Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi toadi69 z miasteczka Poznań. Mam przejechane 7388.85 kilometrów w tym 2825.51 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.67 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.


baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy toadi69.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
78.83 km 39.00 km teren
03:25 h 23.07 km/h:
Maks. pr.:56.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

WPN rozpoznanie :)

Poniedziałek, 24 sierpnia 2009 · dodano: 24.08.2009 | Komentarze 4

Umówiłem się na wyprawę/rekonesans do WPN z DunPeal oraz z Klosiu. Miejsce spotkania przy ul. hetmańskiej w kierunku na Dębinę. Krótko przed wyjazdem dostaję smsa iż Klosiu nie może dziś o tej godzinie. Na trasę ruszamy z DunPeal z lekkim opóźnieniem około 15 minut. Kierujemy się nasypem w kierunku na Dębinę, do której szybko docieramy następnie chodnikiem do sklepiku w Luboniu i skręt w lewo ku Warcie, dalej już wzdłuż Warty do samego Puszczykowa, lasem, później pokonujemy tory kolejowe i lasem docieramy do cukierni na lody. Krótka przerwa na pyszne lody i uzupełnienie płynów.
Po około 15 może 30 minutach ruszamy dalej, kawałek drogą, kieruję się do drogi Mosina - Kórnik, po jej sprawnym przejechaniu ponownie wjazd w piaski (odcinek pierścienia wokół Poznania) i dalej do Mosiny, przejazd przez jej centrum, rondo i kierujemy się na Stęszew, gdzie DunPeal prowadzi i nadaje tempo około 35 km/h chwilami nawet przekracza 40 km/h.
W Dymaczewie Starym kolejne już ostatnie uzupełnianie płynów, za kilka minut wjazd do lasu i brak możliwości zrobienia zakupów. Kawałek pod górkę, tu ja zostaje w tyle wolę wjechać we własnym tempie bez siłowania się, spokojnie. DunPeal rwie do przodu miał poczekać przy wyrobisku, dziurze w ziemi gdzie nielegalnie ktoś skorzystał z piasku, ale kolega przeleciał ten punkt. Po chwili oczekiwania wrócił, " title="Na wzniesieniu w WPN od strony Dymaczewa Starego" width="900" height="675" />
Na wzniesieniu w WPN od strony Dymaczewa Starego © toadi
ponownie jechaliśmy razem" title="Na szlaku w WPN, postój na wzniesieniu" width="900" height="675" />
Na szlaku w WPN, postój na wzniesieniu © toadi
, raz to z górki innym razem podjazd, widać iż ścieżka mało uczęszczana :), a szkoda.
Na jednym z podjazdów DunPeal uszkadza sobie napęd, łańcuch na odcinku 4-6 ogniw uległ wyraźnemu skręceniu, a przerzutka przednia nie podaje łańcucha na największą zębatkę. Podejmujemy decyzje o zmianie planów, aby nie katować dalej napędu aby skręcony łańcuch nie poczynił większych szkód.
Jednak czeka nas jeszcze kilka kilometrów lasem nim dotrzemy do drogi i wyjedziemy na asfalt. Dalej kierujemy się na Puszczykowo i następnie już ścieżką rowerową docieramy na Dębinę. Jedziemy jednak wyraźnie wolniej niż jeszcze godzinkę wcześniej, DunPeal ma niezły młynek chcąc utrzymać 30-35 km/h, cóż korzystał ze środkowej tarczy.
W miejscu w którym zaczęliśmy wyprawę jeszcze chwilka rozmowy i każdy udaje się w swoją stronę. Wracałem głównie drogami więc starałem się podbić średnią do 33km/h gdyż niewiele brakowało, ostatnie 15 minut dało mi całkiem nieźle w kość, i mimo że poruszałem się po asfalcie końcówkę jechałem zaledwie z prędkością 30km.h, ale udało się :)

Wycieczka byłą zaplanowana na jeszcze 40-60 km w terenie, w planach była Osowa Góra, czarny szlak północnym brzegiem jeziora Dymaczewskiego, południowym brzegiem j. Góreckiego od Wyspy Zamkowej do pałacu Grejzera i lasami do Puszczykowa. powrót do Poznania zależnie od pory dnia i sił miał być albo wzdłuż Warty, albo tak jak dziś ścieżką rowerową. Nie wyszło dziś wyjdzie może innym razem :)

DunPeal dał mi niezły wycisk, na piaszczystych ścieżkach pędził przodem a ja musiałem go gonić, miałem co robić, chwilami zostawałem mocno w tyle.

Wycieczka udana a przygody mniej lub bardziej szczęśliwe muszą być aby było co wspominać w przyszłości.
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
31.78 km 0.00 km teren
01:04 h 29.79 km/h:
Maks. pr.:48.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Krótko i szybko

Niedziela, 23 sierpnia 2009 · dodano: 23.08.2009 | Komentarze 0

Dziś wybrałem się w krótką liczącą sobie 30 km traskę do Gowarzewa, przez Szczepankowo, Spławie i Tulce, a potem pod wiatr z powrotem do Poznania tą samą trasą. jednak musiałem kawałek podjechać sobie na sąsiednie osiedle do bankomatu, kaska zawsze się przyda. Dwa może trzy kilometry po osiedlowych dróżkach i chodnikach, potem wyjazd na trasę Katowicką na wiadukt Franowo a za wiaduktem na Szczepankowo.
Wróciłem po godzinie i czterech minutach, spocony i nieco zasapany :)
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
61.50 km 51.50 km teren
02:48 h 21.96 km/h:
Maks. pr.:42.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Powidz

Sobota, 22 sierpnia 2009 · dodano: 20.08.2009 | Komentarze 1

Piątek wieczór - prognoza pogody nie napawa optymizmem, zmieniamy nieco plany (Ja i Krzysztof), zamiast wyjazdu o 6:00 przesuwamy o godzinę. A decyzję co do wyjazdu postanawiamy podjąć rankiem.
Sobota ranek, nie pada, w nocy również nie padało, niebo zasnute ciężkimi granatowoszarymi chmurami i lekko wieje, ale nie pada. Decyzja zapada ruszamy do Powidza - Strona informująca o maratonie - Krzysztof Maks wstawia się o umówionej porze. Kilka chwil później oba rowery lądują na dachu samochodu i ruszamy w drogę.
Na miejscu jesteśmy przed czasem, rejestrujemy się u miłej dziewczyny, zaś organizator udziela drobnych wyjaśnień, itd.. W czasie kiedy oczekujemy za startem ściągają inni uczestnicy tej imprezki. Przebranie się, sprawdzenie rowerów, krótka jazda po placu - w tylnym kole mało powietrza, a jeszcze wczoraj napompowałem prawie na maksa. Rower ląduje do góry nogami, szybkie zdjęcie koła, zdjęcie opony wymiana dętki, itd. po 10 minutkach mam już napompowaną opnę i koło tylko założyć na właściwe miejsce. Nie zauważyłem od razu ale okazało się że kolega mierzył mi czas :), dlatego wiem ile mi to zajęło. Już w domu po sprawdzeniu okazuje się iż w dętce była mała dziurka, na tyle mała że mogło by obyć się bez jej wymiany, wystarczyło dopompować i powinno na te niecałe 3 godziny jazdy jaka nas czekała wystarczyć. Na szczęście później już przykrych zdarzeń nie było.
Krótka odprawa przed startem, rozdanie map i kwadrans później start.
" title="Na chwilę przed startem" width="900" height="675" />
Na chwilę przed startem © toadi

