka następnego dnia około 7:30, jedzonko, około godzinę przed startem wyjazd na stadion. Około 2km z delikatnym podjazdem przed samym stadionem i jesteśmy na starcie. Przez chwilę przyglądam się startowi twardzieli na dystansie GIGA.
Krótka pogawędka ze znajomymi w tym z Karolem i udajemy się do sektorów startowych.

Początek około 2 km miastem. Ciężkie opony na trudne warunki nie ułatwiają jazdy, toczą się bardzo ciężko. Ale trochę tasuję się z Markiem, gdzieś na starcie wyprzedził mnie i uciekł Karol, jednak nie próbowałem gonić, przed nami jeszcze 45km :)

Na pierwszym podjeździe za Karpaczem próbuję się urwać Markowi, na stosunkowo sztywnym przełożeniu wyprzedzam, jednak tracę dość szybko siły, odpuszczam, po kilku minutach wyprzedza mnie Marek, w spokojnym i równym tempie, jedzie na wyższej kadencji, no cóż ja zawsze wolałem bardziej siłowe rozwiązania. Dość długo jadę za Markiem, dzieli nas kilka metrów. Koniec pierwszego podjazdu, singielek w lesie usłany korzeniami, kamieniami oraz o luźnym dość grząskim podłożu, potworny zator, ścieżka do spokojnego przejechania, a wszyscy pchają. Słychać kilka soczystych zachęt aby wsiadać i jechać, jednak brak odzewu, kilku próbuje jechać, jednak za chwilę i Oni zsiadają, tempo 3km/h jest zbyt niskie aby to przejechać, idą jak pozostali. Marek cały czas w zasięgu widoku.

Pierwszy nieco trudniejszy zjazd dość błotnisty obfitujący w błoto i korzenie. Wsiadam na rower, jednak zapędy na zjechanie wyhamowuje piękne OTB rowerzysty który jest o 2-3 metry przede mną, schodzę, nie podejmuję ryzyka. Kilka metrów niżej wsiadam i jadę dalej, Marek ciągle na widoku, ciągle w zasięgu, myślę sobie jest dobrze. Na kolejnym zjeździe dość kamienistym, całkiem sprawnie jak na moje umiejętności przemieszczam się ku dołowi, jednak jakiś nieszczęśnik zaliczył dzwona i kierownica zablokowała się jemu o ramę, nie mógł jej przełożyć do prawidłowej pozycji. Prosił o pomoc - klucze. Uznałem, że nie jadę po zwycięstwo,
i te kilka chwil, które spędzę na pomoc, niczego nie zmienią. Nie miałem chęci pożyczać narzędzi, więc zatrzymałem się, odszukałem właściwy imbus, fuknąłem na biedaka aby zszedł możliwie najbliżej skarpy, nie chciałem ryzykować, że ktoś w nas wjedzie, kiedy będziemy doprowadzać do stanu używalności rower. I po krótkiej chwili gość mógł kontynuować maraton, zanim spakowałem narzędzia usłysząłem jeszcze dziękuję i gostek pojechał zostawiając mnie. Za chwilę jednak wyprzedziłem go, zjazdy w trudnych warunkach nie są moją mocną stroną, jednak ten facio, jechał znacznie słabiej, znaczy się więcej prowadził niż jechał.

Zjazd się w końcu skończył. Kolejne metry są dość łatwe, jakaś niewielka łączka, jakieś jeziorko na trasie, jakiś krótki podjazd, jakieś OTB w moim wykonaniu (zanim przeleciałem nad kierownicą, trzy razy już oglądałem przednie koło od przodu, za czwartym razem skończyło się lotem), na początku zjazdu, jednak bez poważnych konsekwencji, ucierpiała tylko duma, no cóż zlekceważyłem trzy wykrzykniki i ....
Po wywrotce sprowadzam kilka metrów rower, wsiadam i jadę dalej.

