Info
Ten blog rowerowy prowadzi toadi69 z miasteczka Poznań. Mam przejechane 7388.85 kilometrów w tym 2825.51 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.67 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Luty4 - 0
- 2013, Styczeń4 - 1
- 2012, Wrzesień5 - 18
- 2012, Sierpień11 - 28
- 2012, Lipiec12 - 32
- 2012, Czerwiec9 - 41
- 2012, Maj1 - 2
- 2011, Październik2 - 11
- 2011, Wrzesień2 - 16
- 2011, Lipiec1 - 11
- 2010, Maj3 - 17
- 2010, Kwiecień10 - 2
- 2010, Marzec2 - 0
- 2009, Październik6 - 22
- 2009, Wrzesień15 - 56
- 2009, Sierpień11 - 18
Wpisy archiwalne w kategorii
do 100 km
Dystans całkowity: | 2744.15 km (w terenie 1510.41 km; 55.04%) |
Czas w ruchu: | 137:48 |
Średnia prędkość: | 19.43 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.31 km/h |
Suma podjazdów: | 14710 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 164 (92 %) |
Suma kalorii: | 36129 kcal |
Liczba aktywności: | 54 |
Średnio na aktywność: | 50.82 km i 2h 45m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
30.89 km
5.00 km teren
01:05 h
28.51 km/h:
Maks. pr.:52.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Nocny wyjazd
Wtorek, 15 września 2009 · dodano: 15.09.2009 | Komentarze 3
Dziś nic specjalnego.Wieczorem, a właściwie w nocy bo minęła 20, wyruszyłem rowerkiem do brata, który mieszka w Gowarzewie. W tamtą stronę drogą asfaltową do samego końca.
Kościół w Tulcach parę minut przed północą© toadi
Zaś z powrotem za Tulce asfaltem, ale jak tylko dojechałem do lasu pomiędzy Tulcami a Spławiem uznałem, że pojadę lasem na Kobylepole i wrócę nieco inną trasą. Dochodziła północ, więc wszędzie pustki, jedynie zwierzęta nieco hałasu czyniły w lesie, oraz od czasu do czasu łamane gałązki po ich przejechaniu.
Do domciu dotarłem parę minut po północy.
Średnia ładna, ale w sumie to tylko dwa odcinki po 15km i przerwa między nimi dość znaczna :)
Kategoria do 100 km
Dane wyjazdu:
83.86 km
42.00 km teren
04:22 h
19.20 km/h:
Maks. pr.:47.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Szwajcaria Czarnkowska I część
Sobota, 12 września 2009 · dodano: 13.09.2009 | Komentarze 8
Ze względu na ograniczenie co do ilości znaków, musiałem tekst podzielić na dwie części. Dalsza część opisu jest w Szwajcaria Czarnkowska II częśćTekst pierwszej części piszę ponownie, gdyż omyłkowo usunąłem pierwotną zawartość.
Od kilku dni wraz z Krzysztofem, planowaliśmy wyjazd do Szwajcarii Czarnkowskiej. Krzysztof wyszukał opis tego rejonu Doliny Noteci, a później wspólnie przeszukiwaliśmy mapy i net w poszukiwaniu dalszych informacji.
Wyjazd zaplanowaliśmy na sobotę rano. Pobudka o 6:00 SMS do Krzyśka, nie śpi, krótka rozmowa i pomimo sporego zachmurzenia decydujemy się na wyjazd. Prognoza pogody zapowiadała przejaśnienia zwłaszcza dla północnej wielkopolski. Około 8:00 zaczyna padać, rozglądam się z okna i widzę że na północy poznania jakby było pogodniej. Czekam chwilę, Krzysztof nie dzwoni. Decyduję ruszyć w drogę, najpierw około 11 km przez miasto do Krzysztofa. Pada do linii warty momentami dość intensywnie, lecz od Cytadeli tylko kropi. Przed 9:00 jestem na miejscu. Trochę czasu na załadowanie rowerów i ruszamy.