Wszyscy ruszyli jak z kopyta, ja zostaję nieco za innymi, zakładam rękawiczki, do pierwszego punktu - punktu zero, gdzie czekał sędzia, z tego właśnie miejsca rozpoczyna się właściwy wyścig. Wybieramy kierunek jazdy w lewo od punktu zero. Krzysztof jakieś 100-200 metrów przede mną, poprawiam butelkę po raz kolejny, a to dopiero początek, jednak po chwili i tak mi wypada, 1,5 litra wody z herbatką ląduje na ziemi, jadę dalej uznałem że i tak jest dość chłodno i powinna wystarczyć mi na 3 do 4 godzin butelka izotonika. Wkrótce doganiam Krzysztofa, aby znów zostać w tyle - gleba, a dokładniej wywrotka przez kierownicę. Jadąc alejką akacjową nie chciałem ryzykować przebicia i postanowiłem uciekać na pole jadać jak większość, nie spostrzegłem jednak głębokiej wyoranej bruzdy, którą zakrywały wysokie trawy z pobocza ścieżki. Koło wpadło w bruzdę w momencie kiedy stawałem na pedałach i pochyliłem się nieco ku przodowi, nim się spostrzegłem miałem rower na plecach :)
Szybko się pozbierałem i ruszyłem w te pędy przed siebie, dogoniłem Krzysztofa i od tej pory pokonywaliśmy trasę razem :), co było wcześniej ustalone, a organizator nie wykluczał takiej możliwości.
Nim dotarliśmy do pierwszego punktu gdzie należało odbić listę, nieco nadłożyliśmy trasy jadąc przez Charbin, pierwszy punkt do zaliczenia - małe oczko wodne pośród pól otoczone małą łączką, nie było większych problemów z jego odnalezieniem," title="Wyścig w Powidzu - pierwszy punkt" width="900" height="675" />
Wyścig w Powidzu - pierwszy punkt © toadi
łyk wody i do kolejnego punktu. Teraz mieliśmy odcinek gdzie wyraźnie dmuchał nam wiatr w twarz, na szczęście mieliśmy około 4 do 5 km asfaltem, co ułatwiało nieco nam potyczkę z wiatrem.
Punkt E znaleźliśmy bez zbędnego błądzenia i nadkładania drogi, kolejny łyk wody i do kolejnego punktu ruszamy już lasem. Dojazd do Skorzęcin Plaża bez rewelacji, przejazd przez punkt poboru opłat i jesteśmy w miejscowości, teraz tylko odszukać kolejny już punkt C - paśnik. Początek poszukiwań udany, wjazd na właściwą ścieżkę gdzie spotykamy Sebastiana Relacja Sebastiana z wyścigu na orientacje, kilka wymiana kilku zdań a paśnika nie ma, spoglądamy na mapę, i widzimy że jest gdzieś za nami, jakieś 500 metrów, dostrzegamy że nie znajduje się bezpośrednio przy szlaku, a prowadzi do niego ścieżka. Wracamy, ścieżkę odnajdujmy, nieźle zamaskowana, łatwo ją przeoczyć i ominąć. Kawałek ścieżynką do końca i odnajdujemy paśnik oraz podbijamy kartę.
Rozstajemy się z Sebastianem, który zmierza w przeciwnym kierunku i jedziemy do punktu D - przepust wodny. W okolicach Piłki, chwila nieuwagi i zamiast pojechać prosto skręcamy w prawo podążając czarnym szlakiem rowerowym, kiedy się spostrzegamy jesteśmy na trasie do Wylatkowa, zawracamy. Po dojechaniu do Okręglicy, zaciągamy jeżyka u tubylczej ludności i kierujemy się prosto do punktu D, zjazd po piachu w dół w kierunki łączki i pasącego się bydełka. Ostre hamowanie, mostek, o mało bym go nie dostrzegł tak skutecznie zamaskowała go natura pokrzywami, krótkie owocne poszukiwania i mamy kolejny punkt, punkt D, W tym momencie dociera w to samo miejsce dwóch Mastersów, docierają od miejscowości Kinno ????, dlaczego od tej strony. Odbijam im karty i ruszamy przed siebie, wydawać by się mogło że łatwy wcześniej zjazd, zmusza nas do wprowadzenia rowerów pod górkę w piach. Startujemy a za nami podążają Mastersi, i małe Déjà vu, my już tu dziś byli, okolice Piłki, skrzyżowanie piaszczystych dróg, wracamy na plażę, w kierunku punktu C zamiast kierować się do punktu B. Parę minut dyskusji, żeby nie powiedzieć sporów i Mastersi ruszają przodem, a my za nimi, jednak Oni mylą drogę i skręcają w prawo, na Wylatkowo, my jedziemy prosto. Bez dalszych przygód docieramy do punktu B, przed którym ulokowali się sędziowie, ale tak sprytnie, że nie na tej krzyżówce, która była zaznaczona na mapie, nas to jednak nie zmyliło, skręcamy w lewo i mamy kolejny punkt. Teraz do starego dębu - punkt G i punktu medycznego.
Ruszamy, patrzymy a Mastersi już też docierają do punktu B. Nadrobili stratę, Przed punktem G doganiają nas i siedzą na kole, nie zamierzają wyprzedzać. Przy starym dębie punkt medyczny, podbicie kart, niektórzy uzupełniają picie. Ruszamy, szkoda czasu na podziwianie krajobrazu, który jest naprawdę ładny, chociaż co do dębów, daleko mu do Rogalina czy okolic Zaniemyśla. Jednak z dębem wiąże się pewna legenda - ponoć schronił się tu Napoleon, ale tylko dąb wie na ile to legenda, a na ile fakt historyczny.
Kolejny odcinek leśnymi ścieżkami, aż do drogi na Powidz. Ja jadę przodem, Mastersi wiszą mi na kole, ale nie poddaje się, cwaniacy oszczędzają siły, szkoda że technicznie dróżka jest łatwa, dzięki temu mogą być bezpośrednio za mną :(, przydało by się nieco kamieni, pieńków i innych przeszkód, może po wpadnięciu na którąś z nich, co zapewne bym im ułatwił, wyprzedzili by i pojechali przed nami, albo zwiększyli odstęp. Między punktem B a G oraz nim wyjechaliśmy na drogę, na leśnych ścieżkach chwilami pędziliśmy nawet 35 km/h, ale w większości prędkość oscylowała wokół 30km/h, to całkiem nieźle jak na amatorów, którzy pierwszy raz startują w tego typu zawodach, jakichkolwiek zawodach.
Po wyjechaniu na drogę licząc, iż może przejadą zjazd do ostatniego już punktu, punktu A, puszczamy ich przodem. Jednak nie pomylili się i zjechali gdzie należało. Spotkamy ich dopiero na mecie :(
Punkt A, nieźle ulokowany, skryty na drzewie, które jest amboną myśliwską, w okolicy znajduje się jeszcze kilka Ambon ale już standardowych - wież. Jakieś 100 metrów pod górkę, porośniętym dość wysoką trawą i zielskiem polem i jestem pod drzewem. Krzysztof zostawia rower na ścieżce i dzielący go dystans pokonuje pieszo. Jazda po tym zielsku zaowocowało tym, iż w kasecie miałem więcej zielska i trawy niż było na polu, bynajmniej można tak było sądzić po jego zagęszczeniu na tejże kasecie.
Nie tracąc czasu ruszamy do ostatniego już punktu, docieramy bez najmniejszych przeszkód, sędzia podbija nam karty, odnotowuje numery, parę zdań wymieniamy i dowiadujemy się iż nie jesteśmy ostatni. Radość, bo sądziliśmy że jedziemy jako ostatni. Kierujemy się już do mety, trwa to parę krótkich chwil, gdyż przewaga zjazdów skłania do szybszej jazdy niewielkim wysiłkiem.
Meldujemy się na mecie, mamy 10 i 11 miejsce na 14 startujących, jest lepiej niż przewidywaliśmy.
Dostajemy po batonie, butelce wody z której nie korzystam, mam jeszcze 1/2 butelki izotonika, który zabrałem na trasę, a tylko 1/2 spożytkowałem.

