Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi toadi69 z miasteczka Poznań. Mam przejechane 7388.85 kilometrów w tym 2825.51 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.67 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.


baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy toadi69.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2009

Dystans całkowity:1067.74 km (w terenie 420.30 km; 39.36%)
Czas w ruchu:48:52
Średnia prędkość:21.22 km/h
Maksymalna prędkość:52.90 km/h
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:82.13 km i 4h 04m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
83.86 km 42.00 km teren
04:22 h 19.20 km/h:
Maks. pr.:47.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Szwajcaria Czarnkowska I część

Sobota, 12 września 2009 · dodano: 13.09.2009 | Komentarze 8

Ze względu na ograniczenie co do ilości znaków, musiałem tekst podzielić na dwie części. Dalsza część opisu jest w Szwajcaria Czarnkowska II część

Tekst pierwszej części piszę ponownie, gdyż omyłkowo usunąłem pierwotną zawartość.

Od kilku dni wraz z Krzysztofem, planowaliśmy wyjazd do Szwajcarii Czarnkowskiej. Krzysztof wyszukał opis tego rejonu Doliny Noteci, a później wspólnie przeszukiwaliśmy mapy i net w poszukiwaniu dalszych informacji.
Wyjazd zaplanowaliśmy na sobotę rano. Pobudka o 6:00 SMS do Krzyśka, nie śpi, krótka rozmowa i pomimo sporego zachmurzenia decydujemy się na wyjazd. Prognoza pogody zapowiadała przejaśnienia zwłaszcza dla północnej wielkopolski. Około 8:00 zaczyna padać, rozglądam się z okna i widzę że na północy poznania jakby było pogodniej. Czekam chwilę, Krzysztof nie dzwoni. Decyduję ruszyć w drogę, najpierw około 11 km przez miasto do Krzysztofa. Pada do linii warty momentami dość intensywnie, lecz od Cytadeli tylko kropi. Przed 9:00 jestem na miejscu. Trochę czasu na załadowanie rowerów i ruszamy.

Do Lubasza docieramy parę minut przed 11:00. Decydujemy że zostawiamy rowery na dachu samochodu i najpierw pieszo zwiedzimy okolice kościoła.
Kościół w Lubaszu © toadi

Sanktuarium Maryjne pw Narodzenia NMP Królowej Rodzin w Lubaszu zostało wybudowane w 1750 roku w stylu późnego baroku. Odpust więc podobnie jak w innych kościołach pod wezwaniem Narodzenia NMP odbywa się 8 września czyli w tym samy czasie co w Tulcach oraz Dąbrówce Kościelnej.
Sanktuarium Maryjne w Lubaszu © toadi

Kościół w Lubaszu © toadi

W ołtarzu głównym wizerunek MB Śnieżnej z 1600r., cel licznych pielgrzymek, wystrój kościoła rokokowy
Ołtarz i wnętrze Kościoła w Lubaszu © toadi

Sama wioska datowana jest na znacznie wcześniejszy okres. Pierwsze wzmianki to miejscowość na mapie rzymskiego kartografa Ptolemeusza z 150 r. n.e., gdzie wymieniona jest jako Limiseleion, faktoria rzymska na szlaku bursztynowym. Wykopaliska datują osadnictwo na epokę neolitu (4500-1800 p.n.e., zaś liczniejsze wykopaliska datowane są na okres wczesnego brązu. Na wschód od wioski znajduje się średniowieczne grodzisko w postaci ściętego stożka o wysokości około 10 metrów.
Przed bramą wiodącą na teren kościoła z drugiej strony ulicy na wzgórzu wybudowano w 1856r. dzwonnicę w stylu gotyku angielskiego, kształtem przypomina wierze.
Dzwonnica w Lubaszu przypomina wieżę obronną © toadi


Za kościołem znajduje się cmentarz, na którym jedna z mogił/pomników poświęcona jest poległym za polskość tych ziem, sentencja na nagrobku brzmi: "Przechodniu ucz się od Nas kochać Ojczyznę"
Na cmentarzu za kościołem w Lubaszu © toadi