Zaczyna się najdłuższy podjazd tego dnia około 9 km non stop pod górę na przełęcz Okraj. Trasa poprowadzona nieco szutrami, parę metrów asfaltu nawet się znalazło, dużo leśnych ścieżek, dość szerokich , jednak usłanych większymi i mniejszymi kamykami które utrudniały podjazd wybijając z rytmu. Jadę równo bez szaleństw, nie przejmuję się, że ktoś mnie wyprzedza, jakoś bez większych emocji wyprzedzam innych, staram się oszczędzać siły na resztę maratonu. Na niewielkiej polance skrzyżowanie :) pierwszeństwo mają Ci którzy zjechali już z przełęczy i pokonują kolejny podjazd. Udaje się przejechać bez zatrzymywania, wystarczyło minimalnie zwolnic i przepościć kilku.

Przełęcz Okraj, 18km, pierwszy bufet. Zatrzymuje się, opieram rower o jakiś słup i zabieram się za sprawdzanie co też dobrego serwują. W trakcie przedłużającej się sjesty, dogania mnie Karol, nie marnuje jak ja czasu na bufecie i umyka w dół. Czas kończyć marnowanie czasu, uzupełniam jeszcze bukłak wodą i ruszam w pościg, Z większym a miejscami mniejszym szczęściem udaje mnie się jakoś jechać w dół, ścieżka robi się coraz bardziej interesująca, coraz trudniejsza, coraz częściej mam problemu, coraz częściej pomagam sobie podpórkami. Fragmenty sprowadzam, aby za chwilę ponownie jechać. Ścieżka obfituje w luźne kamienie, środkiem płynie strumień. przy którymś nie udanym manewrze uciekam ze strumyka w bok w jakąś niską zieleń, gdzie ratując się przed wywrotką i wpadam po kostki w wodę. Trochę mnie to zaskoczyło, liczyłem że tam jest sucho. Jeszcze fragment jadę w dół, ze sporą ilością podpórek, jednak w chwili kiedy zobaczyłem quada GOPRu z wózkiem do pierwszej pomocy... Zsiadłem z rowera i sprowadziłem rower na kolejnym odcinku.

Kolejny odcinek zaczyna się od lekkiego zjazdu szeroką leśną ścieżką, aby po krótkiej chwili przejść w kolejny podjazd tego dnia, na szczęście nie jest już tak długi jak poprzedni. Docieram do mijanki, gdzieś za mijanką doganiam na podjeździe Karola i wyprzedzam. Większość udaje się mnie podjechać, przed samym szczytem na chwilę zaliczam krótką podpórkę, jakoś niefortunnie najechałem na kamień i mnie zablokowało, oba koła miały przeszkodę do pokonania, tak przednie jak i tylne, a ja miałem zbyt małą prędkość, aby ją pokonać. Cóż, zdarza się. Wsiadam i jadę. Za chwilę jestem na szczycie, kolejny zjazd, staram się jechać, kilka razy zaliczam podpórki, kilka razy ratuję się ustawiając rower bokiem do kierunku jazdy, kilka odcinku decyduję się sprawdzać, nie podejmuję ryzyka.
Obserwuję kilka mniej lub bardziej efektownych wywrotek, nie tylko wśród tych co jechali, wywracają się nawet sprowadzający :)

W końcu znajomy fragment, deja vu, kilkaset kalori i kilka litrów potu wcześniej, byłem tu, fragment który wcześniej wszyscy prowadzili, tym razem udaje się przejechać bez problemów, wyprzedzam jakiegoś pechowca, który urwał tylną przerzutkę, dla niego maraton już się zakończył. Zjazd błotem tym razem większy odcinek pokonuje w siodełku. Dość długo zjazd tym razem pokonuję z 5 zatrzymaniami, całkiem nieźle jak na moje umiejętności.

Kawałek wypłaszczenia, jakiś gość leży na poboczu, rękę ma uniesioną i zakrwawioną, nie potrzebuje pomocy. Za chwilę z przeciwka nadciąga pomoc - GOPR na quadzie.

