Info
Ten blog rowerowy prowadzi toadi69 z miasteczka Poznań. Mam przejechane 7388.85 kilometrów w tym 2825.51 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.67 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Luty4 - 0
- 2013, Styczeń4 - 1
- 2012, Wrzesień5 - 18
- 2012, Sierpień11 - 28
- 2012, Lipiec12 - 32
- 2012, Czerwiec9 - 41
- 2012, Maj1 - 2
- 2011, Październik2 - 11
- 2011, Wrzesień2 - 16
- 2011, Lipiec1 - 11
- 2010, Maj3 - 17
- 2010, Kwiecień10 - 2
- 2010, Marzec2 - 0
- 2009, Październik6 - 22
- 2009, Wrzesień15 - 56
- 2009, Sierpień11 - 18
do 100 km
Dystans całkowity: | 2744.15 km (w terenie 1510.41 km; 55.04%) |
Czas w ruchu: | 137:48 |
Średnia prędkość: | 19.43 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.31 km/h |
Suma podjazdów: | 14710 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 164 (92 %) |
Suma kalorii: | 36129 kcal |
Liczba aktywności: | 54 |
Średnio na aktywność: | 50.82 km i 2h 45m |
Więcej statystyk |
Wycieczka po starych śmieciach czyli w rejony mojego dzieciństwa
Sobota, 20 marca 2010 · dodano: 03.05.2010 | Komentarze 0
Kolejny wyjazd z Krzysztofem,Trasa jak podał Krzysztof:
http://maks.bikestats.pl/index.php?did=279396#comments
Generalnie lepiej niż poprzednio, ale i tak obciach.
W Nagradowicach postój pod sklepem = muszę uzupełnić paliwo i płyny, dużo płynów :)
Na polnej drodze łączącej Komorniki z Tulcami zalegał jeszcze śnieg, dla moich gładkich opon odcinek nie do przebrnięcia.
W Tulcach na krótką chwilę spotykamy się z Rodmanem i powrót do Poznania nad Maltę gdzie każdy już jedzie we własną stronę.
Tym razem było nieco lepiej, ale gdzie mi tam do formy Krzysztofa :( Marnie widzę ten rok, teraz to chyba ciągle to ja będę musiał jego gonić.
Pierwszy wypad tej wiosny - fiasko zero kondycji :(
Niedziela, 7 marca 2010 · dodano: 03.05.2010 | Komentarze 0
Wycieczka pierwsza tej wiosny i tego roku, spotkanie u Krzysztofa, najpierw dojazd do niego około 11km jak zwykle a później jak w poniższym raporciehttp://maks.bikestats.pl/index.php?did=275278
Początek nie był może rewelacyjny ale jakoś tam dotrzymywałem Krzysztofowi kroku i nie musiał za mną zbytnio czekać. Jedak widać było kto przepracował w pocie czoła zimę a kto trenował LB :(
Od Kiekrza zacząłem coraz bardziej zostawać w tyle zwłaszcza na podjazdach, na płaskim jakoś dawałem jeszcze radę.
W Rokietnicy przerwa na małe co nieco, niewiele pomogło :( Widać było całkowity brak formy. W drodze powrotnej już na trasie Obornickiej mocno odstawałem od Krzysztofa, W pewnym momencie na gładkiej drodze piasek przylepiony do mokrej opony spowodował że położyłem się na środku jezdni w momencie kiedy skręcaliśmy w kierunku na Morasko. Nic specjalnego się nie stało, jednak do zmęczenia doszła niechęć do dalszej jazdy i wzmożona ostrożność nawet na prostych odcinkach że nie powiem o zakrętach :(
Po dotarciu do domciu Krzysztofa jestem bez sił prawie, wiem że starczy mi ich jeszcze na dojechanie do domu, jednak nowe siodełko i do tego źle ustawione dodało ból 4 liter.
Mam już dość na dziś.
Całą wyprawę można opisać jednym słowem - fiasko.
Do BCM`u
Środa, 28 października 2009 · dodano: 01.11.2009 | Komentarze 3
Czwartek ładna pogoda, chwila czasu i pomimo że dzień już powoli miał się ku końcowi postanowiłem wyjechać na chwilkę do Puszczykowa, a dokładniej do sklepu po ciuchy na zimę. Cóż co dzień to chłodniej, a letnie ciuszki już się nie sprawują w tę pogodę najlepiej.Górnym tarasem Rataj dotarłem do R.Starołęka później ku mostowi kolejowemu na Starołęce, Dębina, Luboń, kawałek wzdłuż Warty, później powrót na trasę Poznań-Mosina i w Starym Puszczykowie, kawałek pod górkę do BCM`u.
Dłuższa chwila spędzona w sklepie i po dokonaniu zakupów: długie ocieplane spodnie plus ochraniacze na buty, ruszam w drogę powrotną do domu, zapadał już zmrok, więc chciał nie chciał oświetlenie roweru okazało się nieodzownym i pomocnym gadżetem, zapewniającym bezpieczeństwo, lub iluzje takowego.
Już zbyt wiele nie kombinując wracałem drogą i ścieżką rowerową do Poznania i domu. Wróciłem około 18:00.
Zdjęć specjalnie nie robiłem, lecz urzeczony pewnym widoczkiem jedno pstrykłem :)
Jesień w Poznaniu© toadi
Międzyrzecz - Jordanowo - Staropole - Boryszyn - Kaława - Międzyrzecz
Sobota, 10 października 2009 · dodano: 11.10.2009 | Komentarze 2
Ciężko wstać rano po nocnej wyprawie za Poznań, ale co zrobić. Sprawdzenie pogody na necie oraz w TV i wg przepowiadaczy pagody ma nie padać, ale o słońcu i cieple możemy zapomnieć, wiatr raczej umiarkowany. Zobaczymy co będzie. Ruszam w 11 km rozgrzewkę do Krzysztofa, gdzie załadowujemy rowery na samochód i ... . Mieliśmy wyruszyć około 8 z Poznania, ale jak to zwykle bywa nie wszystko da się przewidzieć i zaplanować. Ruszamy około 10 z minutami w Międzyrzeczu jesteśmy krótko przed południem.Kościół Św. Wojciecha w Międzyrzeczu© toadi
Miedzyrzecki ratusz© toadi
Zdejmujemy rowerki z samochodu Krzysztofa i po krótkich przygotowaniach ruszamy zrobić parę fotek pod zamek.