Wyjazd uważam za udany, muszę popracować nad lepszą orientacją w terenie, zwłaszcza wtedy kiedy brak słonka, słonka które zawsze służyło mia za kompas, a w sobotę nie mogło się przebić spoza chmur. Do następnego roku poprawię jazdę na kompas i zobaczymy jak wtedy mi pójdzie w Powidzkim Maratonie na Orientacje 2010, mam nadzieję że się odbędzie :)
Na liczniku mam nieco większy dystans niż w samy maratonie i niższą średnią, efekt kręcenia kółek na parkingu przed startem, kiedy to około 5-10 minut jeździłem po parkingu robiąc małe kółka i ósemki aby sprawdzić rower. Dlatego wywaliłem 1 km z tego co wskazał licznik, tyle bowiem pokazywał w momencie startu, oraz ująłem 7 minut z czasu jazdy. Jak dla mnie zważając iż jechaliśmy głównie w terenie średnia była bardzo dobra :)

Mapka z wyścigu oraz karta kontrolna:
" title="Mapka z wyścigu w Powidzu wraz z kartą kontrolna" width="900" height="675" />
Mapka z wyścigu w Powidzu wraz z kartą kontrolna © toadi
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
77.24 km 15.00 km teren
04:15 h 18.17 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Niedzielny wypad do WPN

Niedziela, 16 sierpnia 2009 · dodano: 19.08.2009 | Komentarze 0

Trasa wraz ze śladem GPS oraz zdjęciami na blogu Krzysztofa: Niedzielne Rozkręcenie

Po trasie z Częstochowy do Poznania wstałem dość późno. Z początku było dobrze, nie czułem większego zmęczenia, nic nie bolało, ale kiedy tylko spróbowałem podnieść 4 litery z łóżka okazało się że nie jest aż tak dobrze. Kostka się odezwała - dała znać że nie ma chęci na jakikolwiek wysiłek.
Rozmowa z Krzysztofem i umówiliśmy się na coś dość łatwego po terenach zalesionych. Godzina wyjazdu 12:15, miejsce spotkania: Malta
Pojechaliśmy wzdłuż Warty na Dębinę, następnie Luboń, Puszczykowo (tu przerwa na pyszne lody). Dalsza trasa to Mosina, Dymaczewo i do brzegu jeziora dymaczewskiego, dalej czarnym szlakiem wzdłuż jeziora, za miejscowością Łódź nie kontynowaliśmy trasy wzdłuż j. witobelskiego, odbiliśmy w prawo do czerwono znakowanego szlaku (pierścień wokół Poznania) kawałek pierścieniem a następnie kolejny raz odbijamy w lewo na rozwidleniu ścieżek w kierunku j. Góreckiego i wyspy zamkowej. Chwila przerwy, fotka ruin zamku na wyspie i dalej wzdłuż jeziora
na jego przeciwległy brzeg. Następnie kawałek pod górę i ścieżką wzdłuż drogi do Puszczykowa. W Puszczykowie kolejna przerwa na uzupełnienie płynów i dalej na Poznań przez Luboń, Dębinę, wzdłuż oś. Piastowskiego na Maltę.
Tu jeszcze chwila rozmowy i wracamy już do domów.
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
325.00 km 4.00 km teren
14:46 h 22.01 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Częstochowa - Poznań: Cztery województwa :)

Sobota, 15 sierpnia 2009 · dodano: 18.08.2009 | Komentarze 3

Jestem nowy a jednocześnie już parę razy wspomniany na bikestats.pl, gdyż sporo w tym sezonie i wcześniej jeździłem z Krzysztofem (www.maks.bikestas.pl). Wcześniej był pierścień wokół Poznania Pierścień I Pierścień II oraz Kołobrzeg Kołobrzeg czy też Wyprawa z Krzyża przez puszczę Notecką i Szamotuły - Oborniki do Poznania Puszcza Notecka.
A bezpośrednio po zamknięciu pierścienia zaświtał mi pomysł aby zapuścić się na coś dłuższego niż do Kołobrzegu, coś powyżej 300km, stanęło na Częstochowie. Zapewne gdyby nie to że Krzysztof nie mógł pojechać, nie założył bym własnego bloga.
W planach był przejazd z Poznania do Częstochowy w nocy z Czwartku na Piątek, ale po 40 km złapałem panę i wróciłem do domu robiąc niecałe 78 km. Przekonałem się jednak że muszę pomyśleć o znacznie lepszym oświetleniu, bo lampka przednia, którą dotychczas używałem okazała się kompletnym niewypałem, owszem byłem widoczny, ale samemu niewiele widziałem.
Po piątkowych zakupach postanowiłem że tym razem wracam do Poznania z Częstochowy.
Ekwipunek minimalny, no może parę drobiazgów mniej mogło być, ale nie brałem ze sobą żadnych map, przewodników itp. aparat foto również pozostał w domu. Wcześniej tylko spędziłem nieco czasu w domu nad mapami oraz kompem aby dobrać i zapamiętać trasę.

Pociąg miał odejść o 2:54 i w Lublińcu wg rozkładu miał być przed 7:00 rano. Po około 1:30 godzinie snu, wstałem i ruszyłem na dworzec. Jak zwykle pociąg miał opóźnienie ponad pół godziny, w dodatku miał być wagon do przewozu rowerów, ale go nie było. W samym Poznaniu było kilku ludzi z rowerami którzy musieli zapakować się do pociągu (dwóch wybierało się na transkarpatie). Jak się okazało w wagonach już stały rowery, za zgodą konduktora ulokowałem się w wagonie zarezerwowanym dla kolonistów, jedyny problem to 4 godzinki stania w korytarzu, cóż kolej nas nie rozpieszcza :(

Po dotarciu na miejsce startu, było już po siódmej, pociąg tylko nieznacznie nadrobił początkowe opóźnienie.

Trasa:Lubliniec - Częstochowa - Lgota - Kłobuck - Waleńczów - Krzepice - Szarki (wyjechanie z woj. Katowickiego do opolskiego) - Jaworzno - Rudniki - Dalachów - Gana - Rozterk - Praszka - Przedmość - Klik - przekroczenie granicy województw opolskiego i łódzkiego :) - Wróblew - uszyce (lasami - powrót na krótko w opolskie) - Dzietrzkowice - Łubnice - Wójcin - Chrościn - Bolesławiec - Opatów - dalej trasą 11 do Środy Wlkp przez: Słupie, Kępno, Ostrzeszów, Ostrów Wlkp., Pleszew, Jarocin, Nowe Miasto nad Wartą, Środę Wlkp, Topole, Bieganowo, Krerowo, Nagradowice, Komorniki, Tulce, Spławie, Szczepankowo, Poznań - Rataje - Finał (Dom).

