Info
Ten blog rowerowy prowadzi toadi69 z miasteczka Poznań. Mam przejechane 7388.85 kilometrów w tym 2825.51 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.67 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Luty4 - 0
- 2013, Styczeń4 - 1
- 2012, Wrzesień5 - 18
- 2012, Sierpień11 - 28
- 2012, Lipiec12 - 32
- 2012, Czerwiec9 - 41
- 2012, Maj1 - 2
- 2011, Październik2 - 11
- 2011, Wrzesień2 - 16
- 2011, Lipiec1 - 11
- 2010, Maj3 - 17
- 2010, Kwiecień10 - 2
- 2010, Marzec2 - 0
- 2009, Październik6 - 22
- 2009, Wrzesień15 - 56
- 2009, Sierpień11 - 18
Dane wyjazdu:
125.52 km
100.00 km teren
07:16 h
17.27 km/h:
Maks. pr.:36.26 km/h
Temperatura:19.9
HR max:173 ( 97%)
HR avg:140 ( 79%)
Podjazdy:565 m
Kalorie: 4956 kcal
Rower:Giant XTC0
Szagą w okolicach Trzciela
Sobota, 14 lipca 2012 · dodano: 16.07.2012 | Komentarze 2
Wraz z Krzysztofem wybraliśmy się na MTBO w Trzcielu, ale zacznijmy od początku :)Rok wcześniej startowaliśmy w WSS Pobiedziska, zajmując ex aequo 5 miejsce, rozochoceni sukcesem o ile można tak powiedzieć, powzięliśmy zamiar powtórzenia tego typu zmagań również w sezonie 2012. Okazja nadarzyła się w Trzcielu 14 lipca :) szaga
W piątek późnym wieczorem miałem problemy gastryczne :( spać szedłem grubo po drugiej w nocy, a pobudka była na 4:30, już zastanawiałem się czy nie zrezygnować o ile do rana nie przejdzie. Jednak po krótkim z konieczności śnie, ranek wydawał się wolny od problemów z wieczora, nie chcą ryzykować zjadłem tylko trochę płatków i o 5:30 zapakowałem się do auta Krzysztofa. Na miejsce dojechaliśmy bez problemów, przed 7 rano, pogoda nie zachęcała, deszcz wisiał w powietrzu, było chłodno. Załatwiliśmy wymagane formalności, przebraliśmy się i po krótkiej odprawie o 8 rano, skierowaliśmy na rynek w Trzcielu, gdzie miał odbyć się start.
Na starcie w Trzcielu© toadi
Chwilę przed startem rozdano mapy, nie były zbyt nowe, wydanie z lat 70, co organizator ogłosił i uprzedził, że nie we wszystkim muszą się zgadzać z obecnym stanem. W przeciwieństwie do roku ubiegłego, tym razem obowiązuje kolejność zaliczania punktów kontrolnych. Do punktu 1 dojazd wydaje się prosty, pierwsza ścieżka w prawo po zjeździe z asfaltu.
Nadchodzi wiekopomna chwila 9:00, start.
Z miasta wyprowadza nas samochód policyjny. Krzysztof wydarł jakby był to maraton u Golonki, z początku trzymam się za nim, nie ma czasu patrzeć na mapę przy prędkości w granicach 30 km/h, chwilami większej.
Skręcamy w ścieżkę leśną, która prowadzi w prawo. Pędząc przeoczyliśmy zjazd do PK1 dopiero kiedy dojechaliśmy do strumienia, zatrzymujemy się i ... . nie możemy znaleźć PK. Po krótkich poszukiwaniach wracamy do miejsca, w którym zjechaliśmy z asfaltu i ponownie rozpoczynamy poszukiwania, dokładnie sprawdzając mapę i stan rzeczywisty. Dołuje nieco że nikogo poza pieszymi nie ma już. Punkt kontrolny tym razem dość sprawnie odnajdujemy, jest tak było opisane, na zakolu strumienia, szkoda że straciliśmy przez pośpiech kilkanaście cennych minut. Jak się okazało na pierwszym punkcie, w przeciwieństwie do ubiegłego rajdu, tym razem do punktów nie da się dojechać, w większości przypadków trzeba dojść z papcia od 20 do 300 metrów. Punkty są znacznie lepiej ukryte.