Międzyrzecki zamek z X wieku© toadi
Jak się okazało kolejny raz jestem w Międzyrzeczu i kolejny raz mam pecha zamek zamknięty, z powodu remontu walącej się ściany :( Jednak po krótkiej rozmowie z miłym panem mamy mały bonus od losu i zostajemy wpuszczeni za bramę zamkową.
Zamek pochodzi z 1350 roku kiedy to za Kazimierza Wielkiego został wzniesiony na miejscu grodu warownego z około X a XI wieku. Wielokrotnie zdobywany i burzony, był odbudowywany gdyż był grodem warownym na dawnej granicy Polski. Jednak kiedy podczas potopu szwedzkiego został zburzony już nigdy nie odbudowano go, pozostał jako ruina do dnia dzisiejszego. Dwie warowne baszty zostały przykryte drewnianym dachem aby uchronić je przed dalszą ruiną i zamakaniem. Od mego poprzedniego pobytu mury podwyższono o trzy warstwy cegły oraz wybudowano nowy most nad fosą, gdyż poprzedni się zawalił. Obecnie fragment ściany jest podparty gdyż popękał i grozi zawaleniem, z tego też powodu zamek jest zamknięty. Na terenie zamku nie ma nic specjalnego duży dziedziniec i ruiny tego co pozostało. Lepiej wygląda z zewnątrz niż kiedy już jesteśmy w jego środku.
Międzyrzeczki zamek - dziedziniec© toadi
Armata na dziedzińcu zamku w Międzyrzeczu© toadi
Zamek w Międzyrzeczu fosa i mury zamku© toadi
Robimy jeszcze małą rundkę wokół zamku okalającym go parkiem i ruszamy przez miasto w kierunku na Skoki.
Fosa zmaku w Międzyrzeczu oraz okalający zamek park© toadi
Kawałek drogą do skraju lasu i jeszcze przed miejscowością Skoki zjazd w las na jedną z leśnych ścieżek (oznakowana zielono dla pieszych oraz niebiesko rowery) i od tego momentu już praktycznie do zmroku będziemy jechać głównie leśnymi ścieżkami, brukowanymi duktami i innymi wybojami, a i zdarzy się po zaoranym polu :). Po naszej prawej wśród drzew majaczą niewielkie wzniesienia zaś po lewej od czasu do czasu mignie tafla jeziora Bukowieckiego.
Na niewielkim przesmyku pomiędzy jeziorem Bukowieckim a jakimś małym jeziorkiem pierwsze ślady okopów na niewielkim wzniesieniu, ale znacznie więcej uwagi pochłonęło malownicze jeziorko.
Takie małe jeziorko przy zielonym szlaku, w pobliżu jeziora Bukowieckiego© toadi
Małe jeziorko w okolicy jeziora Bukowieckiego© toadi
Chwilę później dość długi podjazd leśną piaszczystą ścieżką, w której grzęzną koła ale jakoś się czołgamy pod górkę, czołgamy gdyż jedziemy bardzo wolno i z dużym wysiłkiem, pieszo pewnie było by szybciej. Gdy wzniesienie się kończy roztacza się piękny widok na panoramę jeziora Bukowieckiego, przysłaniają go młode jeszcze drzewka posadzone na zboczu schodzącym w stronę jeziora, lecz i tak zatrzymujemy się na chwilę aby zrobić kilka fotek i nieco się przeodziać, podjazd zrobił swoje a i w lesie jest dość ciepło nie ma wiatru.
Tam za zakrętem skończył się piaszczysty podjazd, zaś na płaskim odcinku chwilę wytchnienia oraz szansę popatrzeć z góry na jezioro Bukowieckie© toadi
Jezioro Bukowieckie ze ścieżki, na pierwszym planie młodnik© toadi
Przez grubą warstwę chmur udawało się nawet czasem na moment słonku przedrzeć, ale to były tylko krótkie momenciki.
Na leśnym szlaku gdzieś pomiędzy jeziorem bukowieckim a Wyszanowskim© toadi
Dalsza trasa biegła do jeziora Wyszanowskiego i wzdłuż jego brzegów, była co najmniej dość trudna, zryta przez leśne zwierzęta oraz usłana ogromną ilością gałęzi które parokrotnie przestawiały mi rower to raz w prawo to innym razem w lewo kiedy na nie najechałem. Innym razem wyskakiwały spod kół, czy też łamały się z chrzęstem, a do tego wszystkiego duża ilość pożółkłych liści niedawno opadłych z drzew czy też zarośla gwałtownie zwężające ścieżkę.
Po lewej tafla jeziora Wyszanowskiego© toadi
Leśna ścieżka wzdłuż jeziora Wyszanowskiego© toadi
Na jednym z odcinków jadąc bardzo blisko za Krzysztofem, dosłownie parę centymetrów, po dość gwałtownym Jego zatrzymaniu, ratując się przed gwałtownym uderzeniem w jego rower skręcam kierownicą w prawo i widząc że i tak wjadę w niego zeskakuję z rowera, efekt; zaliczam glebę, skoczyłem w kierunku skarpy i zaliczyłem ładnego kozła. Mój rower oparł się o Krzysztofa i nie obalił, lecz ja leżałem :)
Były też okazję podziwiać okoliczną faunę i florę, największe zwierze jakie nas zaszczyciło to jeleń, zaś z fauny lasy ukazały nam grzyby,
Ciekawe czy ten czerwony grzybek dało by się zjeść© toadi
mchy i porosty
Kępa mchu na pniu obumarłego drzewa oraz posrosty© toadi
czy też pomimo iż to już październik kwitnące nadal wrzosy
Wrzosy© toadi
Z brzegu jeziora Wyszanowskiego było widać iż las już zmienił swą szatę na barwy jesieni
Jezioro Wyszanowskie - jesień© toadi
Jeziora, las i wzgórza
Rower Krzysztofa w okolicach jeziora Wyszanoskiego© toadi
Widok ze wzgórza, w dole na ściezce Krzysztof i jego rower, a nieco dalej wody jeziora© toadi
Ścieżka jednak mimo oznakowania w pewnym momencie sprawiła nam niespodziankę, koniec jazdy, objazd, albo przechodzimy górą :)
Niespodzianka na szlaku - płot i przegrodzona w poprzek droga© toadi
Na odcinkach gdzie las wycięto widać było jak pofałdowany jest teren który przyszło nam przemierzać.