Z Lublińca połozonego jakieś 38 km na zachód od Częstochowy prowadziła piękna z początku płaska droga dobrze oznakowana, a wzdłuż drogi parę kilometrów za miasto ścieżka rowerowa." title="Lubliniec start" width="675" height="900" />
Lubliniec start © toadi
Po paru kilometrach pojawiła się pierwsza górka do pokonania, a za nią kolejna, kolejna i tak do samej Częstochowy, przeważały podjazdy, a ja chciałem nadrobić stracony czas. Wkrótce też było widać smukłą wieżę Jasnogórskego Klasztoru, niekiedy tylko znikała za drzewami lub po nielicznych zjazdach a przed kolejnym podjazdem, prowadziła i służyła mi za drogowskaz do samego celu. Do Jasnej Góry dojechałem od kościoła Świętej Barbary, ulicą o tej samej nazwie, była 8:34," title="W Częstochowie, u wrót Jasnejgóry :)" width="675" height="900" />
W Częstochowie, u wrót Jasnejgóry :) © toadi
miałem zaledwie 4 minuty opóźnienia w stosunku do wcześniejszego planu, sporo nadrobiłem ale czułem to w nogach, a to był dopiero początek trasy. W okolicach klasztoru zabawiłem jakieś 30 minut i ruszyłem ul. św. Rocha w kierunku na Poznań. Łudziłem się, iż teraz to już tylko z górki, ale już wkrótce okazało się że tylko się łudziłem. Zaraz za Częstochową piękny zjazd i stromy dość długi podjazd." title="Z Częstochowy do Poznania" width="675" height="900" />
Z Częstochowy do Poznania © toadi
Pod Kłobudzkiem po pokonaniu kolejnego podjazdu herb miast - z pierwszej chwili przypominał spodek ufo tylko ta antenka :) wcześniej za Blachownią na rogatkach Częstochowy, podobny motyw na tablicy informującej o terenie zabudowanym, również sylwetka ufo nad zarysem miasta.
Dość męcząca trasa przez kolejne miejscowości, ruch samochodowy głównie w kierunku na Częstochowę, widać wielu śpieszyło na uroczystości Maryjne. Po przekroczeniu granicy województw katowickiego oraz opolskiego jakość drogi wyraźnie się pogorszyła, a do przedniej opony zaczęły lepić się kamyki, początkowo zatrzymywałem się aby oczyścić oponę ale że po przejechaniu kilkuset metrów opona była ponownie oblepiona kamykami, wpadłem na prosty ale skuteczny pomysł. Z pobocza drogi zabrałem większy kamień, o dość ostrych krawędziach. Schowałem go do kieszeni koszulki i co jakiś czas w trakcie jazdy zgarniałem nim pozbierane kamyki z przedniej opony. Tak dojechałem do Rudnik. W Rudnikach stan drogi wręcz tragiczny, remont ruch wahadłowy. Przejechałem do skrzyżowania i miałem kierować się na Praszkę, ale widząc iż przed mną droga jest w podobnie złym stanie plus znaki ostrzegawcze o prowadzonych robotach drogowych (sprzęt drogowy i ludzie remontowali drogę pomimo święta) postanowiłem, iż pojadę inną trasą niż wcześniej zaplanowana skręciłem na Dalachów, po paru kilometrach skręciłem w prawo i kierowałem się w stronę Praszki, po drodze zawitałem na "czarny ląd" do miejscowości Gana i po minięciu kolejnej wioski wjechałem do Praszki na ul. Kaliską, następnie koło zamkniętej Biedronki przez osiedle na miejscowość Przedmość, kolejna zmiana trasy podyktowana chęcią zaliczenia czterech województw - łódzkiego. Wkrótce za miejscowością Klik w lesie chwila przerwy i zdjęcie rowerka przy słupku informacyjnym o granicy województwa opolskiego i łódzkiego." title="Na granicy województw" width="900" height="675" />
Na granicy województw © toadi
Nie miałem chęci wracać więc ruszyłem dalej przed siebie brnąc w kierunku miejscowości Wróblew. Tam postanowiłem wracać ku pierwotnej trasie, a że miałem ją po swej prawej stronie, na pierwszej krzyżówce jaka była (brak jakiegokolwiek oznakowania, poza nazwą miejscowości) skręciłem w prawo kierując się na zachód, a właściwie zachód, południowy-zachód. Po około kilometrze droga zamieniła się w szutrową, a nim skończyła się wioska w gruntową a następnie piach, dalej ścieżka oznakowana na zielono prowadziła przez łąki i las, jakiś czas trzymałem się oznakowania, ale w chwili kiedy oznakowanie kierowało bardziej ku południu już nie było mi po drodze. Miałem gładkie opony - Schwalbe Marathon Plus z tyłu oraz Supreme z przodu, dalszy komentarz zbędny. Po około 4 km przez piachy wyjechałem w miejscowości ( właściwie za) Uszyce. Powrót na Opolszczyznę, lecz na krótko, gdyż po minięciu dwóch strumyków, które płynęły równoległe oddalone zaledwie o kilkanaście metrów, ponownie byłem w łódzkim. Dojechałem do Łubnic, w których przy kościele było kilka straganów rozstawione, strażacy w mundurach galowych kręcili się po ulicy. Szkoda tylko że wszystkie sklepy były zamknięte, a na barze wywieszka że czynne będzie po godzinie 20:00. A ja już od pewnego czasu bez prowiantu, picia, w ustach Sahara. Dalej kierując się ku Bolesławcowi, w którym poza ruinami zamku nad brzegiem jeziora można było też zobaczyć zgliszcza restauracji strawionej przez pożar, notabene nad tym samem jeziorem. Nie tracąc czasu na poszukiwanie czynnego sklepu kierowałem się w kierunku na Opatów, gdzie liczyłem, iż po wjechaniu na trasę do Poznania będę mógł uzupełnić zapasy i ugasić pragnienie na stacji benzynowej, ale zawiodłem się i dalej musiałem zmierzać przed siebie. Dopiero w miejscowości Słupie pierwsze zaopatrzenie i łyk wody. Dojazd do Kępna. i zakaz ruchu rowerami po drodze, kolejny remont w okolicach mostu droga poryta, znaki kierują ruch pieszy na przeciwległy chodnik, i ja tam się kieruje. Ale słowo chodnik to zbyt wiele, rozkopana ścieżka z usypanymi kupami piachu i kilkunastoma bezsensownie rzuconymi płytami chodnikowymi, ciekawe jak ten fragment chodnika wygląda po deszczu. W Kępnie na Rynku większe zakupy, uzupełnienie zapasów, nieco dłuższy postój. Musiałem coś zjeść i pożądanie ugasić pragnienie. Zaopatrzony w około 2 litry płynów ruszyłem dalej. Na przejeździe kolejowym oczekując na podniesienie szlabanu miałem chwile zwątpienia i nie czekając za ich otwarciem ruszyłem ul. Dworcową w kierunku Dworca PKP. Liczyłem że wsiądę do pociągu i pozostałą drogę pokonam koleją. Jednak najbliższy pociąg do Poznania odchodził przed 23:00, a wg moich wyliczeń do tego czasu powinienem dojechać do celu rowerem, zwłaszcza że najgorszy skwar już ustępował i teraz mogło być tylko lepiej.
Zawiedziony częstością kursowania pociągów do Poznania, powróciłem na trasę.
Dalej 11 w kierunku na Ostrzeszów, Ostrów Wlkp, trasa zahacza o Dolinę Baryczy. Pięknie, kiedyś będę musiał tam się udać :)/ Do Pleszewa i Jarocina bez większych perturbacji, droga w większości nachylona korzystniej - zjazdy dość długie o niewielkim nachyleniu, to lubię. Nie to co było na odcinku do Rudnik. W Ostrzeszowie czy Ostrowcu wręcz wzorcowe ścieżki rowerowe prowadzące wzdłuż 11. Wzorcowe do tego stopnia, że na wielu skrzyżowaniach znak stop oraz poziome oznakowanie umieszczone przed ścieżką rowerową a nie jak w Poznaniu bezpośrednio przed drogą główną, co powoduje że samochody zagradzają drogę rowerzystą, tu zaś można sobie pozwolić na szybsze pokonywanie przeszkód na ścieżce rowerowej jakimi są krzyżujące się z nią drogi. W Jarocinie parę minut na postój, kolejne uzupełnienie zapasów głównie płynów, tym razem na stacji Bliska :) Przy okazji okazało się że zbyt słodka Nestea, a mało smaczna woda mineralna, po zmieszaniu ich razem świetnie gaszą pragnienie a do tego dobrze smakuje i nie jest zbyt słodkie :) Powerade i podobne wynalazki w pewnym momencie były za słodkie i musiałem popijać je wodą.
W godzinach popołudniowych telefon od Krzysztofa z pytaniem gdzie jestem i jak mi idzie oraz wstępne umówienie się na mały wypadzik w dniu następnym (niedzielę)
W Jarocinie również włączyłem oświetlenie bo było już po 20:00 i słońce zaszło, robiło się ciemno." title="Odpalenie świateł" width="675" height="900" />
Odpalenie świateł © toadi