Do drugiego PK decyduje aby udać się nasypem kolejowym, gdyż PK2 miał znajdować się na nasypie, pomimo że Krzysztof nie jest tym zachwycony, a wręcz widać jego dezaprobatę do tego pomysłu, najkrótszą możliwą drogą, na szagę przez las i łąki docieramy na nasyp. Fragmentami nasyp jest trudno przejezdny, zarośnięty, jednak prawie cały czas idzie jechać, chwilami ślizga się na podkładach, a właściwie na tym co po nich pozostało, innym razem na gałęziach i korzeniach trzeba uważać, obfituje w znacznej ilości dziury, które są nieźle zamaskowane trawą i wszelkim innym zielem. W efekcie zaliczam parę podpórek, jednak daje się utrzymywać prędkość w granicach 8km/h. Przez około 500 metrów po prawej wzdłuż dość wysokiego nasypu, około 2 -3 metry ponad okolicę, rozciąga się podmokły teren obfitujący w rozlewiska oraz bagienko :). Jadąc nasypem docieram do PK2 jak po sznureczku, chwilę czekam za Krzysztofem, któremu nie idzie dziś jazda po nasypie.
Okolice OK2© toadi
Zjeżdżamy z nasypu na pobliską nieco zapomnianą leśną ścieżkę, kierujemy się na PK3 (skrzyżowanie ścieżek). Jakiś czas jedziemy ścieżkami do okolic Leśnego Folwarku, później jeszcze kawałek ścieżką na północ walcząc z głębokim piaskiem i wyprzedzając sporą grupę pieszych maratończyków, ktoś robi nam nawet fotkę jak jedziemy rowerami :). Doganiamy również pierwszego rowerzystę.
Dalej jadąc ścieżkami trzeba by sporo nadłożyć dużym łukiem aby dotrzeć w okolice PK3, decyduję że jedziemy między drzewami, niektóre odcinki są dość trudne, jednak wkrótce przecinamy dwie leśne ścieżki biegnące w poprzek do kierunku naszej jazdy, jeden ciekawszy zjazd w dół pomiędzy drzewami i lądujemy na ścieżce która jak mniemam doprowadzi nas w okolice PK3. W efekcie wylądowaliśmy jakieś 300-500 metrów na północny wschód od PK3, kierując się za innymi uczestnikami docieramy w bliższe okolice punktu. Dowiadujemy się przy okazji po co są słupki betonowe w lesie, na których widnieją jakieś dziwne cyferki, i dzięki tym słupkom oraz cyferką odnajdujemy PK3. Chwila przerwy na smarowanie łańcucha i batonik oraz ustalenie dalszej trasy.
Decydujemy się odbić na północ i zdobywać PK4 (skrzyżowanie przecinek) od północy. Jak wkrótce miało się okazać, decyzja była dość trafna, jedziemy szeroką dość dobrą ścieżką leśną, wkrótce przecinamy drogę nr 160 prowadzącą do Trzciela i po około 1,3km docieramy w okolice PK4. Chwile zajmuje nam znalezienie właściwej przecinki, większość przecinek w tej okolicy jest bujnie porośnięta przez trawy i widać że od dawna są nie używane. W okolicach PK4 spotykamy sporą ekipę 4 rowerzystów również poszukujących PK4 oraz po raz kolejny spotykamy gościa w zielonej koszulce, jak się później okaże jeszcze kilka razy będziemy się tasować na trasie w poszukiwaniu punktów :)
Kierujemy się na południe do PK5 (stary cmentarz, część NW). jakiś czas jedziemy razem przed i/lub za gościem w zielonej koszulce, który używa mapnika, efekt finalny jest taki że za miejscowością Zawada, on skręca w lewo, a my jedziemy prosto. Przez te kilka km nie kontrolowałem ilości mijanych przecinek i leśnych skrzyżowań, na efekt nie trzeba było długo czekać. pobłądziliśmy, nie specjalnie wiedzieliśmy gdzie się znajdujemy. Z pomocą przyszły betonowe słupki z numerkami (117;116;126) oraz mapa, lokalizujemy swe położenie i wiemy już że jesteśmy na południowy zachód od PK5. Zaczyna padać bardzo drobny jednak też bardzo gęsty deszcz, nie szukamy schronienia, jedziemy w deszczu na poszukiwanie PK5.