Fragment lasu w miejscu niedawnej wycinki ikazał nam po jakim terenie się przemieszczamy i dlaczego tak marna średnia jest na licznikach© toadi
pięknie ukształtowany teren, plus piasek i gałęzie potrafią nieźle dać w kość i trochę potu wycisnąć© toadi
I tak jadąc przed siebie docieramy w okolice miejscowości szumiąca gdzie aby dostać się do centrum wioski, w której jest uroczy kościółek, zbaczamy ze szlaku zielonego na żółty. We wiosce jedyny sklep jest nieczynny. Jednak neogotycki kościół z 1894 r wart jest uwiecznienia,
Neogotycki kościół w Szumiącej, niegdyś wioska należała do Paradyskiego Klasztoru© toadi
zaraz za wioską skręcamy w polną drogę prowadzącą na południe do Gościkowa i Jordanowa. po swej prawej mamy las, a później linię kolejową (nieczynną) zaś po lewej dolinkę rzeki Paklicy.
Linia kolejowa na nasypie co kilkaset metrów ma niewelkie wiadukty, po blizszym zapoznaniu widać iż większość z nich nie ma obecnie zastosowania© toadi
Wiadukt pod nieczynną dziślinią kolejową© toadi
Polną drogą docieramy do Gościkowa (niegdyś Paradyż), w pierwszym napotkanym sklepie postój na posiłek i ruszamy dalej do niedalekiego Jordanowa, zaliczając po drodze obiad w przydrożnym barze.
We wsi znajduje się pocysterski klasztor, na terenie którego mieści się obecnie Wyższe Seminarium Duchowne w Paradyżu© toadi
W niedalekim Jordanowie zatrzymujemy się na moment przy kościele św. Anny z XVI wieku wybudowanym przez cystersów z Paradyża.
Kościół św. Anny w Jordanowie© toadi
Pozostałości po osadnikach niemieckich / zaborcy© toadi
poniemiecki nagrobek© toadi
okazały okaz dębu, swym wyglądem moze nieco straszyć, pewnie był pierwowzorem drzewca we Władcy Pierścieni :)© toadi
Kierujemy się z Jordanowa kawałek ku południu aby lasami dojechać do Staropola i Boryszyna, jednak nieco plany krzyżuje nam budowa autostrady w efekcie po zrobieniu kilku kilometrów po lesie uznajemy ze należy kawałek się wrócić i jechać do Nowego Dworku i dalej lasem wzdłuż nieczynnej linii kolejowej. Co postanowiliśmy to i uczyniliśmy. Do wioski brukowana droga wytrząsała z nas niedawno zjedzony posiłek, liczyliśmy iż jadąc w las, będzie mniej trzęsło, ale okazało się że tak dobrze to nie ma, bruk ciągnął się jeszcze długi odcinek w las. Trzęsło niemiłosiernie a nie było specjalnie gdzie zjechać. Wkrótce docieramy do jeziora Paklickiego, kierujemy się nadal na zachód i po wyjechaniu z lasu otaczają nas pola kukurydzy. Docieramy do po PGRowskich zabudowań pod Staropolem i po około kilometrze jesteśmy we wiosce. Na skrzyżowaniu dróg po prawej stronie bunkier, a właściwie to co po nim pozostało.
Staropole pozostałości po bunkrze© toadi
ruiny bunkra© toadi
Ze Staropola na północ do Boryszyna, i kolejne ruiny bunkra, jedziemy w kierunku do pętli Boryszyn w las, na zwiedzanie nie mamy czasu, jest już zbyt późno, lasami i polami kierujemy się na wschód. Odnajdujemy komin wentylacyjny podziemnego systemu tuneli.
komin wentylacyjny MRU© toadi
Jedziemy w nieznane aby już niebawem znaleźć się w baśniowej krainie, krainie nie z tego świata.
Baśniowa kraina© toadi
Pnącza które na krótkim odcinku lasu szczelnie okryły wszystkie pnie drzew tworzą coś wspaniałego, niespotykanego, wszystko co tego dnia widzieliśmy blednie przy tym dziwie natury. A wszystko to za sprawą Dławisza amerykańskiego.
Baśniowa kraina© toadi
Pełna relacja z tej baśniowej krainy W baśniowej krainie
Pomimo że ten fragment lasu szczególnie się nam spodobał, jednak zbliżał się wieczór i czas jaki pozostał do zmroku topniał bardzo szybko musieliśmy ruszać dalej. Jeszcze kawałek jechaliśmy lasem, jednak kiedy wyjechaliśmy z niego kolejna przykra niespodzianka, zaorane pole i albo dalej tym polem, albo wracamy.
Wybraliśmy wariant przez pole. Jechaliśmy wzdłuż lasu nieco pod górę, a później w niewielką dolinkę, następnie polem kukurydzy a na jego skraju ponownie zaoranym polem kierowaliśmy się ku północy. W końcu po około 1,5 km dotarliśmy do polnej ścieżki która gdzieś w tym rejonie miała swój początek dla nas, a dla innych zapewne koniec. Na pierwszych metach zadowolenie, gdyż było nam znacznie łatwiej niż polem, ale po niedługim czasie jeden z dłuższych podjazdów które mielismy tego dnia, a w dodatku polna dróżka nie zawsze była przejezdna i niekiedy musieliśmy jechać polem. Jak nie pole, to piach lub pod górę :) Dotarliśmy do rozwidlenia polnych dróg, jedna prowadziła na południe do Nowego Dworku, druga na wschód do drogi Kaława-Gościkowo, trzecia na północ do Kaławy no i czwarta na zachód, ale tą przyjechalismy.
Ruszamy na północ, po minięciu kilku kałuż docieramy w końcu do Kaławy, minęła już 18:00 i wkrótce miało się ściemnić, dlatego nie zwlekając postanawiamy zaliczyć ostatni punkt zwiedzania na dziś, Pniewy i tamtejsze bunkry. Szybko udajemy się na zachód asfaltową drogą wzdłuż której biegnie ścieżka rowerowa, niecałe dwa kilometry i jesteśmy. I pytanie Krzysztofa; czy tu było pod górę ?, a może to było stwierdzenie. Parę fotek nim ściemni się zupełnie, przed budynkiem na niewielkim placu zbierają się jakieś grupki rekonstrukcji w mundurach niemieckich i polskich.