Przed Kościołem na sporym placu/łące ołtarz polowy udekorowany rzeźbami Świętych oraz JP II.
Ołtarz polowy przy kościele w Lubaszu © toadi

W głębi placu figura z brązu Świętego Floriana, patrona strażaków.
Za kościołem i cmentarnym murem Park schodzący aż do brzegów jeziora. W parku na południe od kościoła okazały klasycystyczny pałac z połowy XVIII wieku,
Pałac w Lubaszu © toadi

od wschodu czterokolumnowy portyk
Pałac w Lubaszu © toadi

zaś po przeciwnej stronie na dziedzińcu nieczynna obecnie fontanna i podcień z XIX wieku wsparty dziewięcioma toskańskimi kolumnami, na który prowadzą okazałe szerokie schody.
Pałac w Lubaszu © toadi

Kierujemy się w stronę folwarku (wschód), celem jest jezioro Duże w Lubaszu,
Jezioro Duże w Lubaszu © toadi

liczyliśmy, iż uda nam się objechać jezioro wokół w bezpośrednim sąsiedztwie linii brzegowej, lecz wysoka trzcina i pokrzywy na brzegu skutecznie to udaremniły, wracamy się kawałek ku zabudowaniom dawnego folwarku po czym skręcamy na ścieżkę biegnącą w pole, z każdym metrem ścieżka jest coraz węższa, aż w końcu jedziemy na przełaj łąką. Docieramy do małego jeziorka które usadowiło się obok jeziora Dużego. Oddziela je jedynie wąski pas zarośli i łąki. Do samego jeziora dostępu broni wysoki na około 2 metry pas pokrzyw,
oczko wodne na południe od jeziora Dużego w Lubaszu © toadi

Podobne siostrzane jeziorko znajduje się z drugiej strony drogi prowadzącej do Sławinka. Brnąc jeszcze kilkadziesiąt metrów docieramy do wzmiankowanej drogi, po części gruntowej po części brukowanej, a na paru odcinakach wysypanej gruzem.
Ledwie co zahaczywszy o pierwsze zabudowania Sławinka, zawracamy ku zachodowi, i jadąc znakowaną polną/piaszczystą drogą docieramy do brzegu jeziora oraz lasu.
Leśna ścieżka na północnym brzegu jeziora Dużego w Lubaszu © toadi

Dalej droga prowadzi pomiędzy rozpostartym na wzniesieniach lasem a brzegiem jeziora Duże w Lubaszu. Fragmentami piasek jest dość miałki i głęboki, w prawo odchodzą leśne ścieżki i dróżki równie piaszczyste, lecz idące wyraźnie pod górę.
Docieramy do bramu Ośrodka Wypoczynkowego w Lubaszu. Na zachodnim skraju jeziora, teren ośrodka, znajduje się piaszczysta plaża oraz pomost, zjeżdżalnia itp. obiekty.
Jezioro Duże w Lubaszu widziane z plaży ośrodka wypoczynkowego © toadi

Po przejechaniu kilkuset metrów, mijamy mały amfiteatr, jakąś restauracyjkę nieczynną i docieramy do kościoła gdzie rozpoczynaliśmy wycieczkę.
Jedziemy dalej, kierujemy się w stronę wioski Goraj

Wkrótce po wyjechaniu z wioski Lubasz, skręcamy w prawo i kierujemy się polną drogą w stronę lasu i pobliskiego wzgórza, naszym celem jest wjechanie na 125 metrów. Po dojechaniu do skraju lasu skręcamy w prawo, kierując się w głąb lasu.
Ścieżka jest generalnie pod górę, chociaż nie stroni od delikatnych krótkich zjazdów, piaszczysta a chwilami błotnista, zaledwie w dwóch miejscach zmusza do nieco większego wysiłku. Docieramy do znakowanego szlaku i kierujemy się w lewo, na zachód. Droga leśna jest nad wyraz piaszczysta, po wyjechaniu z lasu przed pierwszym zabudowaniem, skręcamy w prawo w las.
Kierunek wzgórze © toadi

już po chwili po minięciu ambony myśliwskiej wkraczamy w las i jadąc pod górę z naszej lewej mamy wzniesienie, zaś po prawej zbocze schodzi w dół. Jedziemy trawersem, bardzo przyjemny i miły podjazd, a widoczki zachwycają. Co chwilę z prawej dochodzi jakaś węższa lub szersza ścieżka. W końcu docieramy na szczyt.
Tu możemy zachwycać się głębokim uroczyskiem które mamy na północ (nasz prawa)