Do Lubasza docieramy parę minut przed 11:00. Decydujemy że zostawiamy rowery na dachu samochodu i najpierw pieszo zwiedzimy okolice kościoła.
Kościół w Lubaszu© toadi
Sanktuarium Maryjne pw Narodzenia NMP Królowej Rodzin w Lubaszu zostało wybudowane w 1750 roku w stylu późnego baroku. Odpust więc podobnie jak w innych kościołach pod wezwaniem Narodzenia NMP odbywa się 8 września czyli w tym samy czasie co w Tulcach oraz Dąbrówce Kościelnej.
Sanktuarium Maryjne w Lubaszu© toadi
Kościół w Lubaszu© toadi
W ołtarzu głównym wizerunek MB Śnieżnej z 1600r., cel licznych pielgrzymek, wystrój kościoła rokokowy
Ołtarz i wnętrze Kościoła w Lubaszu© toadi
Sama wioska datowana jest na znacznie wcześniejszy okres. Pierwsze wzmianki to miejscowość na mapie rzymskiego kartografa Ptolemeusza z 150 r. n.e., gdzie wymieniona jest jako Limiseleion, faktoria rzymska na szlaku bursztynowym. Wykopaliska datują osadnictwo na epokę neolitu (4500-1800 p.n.e., zaś liczniejsze wykopaliska datowane są na okres wczesnego brązu. Na wschód od wioski znajduje się średniowieczne grodzisko w postaci ściętego stożka o wysokości około 10 metrów.
Przed bramą wiodącą na teren kościoła z drugiej strony ulicy na wzgórzu wybudowano w 1856r. dzwonnicę w stylu gotyku angielskiego, kształtem przypomina wierze.
Dzwonnica w Lubaszu przypomina wieżę obronną© toadi
Za kościołem znajduje się cmentarz, na którym jedna z mogił/pomników poświęcona jest poległym za polskość tych ziem, sentencja na nagrobku brzmi: "Przechodniu ucz się od Nas kochać Ojczyznę"
Na cmentarzu za kościołem w Lubaszu© toadi
Przed Kościołem na sporym placu/łące ołtarz polowy udekorowany rzeźbami Świętych oraz JP II.
Ołtarz polowy przy kościele w Lubaszu© toadi
W głębi placu figura z brązu Świętego Floriana, patrona strażaków.
Za kościołem i cmentarnym murem Park schodzący aż do brzegów jeziora. W parku na południe od kościoła okazały klasycystyczny pałac z połowy XVIII wieku,
Pałac w Lubaszu© toadi
od wschodu czterokolumnowy portyk
Pałac w Lubaszu© toadi
zaś po przeciwnej stronie na dziedzińcu nieczynna obecnie fontanna i podcień z XIX wieku wsparty dziewięcioma toskańskimi kolumnami, na który prowadzą okazałe szerokie schody.
Pałac w Lubaszu© toadi
Kierujemy się w stronę folwarku (wschód), celem jest jezioro Duże w Lubaszu,
Jezioro Duże w Lubaszu© toadi
liczyliśmy, iż uda nam się objechać jezioro wokół w bezpośrednim sąsiedztwie linii brzegowej, lecz wysoka trzcina i pokrzywy na brzegu skutecznie to udaremniły, wracamy się kawałek ku zabudowaniom dawnego folwarku po czym skręcamy na ścieżkę biegnącą w pole, z każdym metrem ścieżka jest coraz węższa, aż w końcu jedziemy na przełaj łąką. Docieramy do małego jeziorka które usadowiło się obok jeziora Dużego. Oddziela je jedynie wąski pas zarośli i łąki. Do samego jeziora dostępu broni wysoki na około 2 metry pas pokrzyw,
oczko wodne na południe od jeziora Dużego w Lubaszu© toadi
Podobne siostrzane jeziorko znajduje się z drugiej strony drogi prowadzącej do Sławinka. Brnąc jeszcze kilkadziesiąt metrów docieramy do wzmiankowanej drogi, po części gruntowej po części brukowanej, a na paru odcinakach wysypanej gruzem.