Pniewy pamiatkowa tablica© toadi
Smocze zęby to na nich miały się zatrzymać sowieckie czołgi© toadi
Smocze zęby z bliska© toadi
Rudy 102© toadi
Wieże strzelnicze i mała obserwacyjna na bunkrze w Pniewach© toadi
Wieżyczki bunkra oraz Nasze rowery© toadi
Stalowa wierza bunkra© toadi
Ślady z zimy `45 kiedy przełamywano linię umocnień pod Kaławą© toadi
Ślady ostrzału© toadi
Kurna, rower świeci się jak choinka w Boże Narodzenie© toadi
Z tego otworu strzelniczego broniono dotępu do wejścia pole ostrzału to okolice pancernego włazu do wnętrza bunkra© toadi
Ledwie co zdołaliśmy zrobić kilka słabej jakości fotek (brak światła dawał się we znaki mej komórce, szkoda że nie zabrałem nikona, mógłbym nadal swobodnie fotografować i to bez flesza). Sądziłem że do miejscowości Nietoperek jeszcze uda się dojechać przez pola i lasy, jednak nie miało to większego sensu, dlatego weryfikujemy swe plany poraz kolejny i już drogami przez Kaławę i Nietoperek kierujemy się szybko do Międzyrzecza, jest już całkiem ciemno więc jak w piątek na światłach.
Krzysztofa rower nie swieci się ale paski odblaskowe na Nim owszem© toadi
Docieram po niespełna 30 minutach do rynku w Międzyrzeczu, zaczyna coraz mocniej padać, jeszcze tylko fotka ratusza,
Ratusz w Międzyrzeczu nocą© toadi
nieco oczyścić z błocka rowery, załadować je i siebie i w drogę. Na najbliższej stacji krótka pauza na małe co nieco i przez Międzychód do Poznania. Około 22 Krzysztof odstawia mnie pod blok i koniec wycieczki.
Dzień upłynął miło i przyjemnie, ale tak zwykle jest kiedy jedziemy z Krzysztofem, zaś niezatarte wrażenia które na długo pozostaną w pamięci to fragment baśniowego lasu. Mam nadzieję że nie tylko w mojej pamięci.
W baśniowej krainie
Sobota, 10 października 2009 · dodano: 12.10.2009 | Komentarze 5
Jest to fragment trasy MRU jaką pokonałem z Krzysztofem w ubiegłą sobotę , jednak zasługiwał na osobny wpis.Jedziemy w nieznane aby już niebawem znaleźć się w baśniowej krainie, krainie nie z tego świata.
Baśniowa kraina© toadi
Pnącza które na krótkim odcinku lasu szczelnie okryły wszystkie pnie drzew tworzą coś wspaniałego, niespotykanego, wszystko co tego dnia widzieliśmy blednie przy tym dziwie natury. A wszystko to za sprawą Dławisza amerykańskiego.
Baśniowa kraina© toadi
bajkowa kraina© toadi
leśna ścieżka przez bajkową krainę© toadi
baśniowa kraina© toadi
las zachwycił nie tylko mnie, takie pnącza to coś niezwykłego, a w dodatku w jesiennych już barwach© toadi
baśniowa kraina© toadi
pnącza skręcają się w prawo, prawoskrętnie wyglada to jak stara lina porzucona gdzieś w lesie© toadi
Kraina z baśni© toadi
Kraina z baśni© toadi
Jak to ujął Krzysztof: Kraina Narnii© toadi
Sprawca tego pięknego lasu© toadi
W środku są czerwone kulki nasion, ale zewnętrzna osłona pęknie i uwolni je dopiero kiedy w pełni będą dojrzałe© toadi
Nasiona i liście z bliska w blasku flesza© toadi
Dławisz kiedy zacznie oplatać młode słabe drzewo zniszczy je.© toadi
Nasiona i liście z bliska w blasku flesza© toadi
I jeszcze jedna fotka© toadi
Pnącze to dorasta do 20 metrów, roczne przyrosty to 2 do 3 metrów© toadi
Pomimo iż było cudownie musieliśmy opuścić te bajkową krainę, było zbyt późno a i pierwsze krople deszczu zapowiadały iż większy deszcz się zbliża.
Nocna wyprawa
Piątek, 9 października 2009 · dodano: 11.10.2009 | Komentarze 3
Było piątkowe popołudnie, albo raczej wczesny wieczór, musiałem jeszcze odebrać rower z serwisu a potem w drogę. Ale po kolei z pracy pośpieszyłem po odbiór rowerku, i szybko do domciu. Była prawie 18 kiedy dotarłem, a tu jeszcze korby do założenia oraz łańcuch. Krótka rozmowa z Krzysztofem, szybkie uzupełnienie braków w rowerze i już nie przebierając się popędziłem nad Maltę do Źródełka. Dojechałem około 18:30-18:35 kilka słów na powitanie i w drogę. Jak się okazało byłem jedynym który nie miał Kelysa :) oraz w "cywilnych" ciuchach :).Znad źródełka ruszyliśmy w składzie: Krzysztof, Paweł, Mateusz i ja.
Szybko się ściemniało więc już od startu jechaliśmy na światłach. Każdy był zaopatrzony w pełne oświetlenie. Z początku jechaliśmy trasą Poznańskiego Maratonu, jednak już przy Młyńskim Stawie skręcamy w lewo i jedziemy wzdłuż Stawu, teoretycznie ciekawszą trasą, chociaż po zmroku nieco wątpliwe są uroki, jednak docieramy do Stawu Antoninek i przez groblę kolejnym odcinkiem trasy maratonu do Zielińca, gdzie zatrzymujemy się przed sklepikiem.
Pod sklepem na Zielińcu© toadi
Po krótkiej przerwie ruszamy dalej, nadal trasą maratonu wzdłuż jeziora Swarzędzkiego, do Gruszczyna, gdzie trasę maratonu zostawiamy swemu losowi, sami zaś udajemy się w kierunku na Mechowo. Przekraczamy tory kolejowe oraz dość ruchliwą drogę na Gniezno i zjazd do Mechowa. Kawałek przez wioskę i podjazd, który pokonujemy na nogach :(, piasek pomimo że mokry okazał się zabójczy dla moich slicków, zaryły się głęboko i nie miały przyczepności. Jak się okazało cała nasza czwórka musiała wejść na wzniesienie.