Mamy do wyboru jechać w prawo w dół do wąwozu, lub odbić w lewo i wrócić na drogę do Goraju. Wybieramy ten drugi wariant. Nie znamy dość dobrze tego terenu aby zapuszczać się w las ścieżkami których brak na mapie.
Skręcamy w lewo i kierujemy się na południe, widząc odchodzące w prawo ścieżki podejmuję decyzję aby kierować się na zachód, na ścieżce leżą jednak pokaźne gałęzie, a ja w jednej ręce trzymam komórkę i kręcę filmik, zaś drugą staram się kierować rowerem.

Wkrótce po najechaniu na gałąź kierownic mi odbija a ja jej nie zdołałem utrzymać jedną ręką, ratując się przed wywrotką wypinam szybko nogi i w tym momencie wolę kolanem w kierownicę. Kolano "przeszywa prąd" auuł, zatrzymuje się i po chwili wracamy na łatwiejszą pozbawioną gałęzi ścieżkę prowadzącą na południe.
Krótki acz fajny zjazd, uwaga na jeżyny. Docieram do piaszczystej dróżki prowadzącej na Goraj. Ostry zakręt o 90 stopni i przednie koło ryje głęboki rów w piasku, nie sądziłem ze aż tak głęboki jest ten piach, na szczęście obywa się bez wywrotki. Jedziemy lekko w dół, lecz musimy ze względu na piasek naciskać na pedały, inaczej rower się zatrzymuje. Po naszej lewej schodzące w dół pola uprawne, zaś po prawej mieszany las. Docieramy do zabudowań i droga zamienia się w asfaltową.

Tu kręcę krótki filmik, pod koniec którego widać że kiedy Krzysztof przy prędkości około 30km/h puści kierownice, to ta wraz kołem zaczyna szaleć i latać na boki, telepać. Wymienił koło, amora, itp a efekt nie ustąpił. Widać rama jest walnięta.
Docieramy do krzyżówki i skręcamy na Pianówkę, po drodze chcemy zobaczyć zamek oraz wiadukt kolejowy. Droga asfaltowa, lekko pochylona w dół, prowadzi przez las, usiana jest licznymi zakrętami, wkrótce odbijamy w lewo i przekraczamy mostek. Okazuje się że słowo mostek jest nie odpowiednie, gdyż w dole wąwozu biegnie nieczynna już linia kolejowa.
Wiadukt ponad wąwozem © toadi

A w dole linia kolejowa Goraj Pianówka © toadi

Skręcamy ponownie i kierujemy się szutrową drogą w dół do leśniczówki, licząc że warto będzie ją sfotografować, jednakże ciekawsze okazuje się poletko Gorczycy, otulone lasem i złocące się w słonku.
Pole gryki pośród lasów © toadi

Zawiedzeni nieco, wracamy do krzyżówki za "mostkiem" i tym razem podążamy w górę asfaltową drogą, wiedzeni ciekawością dokąd ona też prowadzi. Wąska asfaltowa droga wije się pośród drzew, ale już po kilkuset metrach kończy się i przechodzi w leśną ścieżkę.

Na końcu drogi, ładny pałac neobarokowy, obszerny piętrowy budynek z łamanym dachem, Półokrągłe ryzality. Pałac znajduje się po drugiej strony parowu w stosunku do zamku. Pałac położony na rzucie litery U. Obecnie znajduje się tu dom nauczyciela.
Pałac pośród lasów © toadi

Pałac pośród lasów © toadi

Na wschód od pałacu schodzi stromo w dół kręty singielek, nie ryzykujemy zjazdu nim do parowu, wybieramy drogę powrotną asfaltem do mostku i dalej ku Zamkowi Hrabiego Hochberg.