Ledwie co zahaczywszy o pierwsze zabudowania Sławinka, zawracamy ku zachodowi, i jadąc znakowaną polną/piaszczystą drogą docieramy do brzegu jeziora oraz lasu.
Leśna ścieżka na północnym brzegu jeziora Dużego w Lubaszu© toadi
Dalej droga prowadzi pomiędzy rozpostartym na wzniesieniach lasem a brzegiem jeziora Duże w Lubaszu. Fragmentami piasek jest dość miałki i głęboki, w prawo odchodzą leśne ścieżki i dróżki równie piaszczyste, lecz idące wyraźnie pod górę.
Docieramy do bramu Ośrodka Wypoczynkowego w Lubaszu. Na zachodnim skraju jeziora, teren ośrodka, znajduje się piaszczysta plaża oraz pomost, zjeżdżalnia itp. obiekty.
Jezioro Duże w Lubaszu widziane z plaży ośrodka wypoczynkowego© toadi
Po przejechaniu kilkuset metrów, mijamy mały amfiteatr, jakąś restauracyjkę nieczynną i docieramy do kościoła gdzie rozpoczynaliśmy wycieczkę.
Jedziemy dalej, kierujemy się w stronę wioski Goraj
Wkrótce po wyjechaniu z wioski Lubasz, skręcamy w prawo i kierujemy się polną drogą w stronę lasu i pobliskiego wzgórza, naszym celem jest wjechanie na 125 metrów. Po dojechaniu do skraju lasu skręcamy w prawo, kierując się w głąb lasu.
Ścieżka jest generalnie pod górę, chociaż nie stroni od delikatnych krótkich zjazdów, piaszczysta a chwilami błotnista, zaledwie w dwóch miejscach zmusza do nieco większego wysiłku. Docieramy do znakowanego szlaku i kierujemy się w lewo, na zachód. Droga leśna jest nad wyraz piaszczysta, po wyjechaniu z lasu przed pierwszym zabudowaniem, skręcamy w prawo w las.
Kierunek wzgórze© toadi
już po chwili po minięciu ambony myśliwskiej wkraczamy w las i jadąc pod górę z naszej lewej mamy wzniesienie, zaś po prawej zbocze schodzi w dół. Jedziemy trawersem, bardzo przyjemny i miły podjazd, a widoczki zachwycają. Co chwilę z prawej dochodzi jakaś węższa lub szersza ścieżka. W końcu docieramy na szczyt.
Tu możemy zachwycać się głębokim uroczyskiem które mamy na północ (nasz prawa)
Mamy do wyboru jechać w prawo w dół do wąwozu, lub odbić w lewo i wrócić na drogę do Goraju. Wybieramy ten drugi wariant. Nie znamy dość dobrze tego terenu aby zapuszczać się w las ścieżkami których brak na mapie.
Skręcamy w lewo i kierujemy się na południe, widząc odchodzące w prawo ścieżki podejmuję decyzję aby kierować się na zachód, na ścieżce leżą jednak pokaźne gałęzie, a ja w jednej ręce trzymam komórkę i kręcę filmik, zaś drugą staram się kierować rowerem.
Wkrótce po najechaniu na gałąź kierownic mi odbija a ja jej nie zdołałem utrzymać jedną ręką, ratując się przed wywrotką wypinam szybko nogi i w tym momencie wolę kolanem w kierownicę. Kolano "przeszywa prąd" auuł, zatrzymuje się i po chwili wracamy na łatwiejszą pozbawioną gałęzi ścieżkę prowadzącą na południe.