Jedziemy polną drogą na Kicin wśród pól i kałuż, które co rusz urozmaicają nam monotonię jazdy i dają nieco uciechy kiedy jakiś manewr nie wyjdzie. Po wjechaniu do wioski liczyłem ze kościół w Kicinie, który za dnia jest wart utrwalenia, będzie odpowiednio doświetlony i ..., jednak kościół skryty był w ciemnościach, brak iluminacji jedynie plac był rozświetlony, a szkoda. Fotka i w dalszą trasę.
Pod kościołem w Kicinie© toadi
Kolejny cel Dziewicza Góra. W planach był podjazd żółtym szlakiem od wschodu, jednak w mroku mijamy właściwy zjazd prowadzący na szczyt i kierując się od tego momentu GPS`em Krzysztofa zdobywamy szczyt od północy.
Dziewicza Góra zdobyta, zdobyta nocą, i to pomimo niepowodzenia wcześniej kiedy na niższe wzniesienie wpychaliśmy rowery, tym razem nie musimy zsiadać z siodełka, ale zgrzałem się nieźle.
Dziewicza Góra 145m n.p.m. zdobyta nocą.© toadi
Pod wieżą obserwacyjną na szczycie Dziewiczej Góry© toadi
Dziewicza Góra nocą© toadi
Po krótkim postoju ruszamy na północ, najpierw zjazd, który budził całkiem niezłe emocje i podnosił poziom adrenalinki, zwłaszcza że po nocy wyglądają leśne ścieżki całkiem inaczej niż za dnia, a do tego nie widać co kryje się w cieniu światła z lampek. Jednak udaje się nam zjechać bez przeszkód. W dole kolejny podjazd, o światłach wyglądał na wyższy i bardziej stromy niż się później miało okazać. Leśnym ścieżkami wśród drzew docieramy do leśniczówki Dziewicza Góra. Dalej kierujemy się na obrzeża Czerwonaka, aby już drogą na Owińska kierować się do Bolechowa. Na drodze tworzymy oświetlony pociąg i jadąc gęsiego suniemy z prędkością około 30 km/h i więcej. Ja jako lokomotywa, S3qm... pośrodku i Maks zamyka skład, przed Bolechowem zmiana i Krzysztof robi za lokomotywę. Nieźle musiało to wyglądać, cztery rowery jeden za drugim w niewielkich odstępach dobrze oświetlone sunące drogą w ciemnościach
Z Bolechowa kierujemy się na most nad Wartą i Biedruska, przed samym mostem krótki postój na przystanku i ruszamy w drogę. W Biedrusku docieramy do sklepu i robimy kolejne zakupy, przerwa na posiłek i wracamy w kierunku Warty do nowego szlaku nadwarciańskiego. Zjazd od Biedruska był delikatnie mówiąc zimny, zęby same latały. Skręcamy w las i jedziemy wzdłuż szlaku ku Poznaniowi. Trasa wcześniej nam już znana, lecz dotąd pokonywana za dnia nocą jawi się całkiem odmiennie i tajemniczo. Coś wspaniałego, co jakiś czas słychać w lesie trzask łamanych gałązek, czasem to my go powodujemy, ale nie raz słychać go albo przed nami albo gdzieś z boku. Jednak stwierdziwszy że są trzy opcje:
1. szaleni grzybiarze którzy już na noc wyruszyli na poszukiwanie grzybów !
2. leśne zwierzęta które czają się w mroku aby nas zaatakować i pożreć !
3. wilkołak który przeraził się światła i nawiał gdzieś w krzaki !
Która była prawidłowa już się chyba nie dowiemy :)
W końcu docieramy do cywilizacji i wyasfaltowanych dróg. Kawałek jeszcze jedziemy razem i musimy się rozstać. jest dość późna pora, dochodzi 23, a na kolejny dzień umówiłem się z Krzysztofem na wypad do MRU, dlatego zostawiam resztę ekipy i kieruję się w kierunku Cytadeli, Garbar, Rynku Bernardyńskiego do mostu Rocha
Most Rocha© toadi
Most Rocha© toadi
Do domu docieram około 23:00
W tym samy czasie Krzysztof również dociera do celu jak i Paweł z Mateuszem.
Wyjazd udany, wrażenia jeszcze lepsze, jazda nocą to nie to samo co za dnia i wzbudza całkowicie odmienne emocje oraz wrażenia niż za dnia, zwłaszcza kiedy nie jest to jazda drogami wśród samochodów. Towarzystwo super. Aby więcej takich wypadów. Może w zimie kiedy spadnie śnieg oraz ściśnie mróz warto by też nocą coś podobnego urządzić ?
Po kolejną porcję części - objazd po poznańskich sklepach rowerowych
Sobota, 3 października 2009 · dodano: 03.10.2009 | Komentarze 2
Wstałem jak to zwykle w sobotę niezbyt wcześnie. Trochę czasu upłynęło na śniadanko i wyszykowanie się.Było coś koło 11 kiedy ruszyłem się po części, najpierw po najbliższych sklepach, czyli pobliskie osiedla, ale nie mieli tego co szukałem, więc ruszyłem dupsko na Starołecką do Pawlaka, na moje nieszczęście mieli jakąś wyprzedaż i w dniu dzisiejszym nie mogłem kupić ani części ani narzędzi, jedynie chwilę sobie pogawędziłem. Na domiar złego i pogoda się popsuła zaczął padać deszczyk, na szczęście założyłem na siebie kurteczkę wcześniej więc przemoknięcie mnie nie groziło, co najwyżej zaparowanie od środka ;)
Następny sklep to Kwiatowa, no tu już było coś więcej niż tylko rozmowa, również zakupy, lecz nadal nie mając wszystkiego skierowałem się na Piekary. Pech w soboty nieczynne :(.