Kierujemy się przecinkami nieco na północ i kiedy tylko się da na wschód, dość sprawnie odnajdujemy cmentarz, którego lokalizację zdradza drewniana namiastka płotu, a właściwie czegoś co może kilkanaście lat temu przypominało płot. PK5 widać już od samej granicy cmentarza, jest z drugiej strony, odbijamy karty i ruszamy w poszukiwanie kolejnego punktu.
PK6 (skrzyżowanie ścieżki z rowem) leży około 1500 metrów na wschód w linii prostej od starego cmentarza, jednak nie ma w tym kierunku żadnej ścieżki a z mapy wynika że są na tym odcinku jakieś trzy strumyki oraz podmokły teren. Decydujemy jechać ścieżkami robiąc spory łuk, docieramy w pobliże PK6, szukamy właściwej przecinki aby zjechać w prawo do PK6, odliczam metry od krzyżówki do łuku ścieżki, który jest na mapie, pasuje, jeszcze 150 metrów i w prawo, po około 200-250 metrach jest ścieżka w prawo, wg mapy 400 metrów i jesteśmy u celu. Po przejechaniu 400 metrów ścieżka zarośnięta po kolana trawą kończy się na rowie, jednak PK6 nie ma :(
Zsiadamy z rowerów, Krzysztof zostaje i szuka PK6 na lewo, ja idę wzdłuż rowu kierując się na południe, po przejściu około 200 metrów dostrzegam PK6. Wracam po rower i docieramy jadąc pomiędzy drzewami oraz zaroślami wzdłuż rowu do PK6. Kolejny punkt zaliczony dość sprawnie.
Kierujemy się na PK7 (Bród na strumyku), kawałek musimy się wrócić do większej ścieżki którą niedawno jechaliśmy, następnie na południe jakieś 500m i 2 km piaszczystą ścieżką na NE, obony zaklejają się piaskiem i błotem, przestało padać, jednak na piasku jest cienka warstwa błota i/lub mokrego piasku, który bardzo skutecznie oblepia się opon. Na kolejnej krzyżówce kierujemy się na północ i po około 1,5 km docieramy w okolice ścieżki która ma nas doprowadzić do brodu, odmierzam na liczniku metry aby nie przejechać, kiedy skręcamy w ścieżkę wyjeżdża z niej znajomy gostek, kawałek dalej już w okolicy brodu, w krzaczkach siedzi i odpoczywa jeszcze dwoje rowerzystów. Idąc wydeptaną ścieżką odnajdujemy z łatwością PK7, nieźle ukryty, za około 100 metrami wysokimi do pasa zaroślami, trawami i pokrzywami, sam punkt umieszczony na środku brodu :)
Następny punkt na trasie to PK8 (ogromna skarpa, u podnóża), kierujemy się na północ, niebawem doganiamy dwóch rowerzystów którzy parę minut przed nami znaleźli PK7, docieramy do jakiś zabudowań oraz drogi którch nie ma na mapie :(.