Skręt w prawo na boczną drogę prowadzącą pod górę i wkrótce lądujemy pod zamkiem Hochbergów w Goraju.

Przed Zamkiem krótki postój i kilka zdjęć na pamiątkę pobytu.
Zamek Hrabiego Hochbeg w Goraju - tablica informacyjna © toadi

Zamek w Goraju © toadi

Zamek w Goraju © toadi

Herb rodowy nad bramą zamku © toadi

Zamek Hochbergów z Goraju, dzidziniec wewnętrzny © toadi

Wschodnie skrzydło zamku w Goraju © toadi

Przed zamkiem stoi opasły buk, o średnicy pnia około 5 metrów. Zaś na zachód od Zamku znajduje się równie okazała jak zamek i konkurująca z nim urodą Masztalernia, do której po polowaniach odprowadzano wierzchowce.
Masztelarnia widziana od strony Zamku © toadi

Budynek Masztalarni © toadi

Zabudowania Masztalarni © toadi

Masztalarnia © toadi

Masztalarnia © toadi

Masztalernia © toadi

Masztalarnia © toadi

Masztalarnia © toadi

Masztalarnia © toadi

Nieco poniżej od północnej strony Masztalarni znajduje się niepozorny budyneczek, a bok niego basen pożarowy, ten budynek to budynek straży pożarnej, chociaż też widziałem w jednym z opisów, iż jest to kuźnia.
Kuźnia/budynek straży © toadi

Po tym jak obeszliśmy wokół Zamku a następnie Masztalarni postanowiliśmy odszukać mogiłę Hrabiego Hochenberga, pochowanego na jednym ze wzgórz za zamkiem.
Nie było to trudne gdyż ścieżka prowadząca na wschód od zamku schodząc trawersem po zboczach wzgórz doprowadziła nas szybko do mogiły. Zjazd przypominał tereny górskie a nie nizinne. Na niewielkiej polanie Drewniany krzyż, a u stóp jego kamień, pod którym spoczął Hrabia Bolko Wilhelm Emanuel von Hochberg, pan na włościach, przekraczających 12 tysięcy hektarów, budowniczy zamku itp, itd.
Głaz na grobie Hrabiego Hochberg © toadi

Na grobie/kamieniu wyryto epitafium w j.niemieckim "Wędrowcze zatrzymaj się przy tym kamieniu i pomyśl o człowieku szlachetnym i łagodnym, który osuszył wiele łez biednych ludzi; Pamięć w ich sercach jest jak pomnik trwalszy niż ten kamień"
Za życia z tego wzgórza spoglądał w kierunku ojczyzny (Niemiec) która pozostała za rzeką. Dlatego też kazał wyrąbać przecinkę, aby mógł widzieć Niemcy odległe o 1 km. Przy ścieżce obok mogiły tablica informacyjna.
Tablica upamiętniająca Hrabiego oraz jego pochówek © toadi

Zaś na północnym skraju niewielkiej polanki ścieżka schodzi w dół parowu, ładny singielek, kręty, zdradziecki, na którym łatwo nabrać prędkości i równie łatwo nie opanować roweru na jednym z zakrętów i zjechać znacznie stromszym zboczem zamiast trawersem pośród drzew, krzewów i korzeni.
Singielek © toadi

Wracamy w kierunku zamku znacznie szerszą i wygodniejszą ścieżką, która wspina się po zboczach i prowadzi do Zamku.

Przed zamkiem już się nie zatrzymujemy jedziemy do drogi na Pianówkę, wcześniej jednak szybki zjazd.