Stwierdziwszy iż dawno co Colexu nie zaglądałem skierowałem się w tym kierunku, zahaczyłem jeszcze o centrum Poznania po znacznie po 13 byłem u celu, po chwili rozmowy nabyłem kolejny element jednak nie do końca taki jakbym chciał, srebrny a nie czarny i z 44 a nie 48 ząbkami, ale lepszy taki niż żaden. Nie miałem jednak nadal wkładu suportu, miałem niecały kwadrans do 14 więc postanowiłem że na Miodową zdążę, jakby co zostawał jeszcze Armot na Ratajach, czynny do wieczora, jak to zwykle jest w centrach handlowych. Jednak wyprawa do Armotu okazała się zbędna, nabyłem ostatni element niezbędny do kolejnego etapu modernizacji 10 letniego już rowerka :)
W drodze powrotnej jeszcze zakupy czegoś do jedzonka i gdzieś około 16 wylądowałem szczęśliwy w domciu. Szczęście nie trwało długo, muszę jeszcze kupić imbus 10 :(, a byłem pewien że mam w domu, albo mam tylko dobrze się ukrył (mało prawdopodobne), albo zostawiłem kiedy się przeprowadzałem :(, tak czy inaczej jeszcze jedne zakupy mnie czekają, teraz jednak w Praktikerze bo blisko i długo czynny.
A to jak się prezentują dzisiejsze nabytki :)
Zakupy© toadi
Jeszcze dziś muszę przełożyć aby jutro być gotowym na MRU, a i wymienić opony muszę ze slicków na terenowe :)
Malta
Poniedziałek, 28 września 2009 · dodano: 28.09.2009 | Komentarze 0
Krótki wypad pod wieczór do lasku Malta - Nowa Wieś. Powrót już po zmroku, dziś zrobiło się wyjątkowo szybko ciemno :(Zimno.
Zdążyłem pokręcić się trochę po ścieżkach i wrócić przed deszczem.
Szkoda że z każdym dniem coraz szybciej zapada zmrok oraz coraz zimniej, dla zmarzlucha to nie jest optymistyczna perspektywa :(
Wypad do WPN z Krzysztofem
Sobota, 26 września 2009 · dodano: 27.09.2009 | Komentarze 2
Po piątkowym wypadzie do Zielonej Góry rankiem czułem się jak zdjęty z krzyża, a nogi w kolanach były jak z waty. W gębie sachara zmusiła mnie że pierwsze kroki po pobudce skierowałem do wodopoju, a i w nocy jak i po powrocie sporo wypiłem.Dochodzi dziesiąta, pora ruszać, wiem jednak że dziś nie będzie lekko i przyjemnie. A na dodatek nie miałem czasu ani ochoty zmieniać slicków na klocki, zanosiło się że będzie wesoło w terenie.
Na miejsce spotkania wyjątkowo dokulałem się pierwszy, znalazłem ławeczkę w słoneczku i w jego promieniach oddałem się wypoczynkowi, jak miło.
Po krótkim oczekiwaniu dotarł Krzysztof, chwilę rozmawiamy i ruszamy w kierunku polibudy i mostu Rocha. Jedziemy korytem Warty, tradycyjnie już do Dębiny,
Dębina w Poznaniu, drzewa przeglądają się jak w lustrze© toadi
Dębina w Poznaniu na mostku jacyś wędkarze walczą z rybą, jednak tej udaje się uciec w zarośla i zaplątać linkę. Żyłka zerwana, ryba uszła z życiem© toadi
Dębina kolejne ujęcie© toadi
a następnie do Lubonia, gdzie skręcamy do Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego. Piasek albo krótkie łachy rozpędem, albo walka o przetrwanie na gładkich oponkach. Docieramy do dawnej przeprawy promowej, gdzie "podziwiamy" oraz rozważamy zastosowanie tego co pozostało po promie.
Pozostałości po przeprawie promowej© toadi
Nadwarciański Szlak Rowerowy© toadi
Za mostkiem na Wirence uciekamy w las i kierujemy się w kierunku polany i zabudowań. Przekraczamy drogę z Poznania do Puszczykowa i jedziemy dalej do Wir, za kościołem zjazd w dół na mostek i dalej polną drogą w kierunku na Szreniawę.
Moment nieuwagi i chęć wyjechania z piasku i koleiny na wyższy fragment drogi, który był twardy, zaowocowały tym, iż opony pozbawione bieżnika wpadły w poślizg i wyłożyłem się jak długi na bok, rower wręcz wyjechał spode mnie. Upadek w końcowej fazie kontrolowany więc poza obciachem i śmiechem nic się nie wydarzyło poważniejszego. Docieramy do niewielkiego mostku ponad torami kolejowymi i drugą stroną wykopu kierujemy się do pobliskiego lasku jadąc wzdłuż linii wysokiego napięcia. Celem jest dojechanie do zerwanego mostu nad linią kolejową. W lesie natrafiamy na dodatkowe atrakcje
Las pod Wirami i dziura w ziemi, dziura jak dziura, ale te gałęzie© toadi
docieramy do młodnika i zagłębienia terenu pomiędzy dwoma słupami energetycznymi, krótki podjazd i jesteśmy u pierwszego celu.
Krzysztof na zniszczonym moście© toadi
Kiedy mamy już ruszać w dalszą drogę, dostrzegamy pociąg który zmierzał w naszym kierunku, jak się okazało był to szynobus.
Szynobus w okolicach Wir© toadi
i pomknął w siną dal
tak jak nadjechał, szybko nas minął i gdzieś pomknął w stronę do Poznania© toadi
Wpierw czekał nas zjazd i wspinaczka na sąsiednie wzniesienie.
Krzysztof na podjeździe w okolicach Wir© toadi
Teraz kierujemy się ponownie w kierunku lasu pod Puszczykowem, na ścieżce piaskownica ledwie ciągnę, co mocniej przydepnę to czuję jak obraca się tylne koła albo ucieka w bok. jakoś docieramy do ściany lasu, stąd mamy widok na panoramę Poznania, trochę na Wiry, widać nawet elewatory w Gadkach. W WPN na morenie jadę z Krzysztofem na niedawno odkryte pagórki, chociaż część z nich zobaczyć, spróbować się z nimi.
Singielki w WPN, kawałek pod górkę, trochę w dół.© toadi
Tak krążąc docieramy do jednego z większych podjazdów. Krzysztof jedzie pierwszy.
w pewnym momencie słychać jak amorek dobił i Krzysztof ląduje na ziemi, na szczęście okazuje się że nic się nie stało. Po chwili podnosi się i postanawia zdobyć podjazd. Ja jadę jako pierwszy lecz nie udaje mnie się to. Pierwsze podejście nie udane, dociera do połowy wzniesienia.
W drugim podejściu Krzysztof dociera prawie na szczyt wzniesienia.
Jeszcze trochę czasu spędzamy na morenie a następnie kierujemy się do jeziora Jarosławieckiego żółtym szlakiem.