Zatrzymuję się, sprawdzam mapę, nadal na północ, a na kolejnej krzyżówce leśnych ścieżek na NE skręcamy. Na najbliższej krzyżowce jest nas 4 rowerzystów. Jeden decyduje się jechać prosto (znajomy gościu w zielonej koszulce z mapnikiem) dwóch kolejnych skręca za nami w prawo. Po krótkiej chwili dostrzegamy, doganiamy i wyprzedzamy kolejnego poszukiwacza punktów kontrolnych, ubrany znacznie za ciepło jak na te warunki, świeci pięknie słoneczko jest cieplutko, a on w polarku jedzie zlany potem. Docieramy do większej krzyżówki a jednocześnie granicy powiatów, skręcamy w lewo i szukamy po 500 metrach zjazdu w las, ścieżka jest zarośnięta i prawie nie widoczna, musimy cofnąć się jakieś 200 metrów, jednak znajdujemy ją i po krótkim podjeździe w trawie i krzakach docieramy do sporej skarpy. Dalej już nie da rady jechać. Jednakoż u podnóża skarpy nie widać żadnego PK. Szukamy PK8, po chwili już 5 osób szuka PK8, ta sztuka udaje się Krzysztofowi, punkt oddalony jest jakieś 500 metrów od miejsca do którego dojechaliśmy, i patrząc na mapę w innym miejscu niż zaznaczono. Ruszamy dalej.
Kolejny punkt to PK9 (dół, 2 metry od skrzyżowania ścieżek) brzy enigmatycznie, jest to kolejny punkt który dzieli spory dystans do przejechania, większy niż ten od 7 do 8. Docieramy do wioski Kalisko. Tam postanawiamy uzupełnić zapasy w sklepie. W tym czasie wyprzedza nas czterech poszukiwaczy PK9. Ruszamy w pogoń, odcinek brukiem pod dość silny wiatr nieco daje się we znaki, jednak już po chwili doganiamy pierwszego, stoi na poboczu, złapał panę :)
Bruk kończy się po około 2 km i dalej walczymy z piaskiem i wiatrem, cisnę dość mocno, chcę dojść kolejnego gościa którego widzę przed nami, Krzysztof dzielnie trzyma się na kole. Przed miejscowością Piotry doganiamy kolesia w zielonym. We wiosce dochodzimy kolejnych dwoje :), Pan z Panią się zmęczyli, wiatr ich wykończył, więc usiedli na chwilę w cieniu rozłożystego dębu :). Za wioską kończy się otwarty teren w lesie wiatr mniej dokucza. Zaczynam dokładnie odliczać metry i porównywać z mapą, musimy znaleźć właściwą przecinkę. Jest, skręcamy w prawo i po krótkiej chwili jesteśmy we właściwym miejscu, jest skrzyżowanie przecinek leśnych, opieram rower i zaczynam szukać, jest, bingo, punkt ukryty dwa metry od ścieżki, w dole zarośniętym krzakami. Odbijamy karty na PK9, szybka decyzja co dalej i ruszamy.
Najkorzystniejsza naszym zdaniem droga do PK10 (szczyt góry) prowadzi na północ, Wjeżdżamy na teren rezerwatu, tablica ostrzega przed wstępem (zakaz wstępu), jednak ignorujemy to i szybciutko na północ, jeszcze w rezerwacie doganiamy kolejny raz pana w polarku, liczę krzyżówki i ścieżki, docieramy na skraj polany, gdzie ścieżka skręca o 90 stopni w prawo, zaczynam dokładnie odliczać metry, szukam ścieżki na zachód, która powinna nas zaprowadzić w pobliże PK10. Jest, zaraz za ogrodzeniem i kilkoma pasącymi się krówkami jest ścieżka, skręcamy, przecinamy asfaltową drogę i jeszcze 300 metrów na zachód. Docieramy do większej przecinki, naszym oczom ukazuje się kilka większych wzniesień, to z prawej porośnięte młodnikiem, wydaje się niższe, po lewej starsze drzewa rosną, górka sprawia wrażenie wyższej, oddziela je obniżenie terenu, przypominające przełęcz. kierujemy się na przełęcz, a następnie na tę wyższą górkę. PK10 zaliczone. Tu robimy przerwę na małe co nieco.