Do Nowego Miasta nad Wartą wjechałem już w zupełnych ciemnościach, Przednie oświetlenie Sigmy (90 luxów) okazało się rewelacyjne, z małym ale, lecz o tym później. Widziałem drogę na dystansie około 120 metrów, a przydrożne słupki (ich odblaski) do około 500 metrów - 5 sztuk. Jednak w Nowym Mieście po przekroczeniu Warty z jednej strony duża ulga był czułem się u siebie w domu, pomimo sporego dystansu jaki należało jeszcze pokonać. Ale to już były moje tereny, które znam i wiem gdzie która dróżka prowadzi. Zaczął się jednak pewien problem wysiadła mi stopa, a dokładnie kostka. wpierw w prawej stopie, a paręnaście kilometrów później w lewej, ale co tam byłem już w Środzie Wlkp. Minęła 22:10 i miałem nieco ponad 30 km przed sobą, teoretycznie około godziny jazdy. Ale ból zrobił swoje a na ostatnich kilometrach ogarnęła mnie senność, prawie spałem na rowerze, szczęście że byłem już w Tulcach, bo to już tylko kawałek do domciu, nawet pieszo a bym się doczłapał. Do domu dojechałem o 23:35.
Mankament lampy Sigma PowerLed: ciężka a delikatne mocowanie, które jak się okazało nie przetrwało całej trasy, wyłamała się jedna strona zawiasu. Będę więc ją reklamował, podejrzewam że jest to typowa wada konstrukcyjna, poprzednie sigma jaką miałem mocowanie miała znacznie lepiej rozwiązane, łatwiej było ją ustawić w wymaganej pozycji na kierownicy, łatwiej było skorygować, a do tego znacznie pewniej trzymała kierownicy. Tu zbyt dużo udoskonalili coś co było dobre i spaprali. Co do samej lampy rewelacja. korpus aluminiowy i bardzo mocne światło, na jednym źródle do 11 godzin (około 3 na pełnej mocy) a dodatkowo poza akumulatorem ma jeszcze baterie, które podobną trwałość mają i w dodatku dopiero po rozładowaniu akumulatora, zużywa prąd z baterii.

Błędy popełnione w trasie:
1. Zbyt wysokie tempo na pierwszym odcinku do Częstochowy - zbyt wiele sił straciłem niepotrzebnie.
2. Jazda bez map, nie błądziłem zbyt wiele ale było by prościej, ewentualnie należało trzymać się trasy samochodowej
3. Dzień w który jechałem - Święto, większość sklepów zamknięta, zwłaszcza na małych wioskach nie miałem na co liczyć, może gdybym znał lepiej teren wiedział bym gdzie należy zajechać aby uzupełnić zaopatrzenie.
4. między godziną 11 a 15 należało zaszyć się gdzieś w lesie, poleżeć, odpocząć i ruszyć po takiej przerwie, a wtedy całkowity czas podróży był by dłuższy ale średnia powinna być lepsza.

Podsumowanie.
Całkowity czas podróży: 16 godzin i 15 minut (7:20 Lubliniec 23:35 Poznań)
Przejechany dystans Lubliniec (zerowanie licznika) - Poznań: 325,04 km " title="Wskazanie dystansu" width="675" height="900" />
Wskazanie dystansu © toadi

Czas jazdy rowerem: 14:45:59 (wskazanie licznika)" title="Wskazanie licznika - czas przejazdu - dodać 1 z przodu" width="675" height="900" />
Wskazanie licznika - czas przejazdu - dodać 1 z przodu © toadi

Średnia, zaledwie: 22:01 (liczyłem na lepszy wynik) " title="Wskazanie licznika - srednia szybkość przejazdu" width="675" height="900" />
Wskazanie licznika - srednia szybkość przejazdu © toadi

temperatura (jeśli wierzyć tablicy przy trasie) o godzinie 15: 27 C powietrze oraz ponad 50 C nawierzchnia drogi.
Ogólne zmęczenie mniejsze niż po Kołobrzegu, szybciej dochodzę do siebie, ale kostka dostała mocniej niż wtedy. Mniej zmęczony byłem wracając z pierścienia wokół Poznania i obyło się bez bólu kostki.

Zdjęcia tak mało bo limit mały jak na razie :)
Kategoria powyżej 200 km


Dane wyjazdu:
78.00 km 0.00 km teren
03:12 h 24.38 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Poznań - Częstochowa - pana/porażka

Piątek, 14 sierpnia 2009 · dodano: 19.08.2009 | Komentarze 1

Pierwsze nieudane podejście do pokonania trasy z Poznania do Częstochowy.
Wykombinowałem sobie że pojadę z Poznania już w nocy, tak aby zdążyć do wieczora na miejsce czyli Częstochowy.
Ruszyłem parę minut po północy, trasą z Poznania Rataje - na Szczepankowo i Spławie. Kiedy dojechałem do granic miasta i skończyło się oświetlenie uliczne przekonałem się jak niewiele daje lampka LED którą mam ze sobą, ustawiona na wprost wcale nic nie dawała, więc mocno pochyliłem ją w dół, wtedy widziałem co jest bezpośrednio przed kołem, ale jak długo można tak jechać ?. Pomimo tego jechałem dalej, tym bardziej że jechałem rejonami które znam bardzo dobrze, wiedziałem że do Nowego Miasta nie powinienem mieć problemów nawet z tak marnym oświetleniem. Liczyłem że za nieco ponad 3 do 4 godzin zacznie się rozwidniać i będzie lepiej.
Na odcinkach oświetlonych światłem latarń starałem się jechać dość szybko, ale kiedy je opuszczałem zwalniałem, mimo to zaliczałem większość dziur na drodze :(
Minąłem Tulce, Komorniki, Nagrodowice.
Wkrótce przekroczyłem pod Krerowem autostradę i kierowałem się dalej na Środę Wlkp. Miast było dobrze oświetlone, więc starałem się nieco przyśpieszyć, ale jakoż ciężko szedł rowerek. Dojechałem kawałek za Środę. A dokładniej za Brodowo wioskę która znajduje się na trasie ze Środy na Nowe Miasta, postanowiłem się zatrzymać, coś mi ciężko szedł rower. Zdjąłem lampkę z kierownicy i rozpocząłem oględziny. Przeczucie okazało się słuszne. W tylnym kole było mało powietrza. Nie zeszło do zera, ale opona dość znacznie się uginała. Chwila zastanowienia i decyzja powrotu do domu, miałem zapasową dentkę, ale tylko jedną a w dodatku nie chciałem naprawiać po nocy nie wiedząc czy uda mi się zlokalizować przyczynę. Dopompowałem powietrza i tą samą trasą wracałem do Poznania. Po drodze jeszcze dwa razy uzupełniałem powietrze kiedy tylko zaczynałem odczuwać że jest go już mało.
Około 4 w nocy byłem ponownie w domu, wycieczka skończyła się znacznie szybciej niż planowałem. Zrezygnowany położyłem się spać. Wstałem późno, zjadłem śniadanko i postanowiłem sprawdzić co też się stało. Po zdjęciu tylnego koło, zabrałem je do pokoju, zwinąwszy nieco wcześniej dywan. Dentka faktycznie była przebita, miedzy opnę a dentkę dostał się mały kamyk, zapewne kiedy przekładałem opony. Dziura nie była duża, ale wariant z ciągłym uzupełnianiem powietrza nie był by dobry. Po nocy zaś na pewno bym nie zauważył przyczyny przebicia i pomimo że wymienił bym dentkę, jechał bym dalej zaniepokojony czy za parę chwil nie padnie kolejna. Przesunięcie z konieczności w czasie wyjazdu na Częstochowę dało czas abym nabył lepsze oświetlenie. Próbę pokonania trasy i dystansu podjąłem kolejnego dnia, tym razem udaną :) Częstochowa Poznań - przez 4 województwa
Przejechany dystans 78 km
Czas jazdy 3:05 h
Prędkość średnia 24,38 km/h
Czas poza domem: prawie 4 godziny
Kategoria do 100 km