Nad jeziorem jarosławieckim© toadi
Jezioro Jarosławieckie w całej okazałości© toadi
Zarośla na brzegu jeziora Jarosławieckiego© toadi
Nad jeziorem Jarosławieckim© toadi
To już jesień© toadi
Nad jeziorkiem robimy sobie dłuższą przerwę. W tym czasie dociera grupa studentów wszyscy na rowerach.
Ruszamy do Rosnówka, uzupełnić zapasy wody, najpierw ścieżka prowadzi wzdłuż brzegu jeziora
Jacek już rozmawia z nami. Pamiątkowa fotka, której nie omieszkał zamieścić i rozjazd każdy w swoją stronę, my wracamy do WPN, zaś Jacek pędził na naleśniki.
Robimy jeszcze kilka mniej lub bardziej stromych podjazdów, i kierujemy się lasem do drogi na Szreniawę a następnie lasem do Wir. Przed Wirami docieramy do alejki, z której roztacza się panorama PoznaniaPanorama Poznania
© toadi
Mijamy Wiry, zjazd w dół i dalej ścieżką rowerową do Dębiny, wzdłuż Warty i od mostu Jadwigi ja kieruje się do mostu Rocha i później na osiedle Rusa, zaś Krzysztof jedzie w kierunku Cytadeli.
Dzień udany, pogoda super, poznaliśmy Jacka, którego do tej pory znałem głównie z bikestats. Jedyny mankament to to że nie doszedłem jeszcze do siebie po piątku, a tu kolejne kilometry i to w terenie.
Pozdrowienia dla Krzysztofa i Jacka
Spokojnie, leniwie i bez pośpiechu - Giecz
Sobota, 19 września 2009 · dodano: 20.09.2009 | Komentarze 5
Sobota, prawie bezchmórne niebo, po uporaniu się z zajęciami domowymi wreszcie znalazłem czas aby skorzystać z tej prawie letniej pogody. Jak się okazało wiaterek nieco dmuchał, chociaż nie stwarzał problemów, ale ciepły to on nie był. Widać to już jesień, a lato odeszło i nie powróci.Zdecydowałem się na kierunek wschodni, miało być wolno bez wysiłku, typowo rekreacyjnie, lecz było i drugie załozenie nie używać 6-9 biegów, więc zapowiadało się na nieco wyższą kadencję kiedy bym chciał szybciej przejechać jakiś odcinek.
Skierowałem się na Maltę, do której mam blisko, dalej ścieżkami na Nową Wieś i lasami w kierunku na Tulce, lecz na wysokości Garbów, na jednej z przecinek skręcam w lewo i jadę do centrum Garbów. Kawałek po łące, potem wśród pól piaszczystą ścieżką. Przed wiechaniem do wioski podjazd niezbyt stromy i dość krótki, lecz piaszczysty, momentami piasek bardzo sypki i głęboki. Z Garbów kieruję się na Szewce, kolejny odcinek polnej drogi wśród pól. Od wioski aż po granice Gowarzewa odcinek drogą asfaltową, lecz przy ostatnim z zabudowań (to już Gowarzewo) skręcam w ledwie widoczną ścieżkę, nie jest ona do końca przejezdna, gdyż pod sam jej koniec, została zagarnięta i zapłotowana ;(, cóż niektórzy za wszelką cenę powiększą kawałek swej działki choćby kosztem dróżki. Przecinam asfalt między Tulcami a Gowarzewem i polną drogą kieruję się do Komornik.
W Komornikach przed gorzelnią jest w prawo droga do zaniedbanego pałacu a w lewo ścieżka przez łąkę, wybieram to drugie. Po wyjechaniu z Komornik jadę brukowaną drogą na Bylin
Miedzy Komornikami a Bylinem© toadi
Z Bylina do Kleszczewa w większości polna/szutrowa droga.
Między Bylinem a Kleszczewem© toadi
Wierzba przydrożna, a właściwie to co z niej pozostało© toadi
W Kleszczewie skręcam do parku. Pomimo że mały i zaniedbany to z licznymi sadzawkami, ścieżkami, mostkiem oraz ławeczkami, ludzi jednak brak.
Ścieżka w parku w Kleszczewie© toadi
Zwrócie uwagę, że mostek po środku łuku wsparty jest od spodu belką.
Mostek w Kleszczewskim parku© toadi
Przy parku jest zatoczka autobusowa, gminna komunikacja łączy Kleszczewo jak i inne wioski w gminie z Poznaniem.
Jadę w kierunku na Poklatki, zobaczyć drewniany kościół pod wezwaniem Wszystkich Świętych, który został wzniesiony w latach 1760–1762.
Kościół Wszystkich Świętych w Kleszczewie© toadi
Ruszam w dalszą drogę, bezpośrednio przed cmentarzem skręcam w lewo, w ulicę Topolową i polną drogą kieruję się na Czerlejno. Alejka z początku jak nazwa wskazuje obsadzona jest topolami, lecz w miarę oddalania się od Kleszczewa topole ustępują miejsca innym drzewom.
Przed samym Czerlejnem po prawej stronie w polu straszą szczątki wiatraka.
Ruina wiatraka w Czerlejnie© toadi
W centrum Czerlejna (Czyrnielina) stoi kolejny drewniany kościół pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej ufundowany przez Władysława Hermana (ojca Bolesława Krzywoustego) wybudowany w 1743r.
Drewniwny kościół w Czerlejnie© toadi
Kościół w Czerlejnie© toadi
Po przeciwległej stronie ulicy za płotem pałac.
Pałac w Czerlejnie widziany z terenów przykościelnych© toadi
Pałac nawiązujący do form secesyjnych zbudowany w 1913 r. dla Georga Frederici (niemcy byli właścicielami Czerlejna ponad 100 lat) przez architektów niemieckich. Piętrowy budynek z drugim piętrem ukrytym w mansardowym dachu, na granitowym cokole, z ozdobnym wejściem. W narożach dwie wieżyczki z hełmami, z przylegającą oranżerią. Za pałacem ogrodzony niewielkki (ok. 2ha) park krajobrazowy.
Pałac w Czerlejnie© toadi
Zanim ruszyłem w dalszą drogę spostrzegłem umieszczone w gablocie przed kościołem zalecenia miejscowego księdza dla zmotoryzowanych, uradowany że rowerem trudno takie szybkości rozwijać ruszyłem w dalszą drogę, kolejny punkt na mapie to Gułtowy.