Jeden z punktów kontrolnych© toadi
PK11 (Szczyt góry) kolejna góra, i kolejny odcinek dość odległy, mało tego z drugiej strony jeziora Chłop. W dole górki na zachodzie, jest jakaś ścieżka, która widnieje również na mapie, zjeżdżamy w dół między drzewami, jesteśmy na ścieżce, teraz kawałek na północ do jakiejś większej ścieżki. Wyjeżdżamy. Małe zaskoczenie asfaltowa droga, w bardzo dobrym stanie, a wg mapy miała być gruntowa, albo się pomyliliśmy, albo mapa jest już bardzo nieaktualna. Kierujemy się na zachód, dość krętymi asfalcikami, w końcu znajdujemy się na otwartym terenie, w tym miejscu droga skręca i krzyżuje się z kilkoma innymi leśnymi ścieżkami, zatrzymuję się, gdyż czytanie mapy i jednoczesna jazda już dwa razy doprowadziła mnie do zjechania na pobocze :). Porównuję mapę z tym co jest i wszystko pasuje, z wyjątkiem asfaltu, stwierdzamy, że przez te ostatnie 40 lat położono tu asfalt. Jedziemy dalej kierujemy się na Pszczew. Kilka podjazdów, nieco walki z dość silnym wiatrem i w końcu docieramy do Pszczewa. Jedziemy boczkiem ledwo zahaczając o miasteczko, docieramy do trasy Pszczew - Trzciel. Jest dobrze. Sprawdzam ile musimy przejechać do zjazdu i ruszamy. Po przejechaniu odmierzonego dystansu, odnajdujemy leśną ścieżkę w prawo. Dokładne liczenie zakrętów, metrów, krzyżówek i znajdujemy się w okolicy PK11. Naszym oczom ukazuje się pasmo wzniesień dość mocno porośniętych lasem, które to dokładnie wzniesienie ? Zjeżdżamy pomiędzy górki. Zabieram kartę kontrolną Krzysztofa i udaję się na najbliższe wzniesienie, jednak tu PK nie ma, wg mapy wynika że powinno być nieco bardziej na zachód, więc idę na kolejne wzniesienie, tam też nie ma PK, w końcu dostrzegam coś pomarańczowego pośród drzew na kolejnej górce. Jest PK11, odbijam, ruszamy do PK12
PK12 (Skrzyżowanie przecinek) docieramy w okolice PK12, wg mapy jesteśmy około km od punktu, jednak ścieżka się kończy niespodzianie, skręcamy w prawo, kilka mocnych podjazdów i zjazdów między drzewami i kolejna niespodzianka, bardzo gęste zarośla w obniżeniu terenu uniemożliwiają przeprawę, a gdzieś tam jest PK12.
Wracamy kawałek, szukamy alternatywnego dojazdu, docieramy w końcu do punktu z którego mieliśmy rozpocząć lokalizację PK12. Podejmujemy parę prób nieudanych, w końcu w okolicy PK12 robi się spory tłum poszukiwaczy, my jednak szukamy z niewłaściwej strony ścieżki. Tracimy bardzo dużo czasu, w końcu inni szczęśliwcy naprowadzają nas i odnajdujemy PK12, jesteśmy mocno wkurzeni, tyle czasu zmarnowane, tyle kręcenia się w kółko, a punkt był tak blisko, jednak po drugiej stronie ścieżki, nie tam gdzie go usiłowaliśmy odnaleźć :(
PK13 (Mulda w gęstwinie) ruszamy w przeciwnym kierunku niż pozostali, jednak pomimo pewnych komplikacji, wywrotka w piasku Krzysztofa, dość bolesna dla Niego, w okolice PK13 docieramy w nie najgorszym czasie patrząc na to kogo tam spotkaliśmy, większość tych którzy szukali PK12 i znaleźli go przed nami. Sam punkt ukryty w gęstym młodniku około 30 do 50 metrów od ścieżki w zagłębieniu terenu. Szczęśliwi że po niepowodzeniach przy PK12 ten punkt łatwo udało się odnaleźć ruszamy do PK14
PK14 (Skrzyżowanie dróg) obok J.Głębokiego, docieramy bez problemu, nie było kłopotu z odnalezieniem punktu, na miejscu możemy uzupełnić zapasy wody, sędziowie odnotowują nasze przybycie, dowiadujemy się również, że mamy około 25 km do mety zaliczając pozostałe punkty, U mnie na liczniku jest 100km. Krzysztof wciąga żelka, po chwili ruszamy na poszukiwanie kolejnego z punktów.