Dane wyjazdu:
131.09 km 90.00 km teren
07:18 h 17.96 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Błądząc pomiędzy Iwnem, Niekielką, Brzeźnem i Jeziercami

Sobota, 8 sierpnia 2009 · dodano: 20.08.2009 | Komentarze 0

W tydzień po tym jak został ukończony pomyślnie pierścień wokół Poznania wybrałem się z Krzysztofem na niestresującą, niemęczącą spokojną wycieczkę w lasy na wschód od Poznania, za Iwno.
Bezpośrednio po wycieczce odpowiedni wpis na bikestats umieścił Krzysztof, Lasy za Iwnem. Jako że dysponuje GPS i zabiera go w trasę tam też jest ślad naszej wyprawy.
Spotkanie przy źródełku na Malcie, godzina 9:00. Mały poślizg jednak. Ale to niczego nie zmienia. Jedziemy wzdłuż Cybiny w kierunku na KobylePole i dalej lasem pod Tulce, do wioski jednak nie jedziemy, odbijamy w kierunku Szewc jadąc ścieżką wśród pól. Z Szewc kierujemy się na Kruszewnie piękną akacjową alejką. Dalej również wśród pól północnym skrajem wioski Gowarzewo, dróżką która leży pomiędzy wspomnianą wioską a Rabowicami. docieramy spokojnym tempem do drogi na Siekierki. W Siekierkach mały postój Krzysztof musi wykonać "dostrojenie' rowera i jedziemy parę metrów aby ponownie się zatrzymać. W przednim kole u Krzysztofa mało powietrza, szybkie dopompowanie i jedziemy. Mijamy Kostrzyn, kierujemy się na Gniezno. Po dojechaniu do Iwna postanawiamy że skoro dochodzi południe, warto coś zjeść i wypić, dlatego też do znanego mi sklepiku nieco oddalonego od drogi, wśród bloków kierujemy się - tu małe zakupy, posiłek i chwilę później oglądamy zabytkowy kościół w Iwnie " title="Brama i wejście do kościoła w Iwnie" width="675" height="900" />
Brama i wejście do kościoła w Iwnie © toadi

" title="Kościół w Iwnie" width="675" height="900" />
Kościół w Iwnie © toadi

Od kościoła kierujemy się do centrum starej części wsi oraz w kierunku stadniny koni, celem jest jednak XIX wieczny pałac Mielżyńskich.
" title="Pałac w Iwnie z XIX wieku" width="900" height="675" />
Pałac w Iwnie z XIX wieku © toadi

" title="Pałac w Iwnie" width="900" height="675" />
Pałac w Iwnie © toadi


Kawałek ścieżkami/alejkami parkowymi za pałac i już jesteśmy nad brzegiem stawu w Iwnie (staw deszczownia), na jego powierzchni mała wyspa, a wokół biegnie ściezka" title="Staw deszczownia" width="900" height="675" />
Staw deszczownia © toadi

Kierujemy się wzdłuż stawu i po przeciwnej stronie ścieżki, kolejny staw, znacznie mniejszy z zarośniętym szuwarami brzegiem. Dalej kierujemy się na wschód od Iwna w kierunku Wiktorowa i na Nekielkę. Kolejna akacjowa alejka, piękne widoki, tereny bagienne itd. Jednym słowem cudnie. Po dotarciu do Nekielki zaczynamy "błądzić" po okolicznych lasach, kierując się na północ do ciągu kilku jezior. Nim dojechaliśmy do pierwszego z nich okazuje się że powietrze kolejny raz uszło. Decyzja wymiana dętki, po paru minutach Krzysztof wymienił dętkę, ale chwilę później musimy powtórzyć czynność i założyć kolejną nową. Jesteśmy od tej chwili już bez zapasu, mam jedynie łatki.
" title="Pana. Wymiana dętki" width="900" height="675" />
Pana. Wymiana dętki © toadi

Już bez zbędnych przygód docieramy do j. Baba, tłum ludzi, plaża, i wszędzie samochody, niektórzy jakby mogli wjechali by do wody. Ciekawe jaką mają ci ludzie przyjemność mając samochód dwa kroki od brzegu jeziora. Za jeziorem Baba za wąskim pasem ziemi, na którym też stoją samochody i motocykle - ciekawe co na to straż leśna. kolejne mniejsze jeziorko - Cyganek. Woda czysta, ale dno muliste, dlatego brak kąpiących.
" title="jezioro Cyganek" width="900" height="675" />
jezioro Cyganek © toadi

Kierujemy się ku leśniczówce Jezierce jadąc wzdłuż kolejnych jezior, aż do największego Ula, tam obok leśniczówki kierujemy się ponownie na Nekielkę i dalej na pyszny obiadek w miejscowości Brzeźno. Zahaczamy jeszcze o wioskę Siedleczek i już drogami docieramy na obiad.
Parę minut po 16 ruszamy uzupełnić zapasy picia, kierujemy się wzdłuż trasy Poznań - Warszawa do pobliskiej stacji benzynowej. A następnie po zakupach powrót do Brzeźno i dalsza wyprawa w lasy za Nekielką.
Nekielka już niebawem będzie zabudowana, wszędzie już są wytyczone działki, drogi, szkoda trochę bo to urokliwe miejsce będzie kolejnym osiedlem domków jednorodzinnych, i nie będzie po co tam już jeździć, a jeśli to teren do ciekawej jazdy skurczy się.
Dalsza wyprawa wśród lasów prowadzi nas do Wagowa, a potem na Pobiedziska, gdzie na skraju miasta mijamy stary cmentarz żydowski, a następnie zatrzymujemy się na chwilę nad brzegiem j. Dobre aby ustalić dalszą trasę. Namawiam Krzysztofa aby objechać jezioro, lecz okazało się to niemożliwe. Musimy się kawałek wrócić.
" title="jezioro Dobre" width="900" height="675" />
jezioro Dobre © toadi

Na osiedlu domków jednorodzinnych dostrzegamy czynny sklep i Krzysztof szybko się tam udaje aby uzupełnić zapasy, zwłaszcza zapasy wody. Funduje też lody :) . Ledwie wyszedł ze sklepu sklep został zamknięty. Była 18:00
Miałem chęć jechać na miejscowość Kociołkowa Górka aby pokazać Krzysztofowi tamtejszy leśny wąwóz, było jednak dość późno i należało udać się na Poznań. Już wyłącznie asfaltem popędziliśmy w stronę Promna, gdzie przekroczyliśmy dopuszczalną prędkość 40km, jak dobrze że nie było niebieskich:), a swoją drogą ciekawe czy by Nas zatrzymali :). Dalej do wsi Góra, Jankowo, Sarbinowo do Jasina pod Swajem i do ETC na kolejną porcję lodów tym razem z automatu. Ponownie fundował Krzysztof. Następnie południem Swarzędza obok skansenu pszczelarstwa obwodnicą do ul. Bałtyckiej.
Bezpośrednio przed mostem na Warcie jeszcze chwila rozmowy i powrót do domów.
Wycieczkę należy udać za udaną, czas szybko upłynął wśród lasów, pól i jezior.
Kategoria 100 - 200 km