Na tymże zjeździe przy prędkości dochodzącej do 50km/h pomimo przyhamowywania, jestem skazany na hamowanie przednim kołem, gdyż w prawej ręce trzymam komórkę i kręcę filmik. W pewnym momencie ledwie mieszczę się w jednym z zakrętów, już czuję że się wyłożę, lecz zaledwie centymetry dzielą mnie od betonowej rynny odprowadzającej wodę z drogi. Na szczęście nie wpadam w nią i udaje się zjechać bez kraksy.
Po dojechaniu do drogi Goraj Pianówka jedziemy na północ, w kierunku na Pianówkę. Asfaltowa droga schodzi w dół do doliny, jednak jest pełna drobnych kamyków, Na zjeździe podziwiamy widoki, z naszej prawej ściana lasu, zaś z lewej wzgórza niczym w Bieszczadach. Coś wspaniałego, już myślimy jak się tam dostać, czy podjedziemy na któreś z nich.
Malowniczy zjazd z Goraja do Pianówki © toadi

Pagórki jak się tam dostać ? © toadi

Ale podjazd © toadi

Mam też i krótki filmik z tego zjazdu :)

A i w drugą stronę, podjazd. Krzysztof gdzieś został i postanowiłem wrócić.


Jednak to co piękne i przyjemne szybko ma swój kres docieramy do ceglanego wiaduktu kolejowego przed miejscowością Pianówka. Wiadukt w swej konstrukcji ma kilka dziur, brakuje cegieł, Niemcy w 1944 zamierzali wysadzić wiadukt, jednak na szczęście nie uczynili tego.
Wiadukt kolejowy w Pianówce © toadi

Przed wiaduktem na zakręcie odchodzi w prawo ścieżka wprost do dużej polany otoczonej wzgórzami i lasem, wokół polany idą dwie ścieżki jedna na wprost do wzgórz, druga zaś w lewo w las.
Polana opodal wiaduktu kolejowego © toadi

Polana nieopodal wiaduktu kolejowego © toadi


Po minięciu wiaduktu wpychamy rowery na nasyp kolejowy, o wjechaniu w tym miejscu nie ma mowy.
Na nasypie © toadi

Będąc już na wiadukcie, robimy kilka zdjęć.
Widok z Wiaduktu © toadi

Jazda torowiskiem © toadi

Widok z Wiaduktu na wieś Pianówka © toadi

Mała panorama - filmik

I jazda po podkładach kolejowych w dół, może tam będzie wjazd na wzgórza


Po dojechaniu do lasu spojrzenie za siebie.
Linia kolejowa, całkiem fajnie się jechało rowerem © toadi

Ledwo widoczna ścieżka w pierwszym planie wije się niczym zaskroniec, zaś nieco dalej jasny na zielonym tle, podjazd na wzgórze.
Podjazd na wzgórze © toadi

Łyk isotonika i za chwilę rusza Krzysztof na zdobycie wzgórza. Ja mam w planach jechać za nim, lecz drobny błąd, podpórka i to ja pierwszy usiłuje zdobyć wzgórze.
Łyk isotonika i próba zdobycia wzgórza © toadi

Ja podjechałem mniej więcej do połowy, jednak po utracie przyczepności na tylnym kole zatrzymuje się. I kręcę zmagania Krzysztofa z pagórkiem,
Krzysztof próbuje podjechać, mała podpórka © toadi

Po niefortunnym początku

W końcu udaje mu się, dociera o dwie długości roweru wyżej niż ja.

Teraz kolejna próba, ja w roli głównej, I tym razem ja jestem ponownie wyżej, ale do szczytu jeszcze sporo brakuje.

Tam gdzie do głównej szerszej ścieżki dochodzi mniejsza z prawej strony udało mi się podjechać, ale brakujący odcinek wpycham już rower.
W połowie podjazdu na wzgórze © toadi

Krzysztof próbuje ponownie, ale podjazd kończy się klapą, zatrzymuje się już u podnóża.