PK15 (Mostek na strumyku), ten punkt oddalony jest zaledwie około 1 km w linii prostej, znajduje się na mostku miedzy jeziorami Głębokim oraz Proboszczowskim. Punkt udało się odnaleźć sprawnie, znajdował się jednak pod mostkiem i dość kłopotliwe mogło być jego odbicie.
Kolejny PK16 (Koniec ścieżki) znajdował się jednak dość daleko, pomimo że w linii prostej było około 1,5km. Oddzielały nas jednak jezioro Rybojedzkie oraz Obra i strumień płynący równolegle do Obry a łączący pobliskie jeziora. Ruszamy na przełaj czymś czego nie szło nawet przy dobrych chęciach nazwać ścieżką dla pieszych, przedzieramy się przez trawy oraz powalone drzewa, po około kilometrze docieramy do ścieżki, która jest jednak bardzo piaszczysta i zryta, trudno jechać tędy, na mapie specjalnie nie można dopatrzeć się jakiejś ścieżynki. W końcu docieramy do szlaku turystycznego, kierujemy się nim do przeprawy przez strumień, szerszy i głębszy od tego w Lubrzy.
Przeprawa przez rzeczkę© toadi
Jednak udaje się go pokonać po zwalonych drzewach. Jedziemy kawałek wzdłuż brzegu jeziora Rybojedzkiego, aż docieramy do drogi Pszczew - Trzciel, korzystamy z mostu na Obrze i po chwili zasuwamy szeroką leśną ścieżka do PK16, punkt bardzo łatwo i szybko odnajdujemy. Martwi nas jednak nadciągająca burza, słychać grzmoty, zaczyna kropić. Kawałek musimy się wrócić, kierujemy się wzdłuż rezerwatu Rybojady na południe, docieramy do drogi nr 137.
Rzeczka wypływająca z jeziora Wędromierz, mostku nie było :(© toadi
Do PK17 (Mostek na strumyku) jakieś 2 km jedziemy w kierunku północnym w strugach deszczu, który z każdą chwilą przybiera na sile, docieramy do zjazdu, a właściwie dwóch zjazdów w las, z których będziemy mogli zdobyć PK17 a chwilę później PK18. Krzysztof po żelku, od kilku minut mocno ciągnie, zaczynam się zastanawiać czy podołam o ile utrzyma to tępo, sięgam i ja po żel. DO PK17 docieramy szeroką dobrze utrzymaną leśną drogą, asfalt to nie jest, jednak nawierzchnia nie jest poza krótkimi fragmentami piaszczysta, generalnie fajny szuterek. Mostek odnajdujemy od razu, PK znajduje się pod mostkiem z lewej strony.