Dane wyjazdu:
249.00 km 140.00 km teren
12:12 h 20.41 km/h:
Maks. pr.:67.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Pierścieniem wokół Poznania

Sobota, 1 sierpnia 2009 · dodano: 19.08.2009 | Komentarze 0

Skoro zagościłem na bikestats postanowiłem nieco nadrobić zaległości. Nie mam ochoty i nie widzę sensu aby cofać się do lipca, czerwca, czy wcześniejszych miesięcy, cofnięcie się do początku sierpnia to już wyzwanie. Ale dwie najważniejsze trasy odbyłem z Krzysztofem, dlatego posiłkując się jego wpisami, uzupełnię swoje wpisy za ten miesiąc.
Pierścień wokół Poznania
Jeszcze w lipcowy weekend, ostatni weekend lipca podjeliśmy próbę pokonania pierścienia (Pierścień wokół Poznania - fiasko) ale pogoda nie zbyt korzystna, głównie dokuczał wiatr w ciągu całego dnia i po pokonaniu 3/4 pierścienia zrezygnowaliśmy. Jednak nie poddaliśmy się i już tydzień później podjęliśmy próbę jego pokonania. Jak się miało wkrótce okazać tym razem skuteczną i zwycięską.
Ale od początku. Umówione miejsce spotkania to j. Rusałka, miało to być o 6:00, ale już po wyjechaniu z domu powrót po krem do opalania, i strata paru cennych minut. Dotarłem oczywiście po godzinie 6. Nie zwlekając zbyt długo ruszyliśmy na trasę. Wpierw jadąc ścieżkami wzdłuż j. Rusałka oraz j. Strzeszyńskiego w kierunku j. Kierskiego. Mieliśmy zaczynać pierścień z Kiekrza. A ja wymyśliłem sobie że wbrew większości tych których wpisy przeglądałem w bikestats pojedziemy w lewą stronę. Krzysztof dał się przekonać i około 7:00 ruszyliśmy już czerwonym szlakiem "w nieznane".