Kiedy już pozostały odcinek podjazdu wepchaliśmy swe rowerki, ukazał nam się wspaniały widok. Górą wzdłuż wzgórza pond przebiegającą u podnóża linią kolejową biegła ścieżka.
Ścieżka na szczcie prowadzi podbnie jak w górach granią © toadi

Widok na wschód ze wzgórza:
kilka widoczków ze wzgórz © toadi

oraz ku południu skąd wspięliśmy się, ścieżka ledwo co widoczna
Widoczek ze wzgórza © toadi

kierunek południowo-zachodni
Widok ze zdobytego wzgórza © toadi

zaś ku zachodowi szeroki pas pól
Pola na wzgórzu kierunek północno zachodni © toadi

od północy na wzgórzu duża kwitnąca łąka, prawie jak na halach w górach.
Łąka na wzgórzu © toadi

Kierunek północno-zachodni
Widok ze wzgórza © toadi

Grań wzgórza prowadziła w kierunku północno-wschodnim, po obu jej stronach mniej lub bardziej strome zbocza, a na końcu grani zjazd do parowu, również granią, tyle że wijącą się i schodzącą ku dolince.
Na lewo w dół, na prawo w dół, więc my środeczkiem © toadi

My zaś jedziemy środeczkiem, jeszcze spojrzenie za siebie
Widok wzgórza © toadi


Dalsza część relacji z wyprawy do Szwajcarii Czarnkowskiej znajduje się tu: Szwajcaria Czarnkowska II część
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
53.00 km 30.00 km teren
02:12 h 24.09 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

W poszukiwaniu licznika

Niedziela, 6 września 2009 · dodano: 06.09.2009 | Komentarze 0

Po tym jak ukończyłem maraton, pojechałem na moment do domu nieco się przebrać i umyć rower. Następnie wróciłem na teren Malty, aby chwile jeszcze tam pobyć. Po wręczeniu pucharów zwycięzcą i losowaniu nagród dla uczestników maratonu, nic nie wygrałem ;(. Ruszyłem w kierunku doliny Cybinki, na błotnistą ścieżkę. Po drodze spotkałem jeszcze dwóch rowerzystów podążających w kierunku mety, za drugim z nich jechał quad - rowerzysta ten zamykał stawkę.
Podejrzewałem że gdzieś w rejonie krzaka dzikiej róży, w który wjechałem będzie mój licznik. Liczyłem ale pewności mieć nie mogłem. Pojechałem trasą maratonu, tyle że do końca j. Swarzędzkiego pojechałem ( w przeciwnym kierunku do wytyczonej trasy)
Po zrobieniu paru fotek błotka - zamieszczone w relacji z maratonu. Dotarłem do krzaka, ponownie powitał mnie niezbyt miło, kiedy usiłowałem w trawie w jego okolicy odszukać zgubę. Po paru minutach poszukiwań w końcu odnalazłem. Leżał sobie i czekał za mną, a róża go pilnowała.
Pojechałem dalej w kierunku na Uzarzewo, do zjazdu, tu kolejna seria fotek. Próba podjechania okazała się daremna, musiałem wepchnąć rowerek.
Później skierowałem się na Gortatowo i Swarzędz, kawałek asfaltem przez Swarzędz i powrót od strony Nowej Wsi na Maltę i do domu.

Bagna na terenach Malty © toadi


Start i Meta BM Poznań całkowicie już opustoszały © toadi
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
66.80 km 55.00 km teren
02:54 h 23.03 km/h:
Maks. pr.:49.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Poznański BM Mega