Ciekawostka :)© toadi
Kawałek na Kostrzyn i w pierwszą polną drogę po prawej, tak docieram do miejscowości Klony. Park i zaniedbany pałac, jadę dalej drogą do pobliskiego lasu. W lesie odnajduję ścieżkę i udaje się na poszukiwanie grodziska.
Odnajduję ciekawe kamienie, o dziwnym kształcie a w dodatku korodujące, tak sobie myślę że może to pozostałość po dawnych dymarkach w których wytapiono zelazo.
Głaz czy pozostałość po dymarkach© toadi
Korodujące warstwy kamienia ?© toadi
Dziwne kamienie w pobliżu grodziska© toadi
Krążę nieco czasu po lesie oraz łąkach za lasem. W drodze powrotnej sprawdzam poboczne ścieżki ale poza grzybami nieczego nie odnajduję.
Grzybek© toadi
Grzybki© toadi
Błądząc i przeszukując las pomiędzy Klonami a Gułtowy, odnajduję obszerną polanę.
Leśna polana© toadi
Po przejechaniu do wydawało by się końca polany za zakolem ukazuje się kolejna jeszcze większa, z bujniejszą trawą. Takich polan jedna obok drugiej rozdzielonych strumykiem lub pojedyńczym żędem drzew jest kilka. Przecinam je i docieram do szerokiej uczęszczanej leśnej drogi, piasek na niej płytki i jedzie się przyjemnie. Jadąc tą drogą na wschód odnajduję kapliczkę, zadbaną kapliczkę.
Kapliczka w lesie© toadi
Wkrótce drózka zamienia się w kasztanową alejkę wśród pól, a niebawem bezpośrednio przed wioską Drzązgowo w brukowaną kasztanową alejkę.
Alejka kasztanowa© toadi
We wsi po prawej stronie spory park a w nim pałac z początku XIX wieku.
Dwór z początku XIX wieku w Drzązgowie© toadi
Wioskę opuszczam podobną alejką kasztanową na której dzieci zbierały kasztany
Po wyjechani ze wsi alejka kasztanowa wkrótce się kończy, ale jadę wśród drzew, którymi obsadzono po obu stronach drogę. Tak miło docieram do wsi Gułtowy.
Tu trzeci już dzisiejszego dnia drewniany kościół. Tym razem jednak na niewielkim wyniesieniu, kościół św. Kazimierza z 1738, jednonawowy, o budowie szachulcowej z dachem krytym gontem. W 1784, przy zakrystii, dobudowano ceglaną, neogotycką kaplicę grobową Bnińskich. Drewniana wieża pochodzi z 1834.
Kościół w Gułtowach© toadi
Kościół w Gułtowach© toadi
Kościół św. Kazimierza w Gułtowach© toadi
Od strony drogi na Giecz niewielkie jeziorko, zaś za kościołem w parku klasycystyczny pałac zbudowany w latach 1779-1786 dla Ignacego Bnińskiego, starosty średzkiego, Jednak w trakcie remontu i na bramach do parku tabliczki "teren budowy zakaz wstępu".
Teraz mam do wyboru, albo wygodną asfaltową drogą na Biskupice i Giecz albo kawałek się wrócić i przez pola i Karolewo dojechać do celu. Wybieram ucieczkę od cywilizacji. W Nowojewie jednak kieruje sie na Biskupice i do Giecza wjeżdżam od wschodu, pod słońce które już nisko nad ziemią, mam w tym swój cel, ale o nim za chwilę.
Giecz tablica informacyjna© toadi
Dla ciekawych histori polecam poniższą stronkę:
http://www.giecz.pl/index.php?go=glowna
Kościół zbudowany z kamiennych ciosów, częściowo zrekonstruowany, romański kościół pod wezwaniem św. Mikołaja i Wniebowzięcia NMP (poł. XII w.) znajduje się na otoczonym niskim murem terenie w którym prócz kościoła i drewnianej dzwonnicy rośnie całe mnustwo kasztanów.
Najstarszy kościół w Polsce© toadi
Kościół w Gieczu© toadi
Powód do którego wybrałem wjechanie od strony wschodniej do Giecza, to chęć pokonania uroczej, wiodącą przez bagniste łąki grobli, biegnie równolegle do niekiedy jeszcze widocznych reliktów wczesno średniowiecznego mostu, łączącego niegdyś osadę z grodem, leżącym po drugiej stronie obecnie wyschłego jeziora. Po drodze pokonuję niewielki mostek nad rzeczką Moskawą i jadąc pod słonce docieram do stóp grodu.
Na terenie grodziska znajduje się ostatni, czwarty kościół drewniany z XVIII wieku. Kościół św. Jana Chrzciciela i Matki Bożej Pocieszenia.
Kościół św. Jana Chrzciciela i Matki Bożej Pocieszenia© toadi
Na wzgórzu, którę jest wałem obronnym od północnego zachodu znajduje się drewniana dzwonnica z dwoma dzwonami. Wiekszy z nich datowany jest na 1515 rok.
Dzwon z 1515© toadi
Słonce już zachodziło, obszedłem jeszcze wały obronne, zrobiłem kilka zdjęć, a następnie skierowałem się w stronę zachodzącego słonca.
Polnymi drogami na Borzejewo, Wysławice, Janowo.
W lesie za Janowem pomnik upamiętnia wydarzenia z okresu drugiej wojny światowej, kilka fotek i ruszam dalej zapadają ciemności i od paru minut jadę na światłach.
Pomnik w Janowie© toadi
Chrystus na pomniku w Janowie© toadi
Ostatnie zdjęcie nie przedstawia pożaru, to tylko czerwień zachodzącego słońka widziana na leśnej ścieżce.
To nie pożoga© toadi
Dalej jadąc lasami i polnymi drogami kieruję się na Węgierskie, kawałek drogą na Markowice (po ciemku we wiosce Węgierskie źle skręcam - brak oznakowania i zamiast na Mikuszyn/Czerlejno jadę na Markowice), jeszce przed autostradą skręcam na Czerlejno, we wsi Mikuszyn skręcam w lewo do Poklatek. Od Poklatek drogą asfaltową do Kleszczewa, Gowarzewa, Tulec i jestem w Poznaniu.
Dzień upłynął miło, a ja kolejny raz w tym tygodniu wracam po zmroku :)