Krótki acz fajny zjazd, uwaga na jeżyny. Docieram do piaszczystej dróżki prowadzącej na Goraj. Ostry zakręt o 90 stopni i przednie koło ryje głęboki rów w piasku, nie sądziłem ze aż tak głęboki jest ten piach, na szczęście obywa się bez wywrotki. Jedziemy lekko w dół, lecz musimy ze względu na piasek naciskać na pedały, inaczej rower się zatrzymuje. Po naszej lewej schodzące w dół pola uprawne, zaś po prawej mieszany las. Docieramy do zabudowań i droga zamienia się w asfaltową.
Tu kręcę krótki filmik, pod koniec którego widać że kiedy Krzysztof przy prędkości około 30km/h puści kierownice, to ta wraz kołem zaczyna szaleć i latać na boki, telepać. Wymienił koło, amora, itp a efekt nie ustąpił. Widać rama jest walnięta.
Docieramy do krzyżówki i skręcamy na Pianówkę, po drodze chcemy zobaczyć zamek oraz wiadukt kolejowy. Droga asfaltowa, lekko pochylona w dół, prowadzi przez las, usiana jest licznymi zakrętami, wkrótce odbijamy w lewo i przekraczamy mostek. Okazuje się że słowo mostek jest nie odpowiednie, gdyż w dole wąwozu biegnie nieczynna już linia kolejowa.
Wiadukt ponad wąwozem© toadi
A w dole linia kolejowa Goraj Pianówka© toadi
Skręcamy ponownie i kierujemy się szutrową drogą w dół do leśniczówki, licząc że warto będzie ją sfotografować, jednakże ciekawsze okazuje się poletko Gorczycy, otulone lasem i złocące się w słonku.
Pole gryki pośród lasów© toadi
Zawiedzeni nieco, wracamy do krzyżówki za "mostkiem" i tym razem podążamy w górę asfaltową drogą, wiedzeni ciekawością dokąd ona też prowadzi. Wąska asfaltowa droga wije się pośród drzew, ale już po kilkuset metrach kończy się i przechodzi w leśną ścieżkę.
Na końcu drogi, ładny pałac neobarokowy, obszerny piętrowy budynek z łamanym dachem, Półokrągłe ryzality. Pałac znajduje się po drugiej strony parowu w stosunku do zamku. Pałac położony na rzucie litery U. Obecnie znajduje się tu dom nauczyciela.
Pałac pośród lasów© toadi
Pałac pośród lasów© toadi
Na wschód od pałacu schodzi stromo w dół kręty singielek, nie ryzykujemy zjazdu nim do parowu, wybieramy drogę powrotną asfaltem do mostku i dalej ku Zamkowi Hrabiego Hochberg.
Skręt w prawo na boczną drogę prowadzącą pod górę i wkrótce lądujemy pod zamkiem Hochbergów w Goraju.
Przed Zamkiem krótki postój i kilka zdjęć na pamiątkę pobytu.
Zamek Hrabiego Hochbeg w Goraju - tablica informacyjna© toadi
Zamek w Goraju© toadi
Zamek w Goraju© toadi
Herb rodowy nad bramą zamku© toadi
Zamek Hochbergów z Goraju, dzidziniec wewnętrzny© toadi
Wschodnie skrzydło zamku w Goraju© toadi
Przed zamkiem stoi opasły buk, o średnicy pnia około 5 metrów. Zaś na zachód od Zamku znajduje się równie okazała jak zamek i konkurująca z nim urodą Masztalernia, do której po polowaniach odprowadzano wierzchowce.
Masztelarnia widziana od strony Zamku© toadi
Budynek Masztalarni© toadi
Zabudowania Masztalarni© toadi
Masztalarnia© toadi
Masztalarnia© toadi
Masztalernia© toadi
Masztalarnia© toadi
Masztalarnia© toadi
Masztalarnia© toadi
Nieco poniżej od północnej strony Masztalarni znajduje się niepozorny budyneczek, a bok niego basen pożarowy, ten budynek to budynek straży pożarnej, chociaż też widziałem w jednym z opisów, iż jest to kuźnia.