Niedziela, 6 września 2009 · dodano: 06.09.2009 | Komentarze 5

Dziś przed południem wystartowałem w Rowerowym Maratonie Poznańskim na dystansie Mega. Start z sektora najbardziej obleganego tj. 7, od samego początku przepychanki szarpana jazda i mniej lub bardziej udane próby wyprzedzenia innych rowerzystów.
Już parę sekund po starcie widać że organizatorzy wytyczyli nieco inną trasę niż ta z zamieszczonych na stronie mapek, zmian dotyczących trasy było kilka.
Najgorzej było na schodach pod trasą na Warszawę, później tłum rowerzystów coraz bardziej się rozciągał. Po dojechaniu do Uzarzewa skręcam w lewo decyduje się na dystans Mega. Na zjeździe w wąwozie mam prawie 50km/h jednak na jednym z zakrętów ledwie się zmieściłem, na szczęście był przedostatni, a ja nie trafiłem pedałem w strome pobocze, uff, udało się, nie chcę nawet myśleć co by było gdybym zahaczył. Do mniej więcej Kociołkowej Górki jedziemy z wiatrem tylko chwilami mamy boczny, później jest już pod wiatr, ale dopiero na odkrytych odcinkach zaczyna bardziej dokuczać. Wkrótce na asfalcie przed miejscowością Góra formują się grupki rowerzystów, którzy podążają gęsiego, co pewien czas zmienia się jednak prowadzący. Na tym odcinku udaje mi się kilku rowerzystów wyprzedzić. Jak widać nie wszyscy dali radę siłą natury. Kiedy docieram do Uzarzewa decyduje że pierwotny zamiar jazdy na trasie Giga zostawię sobie na inny raz, a teraz skręcam w lewo i kieruję się do Mety. Na punkcie żywieniowym popełniam błąd przejechałem go nieco i muszę cofnąć parę metrów, łyk wody i izotonika i jadę dalej, jednak w tym czasie osoby które z takim trudem wyprzedziłem znowu są przede mną, nie mam jednak już chęci i sił ich ścigać.
Zjazd, stromy zjazd nad Cybinkę jest nie tylko stromy i z koleinami, ale i błotnisty, śliski. Częściowo udaje mi się zjechać, kawałek zbiegam w dół. I znowu po płaskim przed siebie. Przy próbie ominięcia kałuży tylne koło wpada w poślizg, próba ratowania się przed wywrotką i wjazd w krzak dzikiej róży, za którą stroma skarpa. Gwałtowne hamowanie i zawisam na kierownicy, przez moment mogę zobaczyć ile mam w dół, w tym czasie wysuwa się z widełek licznik i wpada w krzak dzikiej róży, zauważę brak licznika dopiero za kilkaset metrów, jak później go odnalazłem wskazywał ponad 56 km. Prawa noga oberwała kolcami dzikiej róży i na dodatek po wyczepieniu uderzyłem kolanem w pedał.
Jadę dalej, po kolejnych kilkuset metrach niezłe błocko, wielu schodzi z rowerów i pcha swe maszyny. Mnie udaje się wolno bo wolno ale przejechać.
Na ścieżce wzdłuż j. Swarzędzkiego zaczynam odczuwać brak sił. Łapczywie patrzę na przygotowany wcześniej płyn - mieszankę różnorodnych cukrów i miodu, jednak butelka uwalana jest błockiem a co najgorsze smoczek. Jadę dalej. Nie wiem z jaką jadę prędkością, do mety docieram około 14. Jak się okazuje mam czas znacznie gorszy od tego z poniedziałku, zaledwie 2:54.
Krzysztof już ponad godzinę temu dotarł na metę, jechał mini.
Rezultat gorszy od oczekiwanego:
2:54:08
Miejsce 336 na 550
W swej kategorii wiekowe 96 na 153
Ilość zdobytych punktów 351
Za rok powinno być lepiej :)
W zawodach wystartowało i ukończyło 1091 rowerzystek i rowerzystów, do tego 20 nie ukończyło. Były też dyskwalifikacje.
Na trasie zawodów wielu miało pecha łapiąc pany, niektórzy krótko po starcie, widziałem też rowerzystę który pchał swój rower, gdyż zerwał łańcuch.

Pozdrowienia dla wszystkich startujących w BM Poznań

Poniżej kilka zdjęć z BM Poznań
Przed startem do BM Poznań © toadi

Na kilka chwil przed startem do BM Poznań © toadi

Start do BM Poznań - Krzysztof już gotowy :) © toadi

Skupienie przed startem - Krzysztof ma numer 4110, a ja o jeden punkt niższy © toadi

Zwycięzcy w Mini, jedna z kategori wiekowych © toadi

Piękniejsza połowa populacji, też jeździ rowerami © toadi


Kilka zdjęć z trasy maratonu, zrobionych już po zawodach:

Błocko na trasie maratonu, wielu tu musiało zsiąść z roweru © toadi

Tu przejechało ponad 1000 rowerów © toadi

Tak wyglądały opny po przejechaniu chociaż kawałka po błocie © toadi


Krzak dzikiej róży z którą miałem bliższe spotkanie © toadi


Niekiedy tak wyglądały fragmęty trasy maratonu © toadi

Te niebieski tablice kierowały nas do celu © toadi

Zjazd w koleinach © toadi

Rozlewiska Cybiny © toadi


Oraz kilka zdjęć które odnalazł w sieci Krzysztof :)
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
31.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Na zakupach

Sobota, 5 września 2009 · dodano: 06.09.2009 | Komentarze 0

W sobotnie południe wybrałem się rowerem do Cykloturu po małe zakupy oraz do dwóch innych sklepów nie związanych z rowerami. Jechałem wolno, bardzo wolno, nie męcząc się tyle aby dojechać, dopiero ostatnie dwa kilometry musiałem mocno przyśpieszyć aby nie zmoknąć, gdyż zaczęło intensywnie padać.

Czasu jazdy nie podaje, gdyż średnia było wyjątkowo niska.
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
59.19 km 23.00 km teren
02:29 h 23.83 km/h:
Maks. pr.:45.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

To czego nie lubię ;)

Środa, 2 września 2009 · dodano: 02.09.2009 | Komentarze 12

Dziś wykorzystałem nadarzającą się okazje aby pojechać po raz pierwszy z
Jarkiem. Spotkanie było umówione przez Krzysztofa.
Wyrwałem się wcześniej z pracy, szybko do domciu i po małym co nieco oraz przebraniu się była 17:40. Chwilę później już siedziałem na siodełku i zmierzałem do pętli trasy PST`ki, wiedziałem już że się spóźnię. 20 minut było realne abym dojechał pod dom Krzysztofa, ale dziś było dalej. Z 10 minutowym opóźnieniem dotarłem na miejsce. Bez zbędnego tracenia czasu ruszyliśmy we troje w kierunku na Morasko, byłem nieco zasapany więc ucieszyłem się że tempo było umiarkowane i mogłem nieco odsapnąć. już za kilka minut miało zacząć się to czego nie lubię czyli podjazdy oraz piaski. Krążąc ścieżkami na Morasku okazało się że nie taki diabeł straszny. Z Moraska udaliśmy się w stronę Biedruska, a po dotarciu do asfaltu skręciliśmy w lewo i skierowaliśmy się na Złotniki i Kiekrz. Po drodze spotkaliśmy kolegę Jarka. W Kiekrzu skierowaliśmy się wzdłuż wschodniego brzegu j. Kierskiego i po dojechaniu pod Przeźmierowo skierowaliśmy się na szlak Strzeszynek - Rusałka. Jarek odprowadził nas do szlaku i tu się rozstaliśmy.
Z Krzysztofem udaliśmy się w stronę centrum miasta. Na skrzyżowaniu ul. W. Witosa i Wojska Polskiego chwilę jeszcze pogadaliśmy i udaliśmy się do domków. W planach miałem powrót przez cytadelę i Garbary, lecz szybko się zreflektowałem że lepiej będzie jednak pojechać przez dobrze oświetlone centrum. Jak pomyślałem tak zrobiłem.
Kolejny wyjazd bez picia, więc po dotarciu do domu pierwsze co zrobiłem to wodopój, na trasie nie czułem się jednak, aż tak spragniony aby sięgać po kasę i iść na zakupy płynów do sklepu. Był wieczór, temperaturka którą lubię i nie wypociłem z siebie zbyt wiele.

Wyjazd całkiem fajny, chociaż pewnie dlatego że dla Jarka nie miało być dziś nadmiernego forsowania sił i pędzenia na wysokich obrotach, wtedy byśmy szybko odpadli. Jak będzie kolejna taka okazja to się na nią już teraz pisze :)

dzięki za poświęcenie swego czasu Jarek. Oj Krzychu mamy spore tyły.
Pozdrawiam
Kategoria do 100 km