W okolicach Western City docieram do Karpacza, kawałek miastem, ostry podjazd pod górkę, młynek i pokonuję go, wyprzedzam kilku wprowadzających, jestem szczęśliwy, że pomimo zmęczenia udaję się pokonać wzniesienie. Kawałek dalej zjazd po schodach, nie ryzykuje zjazdu, w nogach czuję jeszcze dopiero co pokonany podjazd, nie czuję się pewnie, wolę sprowadzić. Fragment miastem, i 32 km - bufet.

I tym razem zatrzymuje się i sprawdzam co serwują, dogania mnie gostek na fulu, z którym od dłuższego już czasu tasujemy się na trasie. Zjazdy jemu idą lepiej, jednak na podjazdach górą jestem ja. Bukłaka nie uzupełniam. Wsiadam i w pościg za fulem, na najbliższym podjeździe dochodzę gościa. Dwa trzy zdania rzucone w locie coś w rodzaju, że energia jest po niebieskim. Kolejny zjazd, ful znowu mnie wyprzedził, a wydawało się że całkiem zgrabnie pokonywałem przeszkody. Na moją zaczepkę że na fulu łatwiej zjechać, usłyszałem, że nie koniecznie ale ma mały kredyt więc może ryzykować, no cóż, odpowiedziałem że ja mam za wysoki na ryzyko, w odpowiedzi ktoś z tyłu złożył propozycje że może nas ubezpieczyć :)

Zanim dojechałem do ostatniego bufetu zdołałem wypracować na tyle dużą przewagę, że fula dopiero kilka minut po przekroczeniu mety widziałem :). Do bufety docieram z jakąś dziewczyną od Gomoli, z którą od kilku kilometrów tasowałem się. Na ostatnim bufecie zatrzymuje się na krótko, szybkie dwa kubeczki niebieskiego popite wodą i ruszą w pościg, babka nie zatrzymała się, więc musiałem gonić, nie chciałem też aby doszedł mnie gość na fulu oraz Karol.

Ostatni podjazd idzie mnie dość sprawnie, wyprzedzam dość szybko Gomole, widać że jedzie na rezerwie. W przeciwieństwie do ubiegłego roku, kiedy na korzeniach kilka razy podprowadzałem rower, tym razem w 100% podjeżdżam, jestem wręcz zaskoczony łatwością tego podjazdu.
Agrafki, staram się odcinek zjazdu z agrafkami przejechać, jednak na samych agrafkach, albo podpieram się na nodze albo zsiadam. Uff, dość szybko i sprawnie, chociaż nie efektownie. Jeszcze kilka zjazdów w siodełku, z wyjątkiem jednego, gdzie niepotrzebnie zsiadłem, i dałem się wyprzedzić 3 rowerzystą. Kolejny krótki kawałek asfaltem, trasa do mety jak rok temu, krótki, bardzo króciutki podjazd wśród drzew, też bez zsiadania, wyprzedzam dwóch, prowadzą rowery :) i zboczem docieram do skraju łączki.

W tym roku sucho, więc widać że wszyscy trzymają się wąskiej ścieżki spokojnie na hamulcach w dół. Krótki ostry zjazd przed drugą łączką z buta, łączka, próg, asfalcik, i stadion - meta.

Na mecie czeka już Jacek i Marek. Dołożyli mnie mocno. Zaskoczeniem był też Maciej dla mnie, jednak nie wytrwał do końca i zjechał z trasy, szkoda, że nie walczył aby przejechać w całości.

Oficjalny czas to: 5:13 i 334 miejsce, cóż nie dałem rady zmieścić się poniżej 5 godzin.

Najtrudniejszy technicznie maraton na jakim miałem okazję jechać, pomimo bardzo dobrych warunków pogodowych. Nie wyobrażam sobie co by było gdyby powtórzyły się warunki pogodowe z ubiegłorocznej Głuszycy.