Kuźnia/budynek straży© toadi
Po tym jak obeszliśmy wokół Zamku a następnie Masztalarni postanowiliśmy odszukać mogiłę Hrabiego Hochenberga, pochowanego na jednym ze wzgórz za zamkiem.
Nie było to trudne gdyż ścieżka prowadząca na wschód od zamku schodząc trawersem po zboczach wzgórz doprowadziła nas szybko do mogiły. Zjazd przypominał tereny górskie a nie nizinne. Na niewielkiej polanie Drewniany krzyż, a u stóp jego kamień, pod którym spoczął Hrabia Bolko Wilhelm Emanuel von Hochberg, pan na włościach, przekraczających 12 tysięcy hektarów, budowniczy zamku itp, itd.
Głaz na grobie Hrabiego Hochberg© toadi
Na grobie/kamieniu wyryto epitafium w j.niemieckim "Wędrowcze zatrzymaj się przy tym kamieniu i pomyśl o człowieku szlachetnym i łagodnym, który osuszył wiele łez biednych ludzi; Pamięć w ich sercach jest jak pomnik trwalszy niż ten kamień"
Za życia z tego wzgórza spoglądał w kierunku ojczyzny (Niemiec) która pozostała za rzeką. Dlatego też kazał wyrąbać przecinkę, aby mógł widzieć Niemcy odległe o 1 km. Przy ścieżce obok mogiły tablica informacyjna.
Tablica upamiętniająca Hrabiego oraz jego pochówek© toadi
Zaś na północnym skraju niewielkiej polanki ścieżka schodzi w dół parowu, ładny singielek, kręty, zdradziecki, na którym łatwo nabrać prędkości i równie łatwo nie opanować roweru na jednym z zakrętów i zjechać znacznie stromszym zboczem zamiast trawersem pośród drzew, krzewów i korzeni.
Singielek© toadi
Wracamy w kierunku zamku znacznie szerszą i wygodniejszą ścieżką, która wspina się po zboczach i prowadzi do Zamku.
Przed zamkiem już się nie zatrzymujemy jedziemy do drogi na Pianówkę, wcześniej jednak szybki zjazd.
Na tymże zjeździe przy prędkości dochodzącej do 50km/h pomimo przyhamowywania, jestem skazany na hamowanie przednim kołem, gdyż w prawej ręce trzymam komórkę i kręcę filmik. W pewnym momencie ledwie mieszczę się w jednym z zakrętów, już czuję że się wyłożę, lecz zaledwie centymetry dzielą mnie od betonowej rynny odprowadzającej wodę z drogi. Na szczęście nie wpadam w nią i udaje się zjechać bez kraksy.
Po dojechaniu do drogi Goraj Pianówka jedziemy na północ, w kierunku na Pianówkę. Asfaltowa droga schodzi w dół do doliny, jednak jest pełna drobnych kamyków, Na zjeździe podziwiamy widoki, z naszej prawej ściana lasu, zaś z lewej wzgórza niczym w Bieszczadach. Coś wspaniałego, już myślimy jak się tam dostać, czy podjedziemy na któreś z nich.
Malowniczy zjazd z Goraja do Pianówki© toadi
Pagórki jak się tam dostać ?© toadi
Ale podjazd© toadi
Mam też i krótki filmik z tego zjazdu :)
A i w drugą stronę, podjazd. Krzysztof gdzieś został i postanowiłem wrócić.
Jednak to co piękne i przyjemne szybko ma swój kres docieramy do ceglanego wiaduktu kolejowego przed miejscowością Pianówka. Wiadukt w swej konstrukcji ma kilka dziur, brakuje cegieł, Niemcy w 1944 zamierzali wysadzić wiadukt, jednak na szczęście nie uczynili tego.
Wiadukt kolejowy w Pianówce© toadi
Przed wiaduktem na zakręcie odchodzi w prawo ścieżka wprost do dużej polany otoczonej wzgórzami i lasem, wokół polany idą dwie ścieżki jedna na wprost do wzgórz, druga zaś w lewo w las.