Jechaliśmy przez Sady, Lusowo, nieco w oddali zostawiając j. Lusowskie. Gdzieś w okolicach Lusówka, właściwie krótka przed dostrzegliśmy innego rowerzystę podążającego w tym samy kierunku. Zażartowałem że może i On jedzie trasą pierścienia, jak się miało później okazać, tak też było. Za Lusówkiem w lesie dogoniliśmy nieznajomego i wyprzedziliśmy. Nieco zaskoczyło mnie to, iż był sporo starszy od nas (ok. 60 lat liczył sobie) a pomykał całkiem nieźle nawet na leśnych ścieżkach, gdzie jego 28" koła musiały nieźle dać mu w kość. Nie wdawaliśmy się w pogaduchy, jechaliśmy dalej przed siebie.
Wkrótce dotarliśmy do j. Niepruszewskiego, przekroczyliśmy autostradę A2, kawałek polami aby niebawem cofnąć się wzdłuż las i przejechać przez przejazd kolejowy. Przed miejscowością Mirosławki mała pauza, urzekło nas miejsce; las, wąwóz, kaskada z kamienie i mała łączka a do tego też miejsce aby przysiąść, schronić się przed ewentualnym deszcze, kilka zdjęć, czas umyka i starszy Pan nas dogania. Wykorzystaliśmy okazje i zamieniliśmy z nim parę słów. Ruszył pierwszy. Jednak nie odskoczył nam daleko, jeszcze nim dojechał do lasu za Wsią Mirosławki dogoniliśmy go i wyprzedziliśmy.
Do Stęszewa popędziliśmy już bez postojów, dopiero na wyjeździe ze Stęszewa kolejna przerwa na zakupy, mój pierwszy posiłek na trasie i pierwsze "tankowanie". W tym czasie kolejna zmiana lidera, Nieznajomy popędził przed siebie nie zatrzymując się.
Ruszyliśmy z myślą dognania Nieznajomego, zastanawialiśmy się jednak jak daleko nam odskoczył. Na drodze pędził jak strzała, jednak zaraz za Łodzią droga znacznie się pogarsza i momentami jest głęboki piach, wiedzieliśmy że to nam daje przewagę i szansę na dognanie Gościa. W Dymaczewie robimy mały rekordzik prędkości maksymalnej 67,1 km/h (ostro z górki, tydzień wcześniej na podjeździe prędkość spadała nam do 8 - 10 km/h). W Mosinie udało nam się dogonić Nieznajomego, uff,. ulżyło mi :). Nie robiąc pauzy pojechaliśmy dalej ku mostowi na Warcie, tylko jeszcze mała nieoczekiwana wywrotka w piasku, zaliczyłem glebę, wchodząc zbyt ostro w zakręt, koło zaryło a ja przywitałem się z matką Ziemią :).
Rogalinek, Rogalin (postój pod pałacem Raczyńskich" title="Pałac w Rogalinie" width="900" height="675" />
Pałac w Rogalinie © toadi
) i dalej już w większości drogą w otwartym terenie, w pełnym słońcu do Kórnika. Szkoda że trwa "remont" mostu na fosie zamku w Kórniku, była by niezła fotka, a tak kicha. Ale w miejscowej lodziarni przerwa na lody :). Ledwie zaczęliśmy delektować się odrobiną chłodu w wafelku a tu niespodzianka - Nieznajomy ponownie Nas dogania, też jednak dał namówić się na przerwę i lody :). Ruszył w trasę na Tulce, zaś my do sklepu po płyny. Po zakupach mała wpadka z mej strony, długo nie myśląc ruszyłem stałą trasą do domu (do rodzinnego domu), po przejechaniu około km w kierunku na Dziećmierowo - Runowo, Krzysztof zwrócił uwagę czy aby dobrze jedziemy :), dopiero po chwili dotarło do mnie że zjechaliśmy ze szlaku. Wracamy na szlak,. Dalej do Skrzynek wzdłuż jeziora Skrzyneckiego, następnie Borówiec, kładką nad trasą szybkiego ruchu (można podjechać, nie tylko schody zbudowali, pomyśleli i o rowerzystach :) ) do Robakowa, polną ścieżką na Tulce, gdzie ponownie doganiamy Nieznajomego, widać piasek mu nie służył :).
W Tulcach jedziemy na obiadek do Restauracji Bambaryła, menu nie jest wyszukane, ale porcje są duże i nie trzeba jedzenia szukać na talerzu. Oczy jednak chciały więcej niż mógł przyjąć żołądek. Już nad żurkiem musiałem nieźle się napocić, a zamówiłem jeszcze drugie danie. Duży kotlet i kopa pyr z sosem, surówką i kiszonym ogórem. To było ponad moje siły. Mogłem tylko patrzeć. Postanowiłem że chociaż zjem kotlet, ale poległem i zrezygnowałem po tym jak z wysiłkiem upakowałem jego połowę. Dochodziła 2:00, zapłaciliśmy za obiadek i czas ruszać. Jeszcze nieco kremu aby słoneczko nie zrobiło nam krzywdy i ruszamy.
Podjazd pod górkę obok kościoła w Tulcach. Najstarszy murowany kościół w Wielkopolsce, o bogatej historii, sanktuarium Maryjne do którego przez cały rok zmierzają pielgrzymi, ale głównie we wrześniu, specyfiką Sanktuarium Tuleckiego jest oddawanie czci obrazowi Matki Boskiej Pocieszenia (XVII wiek). Pierwszy kościół wybudowano tam już w 1140r. a w XIII wieku powstał kościół murowany. Na ołtarzu figura Matki Bożej z Dzieciątkiem na ręku z ok. 1500r. W kruchcie XV wieczna kropielnica z piaskowca. Wielki krzyż z rzeźbioną pasyjką Pana Jezusa z około XVII/XVIII wieku. W kościele wysokiej klasy organy, które niedawno były odnowione i przywrócone do świetności, W kościele zabytkiem jest nawet zamek w drzwiach, który został wykuty z żelaza w pierwszej połowie XVI wieku. W XIV wieku były w Tulcach karczmy, krawiec, młyn. W XVII wieku obok kościoła był szpital oraz szkoła. Władysław Jagiełło w okolicach Tulec był rażony piorunem, jednak przeżył; Jan Długosz, tak pisze w swoich kronikach," że w sierpniową sobotę 1419 roku, „o późnej już godzinie, w powozie urządzonym na kształt kolebki (...)wjeżdżał do lasu król Władysław Jagiełło otoczony orszakiem panów i szlachty, spiesząc z Poznania ku Środzie. Nagle przy jasnym i pogodnym niebie ściemniło się i powstała gwałtowna burza z błyskawicami i piorunami. I trzeba nieszczęścia, że jeden z nich uderzył z wielkim hukiem w orszak królewski i cztery konie zaprzężone do kolebki królewskiej i dwóch z służby dworskiej idących pieszo przy wozie, aby się nie wywrócił, nazwiskiem Bachmat i Maciej Czarny, woźnicę tylko pominąwszy, zabił. Pozabijał też konie, na których jechali Mikołaj - sandomierski i Sędziwój – poznański wojewodowie, Henryk z Rogowa, Jan Mężyk i siedmiu innych rycerzy. Sami jeźdźcy nie doznali żadnej obrazy. Na koniec zabił wierzchowca królewskiego, na którym jechał za królem giermek Porsztek z Czczycy – z rohatyną w ręku; na tym suknię potargał, samego pachołka jednak nie nadwyrężył. Władysław król, straszliwym hukiem piorunu przerażony, długo leżał bez zmysłów i na pytania panów i szlachty nie odpowiadał ani słowem czy to od gwałtownego wstrząśnięcia czyli to z przerażenia – komentował to wydarzenie Długosz – tak że już niektórzy płakać nad nim poczęli. Przyszedłszy wreszcie do siebie i zebrawszy siły (...) przemówił przecież i wyznał, że ta straszliwa przygoda dotknęła go za jego grzechy. A doznał król Władysław od tego piorunu bólu w prawej ręce, który dopiero w kilka dni potem ustąpił, przy czym ogłuchł nieco, a odzież jego wszystka siarką cuchnęła. Ten wypadek ludzie pobożni i religijni uważali za wyraźny znak gniewu Bożego.(...)". Dość już tej historii, czas zmierzać dalej. Wspomnę tylko że ks. proboszcz Marek Matyba jest również zapalonym rowerzystą :)
Dalej do Gowarzewa, tu się urodziłem i spędziłem większość swego życia. Następnie szlakiem na Kostrzyn, który biegnie bocznymi drogami. W Siekierkach Wielkich piaszczysta droga wiedzie w kierunku Kostrzyna, na jej zachodnim skraju niewielki lasek. Wielu zapewne jadąc nie zdaje sobie sprawy że skrywa on średniowieczne grodzisko, dziś to tylko wał ziemny.
W Kostrzynie przerwa na kolejne zakupy głównie płyny i w drogę do j. Góra. Tu zjazd po kamieniach kawałek wzdłuż jeziora i malowniczym wąwozem podjazd pod górkę niezbyt długi jednak. Gdybyśmy tak spławili się przepływającą rzeczką (Cybina) dopłyneli byśmy do Poznania (j. Malta).
Teraz Kawałek lasem, przekroczenie linii kolejowej oraz ruchliwej trasy na Gniezno i znajdujemy się na Gorzkich Polach, gdzie królują ogrody działkowe " title="Na trasie pierścienia wokół Poznania - Krzysztof" width="675" height="900" />
Na trasie pierścienia wokół Poznania - Krzysztof © toadi
. Docieramy do grobli między j. Wrączyńskimi i kierujemy się na północ do Dąbrówki Kościelnej. Szkoda tylko że nie poprowadzono szlaku przez Krześlice, gdzie znajduje się wspaniały pałac. Po płytach betonowych dawnego lotniska docieramy prawie do Dąbrówki, jeszcze kawałek lasem i jesteśmy. W Dąbrówce Kościelnej sanktuarium Maryjne " title="Sanktuarium w Dąbruwce Kościelnej" width="900" height="675" />
Sanktuarium w Dąbruwce Kościelnej © toadi
, które konkuruje we wrześniu z Tulcami o pielgrzymów.
Chwila na zakupy, kawałek jazdy za Dąbrówkę i na przydrożnym parkingu dla turystów, dłuższy postój - lody, picie i ruszamy dalej." title="Pierścień wokół Poznania lasy w okolicy Dąbrówki Kościelnej" width="675" height="900" />
Pierścień wokół Poznania lasy w okolicy Dąbrówki Kościelnej © toadi
Docieramy do Zielonki, wioski w centrum puszczy, jednak nie zatrzymujemy się i podążamy dalej ku Murowanej Goślinie. Do miejscowości Rakownia, przyjemna leśna ścieżka, później nieco gorzej na odcinkach piaszczystych samochody wzbijają tumany kurzu, zaś na kocich łbach nie dość że się kurzy to jeszcze niesamowicie trzęsie, zwłaszcza na jednym ze zjazdów. W Murowanej bez zbędnych postojów, jedziemy przed siebie, docieramy do Mściszewa, aby ponownie zjechać na drogi gruntowe. Dopiero na wyjeździe z Promnic ponownie asfalt, przez spory odcinek Promnic niezły chodnik, tylko te parkujące na nim samochody :(.
Kolejny raz przekraczamy Wartę, Drogą do Biedruska, Następnie poligon, ruiny kościółka i stary cmentarz (jednak byliśmy tam wielokrotnie więc nie zatrzymujemy się). Wkrótce odczuwam upływ sił, jestem głodny, bardzo głodny. Po dojechaniu do Złotnik postój na posiłek, zdąrzyliśmy przed zamknięciem sklepiku. Serek homo, jakieś coś słodkiego - takie małe co nieco, trochę picia i odżywam, teraz mogę znowu jechać. Parę minut przed godziną 20:00 docieramy do Kiekrza,
Tu zakładamy kurtki z długim rękawem, nieco się już ochłodziło i ruszamy w kierunku Strzeszynka, gdzie Krzysztof postanowił zjeść frytki - w nagrodę za pokonanie trasy, w pełni sobie zasłużył. Po około 30 minutach ruszamy na Rusałkę i na Sołaczu rozdzielamy się/
Powrót przez Centrum Poznania, Śródkę i Maltę do domu, tu starałem się trochę popędzić, aby podążać w rytmie zielonych świateł na skrzyżowaniach, na Garbarach nie zdążyłem zmieniło się na żółte i wolałem wyhamować. W domu byłem około 22:00
Trasa piękna, zachęca do kolejnego przejazdu, np jesienią kiedy kolorystyk ulegnie zmianie - złota polska jesień, byle pogoda dopisała.

PS.
Dystans wyraźnie dłuższy od tego co przejechał Krzysztof, ale i do miejsca spotkania miałem znacznie dalej, stąd ta różnica, mieszkamy na przeciwległych końcach Poznania. Dystans i średnią podałem w Komentarzu do pierwszej nieudanej próby pokonania pierścienia jak tylko wróciłem do domu, inaczej dziś bym tego nie pamiętał, jednak czas jazdy musiałem dopasować do tamtych danych, szkoda że i tego wtedy nie wpisałem w komentarzu.
Pozdrawiam
Kategoria powyżej 200 km