Gdy kończyłem makaron na metę wjechał Karol, widać było że cierpi i to bardzo, był to jego debiut w maratonie górskim i od razu Karpacz, brawo że dojechałeś na metę i walczyłeś do końca.

Bardzo wiele osób miało na trasie różne mniej lub bardzie poważne defekty, jadąc w ogonie miałem też wątpliwą przyjemność widzieć kilka mniej ciekawych skutków przeszarżowania na zjazdach. Samemu zaliczyłem OTB na 10 km, na szczęście wylądowałem w krzakach, a nie na drzewie czy też na kamieniach.

Po dłuższej chwili na metę wjechali nasi Twardziele: Jacek, i Mariusz.
Jacek 2/3 trasy pokonał tylko z przednim hamulcem, a na samym końcu na łączce oszlifował sobie szyję i facjatę, dobrze że tylko tak się skończyło.

Kilka fotek z trasy. Dzięki za linki :)
Karpacz 2012 start © toadi

Start maratonu w Karpaczu © toadi

Na trasie maratonu w Karpaczu © toadi

Na trasie maratonu w Karpaczu 2012 © toadi

Ten mały z tyłu, to ja, jadę nawet :) agrafki, około 2-3 km przed metą © toadi

Karpacz 2012, na niektórych fragmentach poddawałem się i prowadziłem rower :( © toadi

Goggle team z Poznania - Karpacz 2012 © toadi

Klimat zjazdów na MTB Karpacz - zielony szlak do Borowic (fragment GIGA 2012 i MEGA 2011)

Filmik Karpacz 2012 - trasa GIGA

zjazd w okolicach Przysieki

Galeria z fragmentami trasy Karpacz 2012
http://www.youtube.com/user/kowalmtb?feature=results_main


Komentarze
toadi69
| 16:44 czwartek, 12 lipca 2012 | linkuj Konrad - zaliczone były w Złotym Stoku w maju, a teraz to tylko powtórka w trudniejszym wykonaniu :)

Bloom - i ja coś znalazłem w necie :)
bloom
| 13:15 piątek, 29 czerwca 2012 | linkuj Właśnie o tym zjeździe w przesiece cały czas opowiadałem mariuszowi ! Oł yes ;D Jakie enduro jest fajne :)
KeenJow
| 21:53 środa, 27 czerwca 2012 | linkuj Górskie szlify zaliczone. Trasa z filmu i mojej znajomości rodzimych terenów makabryczna. Kaski z głów i wielkie współczucie dla maszyn sparaliżowanych w tym wyścigu ;)
toadi69
| 21:51 środa, 27 czerwca 2012 | linkuj z3Waza
1) Karpacz - walkower :) było by wtedy 4:3
2) Lubrza jadę, Stronie - czekam za oficjalną trasą

DaVe super fotkę wyłapałeś :)

Maks; jadę tak jak potrafię, i zdaję sobie doskonalę sprawę że wielu jeździ znacznie lepiej niż ja, a tak jak na tym filmiku oraz kilku innych z Karpacza, jeździł nie będę. Wolę zsiąść z rowera i przeprowadzić niż zaryzykować na odcinkach, które dla mnie są stanowczo za trudne, takie rozwiązanie dla mnie jest stanowczo lepsze niż na siłę próbować i się potrzaskać.
Maks
| 20:51 środa, 27 czerwca 2012 | linkuj Tak trzeba zjeżdżać ;)
http://www.youtube.com/watch?v=tCYFHlgy0a4&feature=related
daVe
| 08:46 środa, 27 czerwca 2012 | linkuj https://picasaweb.google.com/116187713248221882499/KarpaczPoweradeGarminMTBMarathon2012?noredirect=1#5758402819450039746
z3waza
| 06:53 środa, 27 czerwca 2012 | linkuj A ta wyrypa jest zaliczona jako walkower dla Ciebie? ;)
Gratulacje. Do zobaczenia w Lubrzy i mam nadzieję w Stroniu.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ulatk
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]