Polana opodal wiaduktu kolejowego© toadi
Polana nieopodal wiaduktu kolejowego© toadi
Po minięciu wiaduktu wpychamy rowery na nasyp kolejowy, o wjechaniu w tym miejscu nie ma mowy.
Na nasypie© toadi
Będąc już na wiadukcie, robimy kilka zdjęć.
Widok z Wiaduktu© toadi
Jazda torowiskiem© toadi
Widok z Wiaduktu na wieś Pianówka© toadi
Mała panorama - filmik
I jazda po podkładach kolejowych w dół, może tam będzie wjazd na wzgórza
Po dojechaniu do lasu spojrzenie za siebie.
Linia kolejowa, całkiem fajnie się jechało rowerem© toadi
Ledwo widoczna ścieżka w pierwszym planie wije się niczym zaskroniec, zaś nieco dalej jasny na zielonym tle, podjazd na wzgórze.
Podjazd na wzgórze© toadi
Łyk isotonika i za chwilę rusza Krzysztof na zdobycie wzgórza. Ja mam w planach jechać za nim, lecz drobny błąd, podpórka i to ja pierwszy usiłuje zdobyć wzgórze.
Łyk isotonika i próba zdobycia wzgórza© toadi
Ja podjechałem mniej więcej do połowy, jednak po utracie przyczepności na tylnym kole zatrzymuje się. I kręcę zmagania Krzysztofa z pagórkiem,
Krzysztof próbuje podjechać, mała podpórka© toadi
Po niefortunnym początku
W końcu udaje mu się, dociera o dwie długości roweru wyżej niż ja.
Teraz kolejna próba, ja w roli głównej, I tym razem ja jestem ponownie wyżej, ale do szczytu jeszcze sporo brakuje.
Tam gdzie do głównej szerszej ścieżki dochodzi mniejsza z prawej strony udało mi się podjechać, ale brakujący odcinek wpycham już rower.
W połowie podjazdu na wzgórze© toadi
Krzysztof próbuje ponownie, ale podjazd kończy się klapą, zatrzymuje się już u podnóża.
Kiedy już pozostały odcinek podjazdu wepchaliśmy swe rowerki, ukazał nam się wspaniały widok. Górą wzdłuż wzgórza pond przebiegającą u podnóża linią kolejową biegła ścieżka.
Ścieżka na szczcie prowadzi podbnie jak w górach granią© toadi
Widok na wschód ze wzgórza:
kilka widoczków ze wzgórz© toadi
oraz ku południu skąd wspięliśmy się, ścieżka ledwo co widoczna
Widoczek ze wzgórza© toadi
kierunek południowo-zachodni
Widok ze zdobytego wzgórza© toadi
zaś ku zachodowi szeroki pas pól
Pola na wzgórzu kierunek północno zachodni© toadi
od północy na wzgórzu duża kwitnąca łąka, prawie jak na halach w górach.
Łąka na wzgórzu© toadi
Kierunek północno-zachodni
Widok ze wzgórza© toadi
Grań wzgórza prowadziła w kierunku północno-wschodnim, po obu jej stronach mniej lub bardziej strome zbocza, a na końcu grani zjazd do parowu, również granią, tyle że wijącą się i schodzącą ku dolince.
Na lewo w dół, na prawo w dół, więc my środeczkiem© toadi
My zaś jedziemy środeczkiem, jeszcze spojrzenie za siebie
Widok wzgórza© toadi
Dalsza część relacji z wyprawy do Szwajcarii Czarnkowskiej znajduje się tu: Szwajcaria Czarnkowska II część
Kategoria do 100 km
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Sywajcaria Cyarnkowska II część
Sobota, 12 września 2009 · dodano: 14.09.2009 | Komentarze 5
Ze względu na ograniczenie co do ilości znaków, musiałem tekst podzielić na dwie części. Pierwsza część opisu jest w Szwajcaria Czarnkowska I częśćA przed nami już zjazd do parowu, widziany jednak z żabiej perspektywy
Dziura - wąwóz, za tą trawką a potem podjazd© toadi
Oraz kolejne nietypowe ujęcie, tym razem będziemy mieli do wyboru dwa podjazdy, jeden po prawej drugi nieco z lewej, ale który łatwiejszy ?