Po odbiciu kart, chwile czekamy pod rozłożystym, starym dębem. Całkiem mocno pada, a widać już przejaśnienie. Po około 5 minutach deszcz ustaje, prawda jeszcze kilka minut ale już nie intensywnie, nie czekając dłużej ruszamy zdobyć PK18
PK18 (Przecinka w obniżeniu terenu). Słońce już zaczyna chylić się nad horyzont, czas nam zaczyna się kończyć, wracamy do drogi 137 i kierujemy się pobliską leśną drogą na PK18, w przeciwieństwie do poprzedniej ścieżki ta obfituje w sporej ilości piaski, jedzie się trudno, po wierzchu mokry piasek oblepiający opony, pod spodem suchy, widać od razu że dopiero co ktoś jechał rowerem. Docieramy w pobliże PK18, jednak w tym rejonie jest kilka blisko siebie przecinek, jedyne czego można być pewnym to to że znajduje się PK18 po prawej stronie, gdyż z tej strony jest obniżenie terenu, po lewej zaś niewielkie wzgórze. Wzgórze porasta rzadki las, zaś obniżenie terenu zarośnięte jest bujnymi paprociami, trawami i znacznie młodszymi nasadzeniami lasu, trudno szukać punkt. W końcu udaje się to Krzysztofowi. Mamy kolejny PK. Musimy wrócić do drogi 137 i teraz jakieś 3 km asfaltem a Trzciel.
PK19 (Skrzyżowanie ścieżek) wydawało się że będzie banalnie prosty do odnalezienia, niewielka połać lasu, więc powinno pójść łatwo, jednak, jak się wkrótce miało okazać, nie było tak banalnie łatwo. Mapa pokazywała zaledwie dwie ścieżki w tym niewielkim lasku, jednak na miejscu okazało się, że ścieżek jest znacznie więcej i zmarnowaliśmy sporo czasu zanim odbiliśmy przedostatni punkt kontrolny. Zostało nam do mety nieco ponad 2 km po asfalcie i jeszcze jeden punkt do odszukania
PK20 (skrzyżowanie ulic ze ścieżką rowerową) do okolic PK20 docieramy bardzo szybko, jesteśmy na przejściu dla pieszych, zaczynamy szukać w okolicy tegoż przejścia lecz punktu nie ma :(. Po około 5 minutach odnajdujemy PK20, był jakieś 100 metrów wcześniej przed przejściem.
20:16 docieramy na metę, mamy zaliczone wszystkie punkty kontrolne, jednak z czasu nie jesteśmy zadowoleni. Idziemy na obiad, spotykamy tam gostka z którym tego dnia kilka razy tasowaliśmy się na trasie, dowiadujemy się iż nie ma wszystkich punktów kontrolnych zaliczone, jednak na metę dotarł przed nami.
Wynik nie jest tak dobry jak rok temu 12 miejsce wraz z Krzyśkiem na 20 startujących, jednak mamy wszystkie punkty kontrolne zaliczone :)-> Wyniki.
MTBO taka mała odskocznia od ścigania się po strzałkach, możliwość zrelaksowania się i sprawdzenia w nieco innych warunkach. Szkoda że w tym roku obowiązywała kolejność zaliczania punktów kontrolnych, a i same punkty w przeciwieństwie do poprzedniej edycji były znacznie lepiej ukryte, zamaskowane wręcz, można by powiedzieć że organizatorzy wykazali się większą perfidią niż rok wcześniej. Większość punktów, była stworzona pod kontem pieszych maratończyków, gdyż do większości punktów trudno było dojechać rowerem, zwykle od kilku do kilkuset metrów należało albo rower nieść, pchać lub też zostawić i dojść pieszo.
Impreza dobrze zorganizowana pozwoliła na miłe spędzenie soboty na łonie natury. Pogody uraczyła deszczykiem, burzą, porannym chłodem, w mordę windem ale i pięknym słoneczkiem w promieniach którego było bardzo przyjemnie i ciepło.
Jak za rok będzie kolejna edycja oraz zdrowie, siły i czas pozwolą wezmę również udział.
PS.
W tomboli wygrałem książkę :)
Kategoria 100 - 200 km, MTB Maratony
Komentarze
z3waza | 08:05 wtorek, 17 lipca 2012 | linkuj
Dobre to zdjęcie za policją - zatrzymani za zbyt szybką jazdę :D
JoannaZygmunta | 06:18 wtorek, 17 lipca 2012 | linkuj
Fajna przygoda. Gratuluję odnalezienia wszystkich punktów i dobrego wyniku :)
Komentuj