Na kolejnym z podjazdów mamy wóbur, albo w lewo albo w prawo© toadi
Ale najpierw stromy zjazd w dół, porośniętą trawami ścieżką która wije się po szczycie schodzącego w dół grzbeitu.
Najpierw zjadz© toadi
Dopiero widok z boku uzmysławia jak stromy podjazd nas czekał, rozpędem nie było szans, zbyt długi wjazd, a i powoli nie dało rady, zbyt stromo.
Strome wyzwanie© toadi
Po raz kolejny oglądamy się za siebie, jeszcze dobrych kilka minut temu bylismy z drugiej strony :)
Tam byliśmy, a teraz jesteśmy na przeciwległym wzgórzu, dziura - wąwóz ponizej© toadi
Przed nami kolejna łączka na pagórku, za nią łyse wzgórze otulone lasem i gdzieś w dali Dolina Noteci.
Łączka, wzgórze i Dolina Noteci© toadi
Którędy teraz, przez łąkę do lasu, czy wracamy do parowu ?
I gdzie teraz, Krzysztof po pokonaniu jednego ze wzniesień© toadi
Kapitulacja, tamtędy nie ma sensu jechać do torów, Krzysztof musi wracać ponownie do parowu i podobnie jak ja wepchnąć rower na nasyp.
Kapitulacja, a tak niewiele brakowało :), teraz powrót do dziury i wejście na nasyp© toadi
Krzysztof wpycha rower na nasyp, jak się okaże dziś ostatni raz pchamy już swe rowery.
Krzysztof wpycha rower, podjechać nie da rady© toadi
Finał podejścia, jak później się okaże już więcej rowerów nie będziemy musieli pchać.© toadi
Ponownie jedziemy po podkładach kolejowych, jednak tym razem w przeciwnym kierunku niż poprzednio, mijamy wiadukt i kierujemy się wzdłuż torów do Pianówki, docieramy do przejazdu drogowego przez torowisko. Mamy teraz do wyboru jechać nadal torowiskiem i oglądać wieś z góry, skręcić w lewo i zjechać do wioski czy też skręcić w prawo i zobaczyć co jest za zakrętem najbliższego podjazdu. Wybieramy ostatni wariant, twarda i szeroka dróżka pnie się stromo w górę, było by znacznie prościej gdyby spływająca woda nie wyryła rowów, niekiedy przeszkadzają pojedyncze kamienie podmyte przez wodę. Docieramy na szczyt wzniesienia, tu zagroda, której pilnują dwa "szariki", po jej prawej stronie rozległa połać łąki, wzdłuż płotu zagrody droga prowadzi bokiem wzgórza, po lewej las. Zawracamy na Pianówkę, teraz po wysiłku czeka nas zjazd, rozpędzeni siłą grawitacji obserwujemy gdzie najłatwiej zjechać i tak co chwile kamieniejąc tor jazdy i niekiedy częściej lub rzadziej ostro hamując docieramy, sorry docieram do przejazdu kolejowego. Obracam się a Krzysztofa nie ma. Po chwili oczekiwania wyłania się zza zakrętu.
Zjazd, finał zjazdu. Krzysztofa tarczówki zmieniły barwę ze srebrnej na fioletowo srebrną.© toadi
Jak się okazało, zaklinował koło w jednym z rowów wymytych przez wodę i skutkiem tego zaliczył wywrotkę. Kolejna gleba tego dnia musiała zrobić swoje i dalszą część zjazdu Krzysztof pokonał na hamulcu, jechał znacznie ostrożniej. Tarcze hamulcowe nabrały u jego roweru fioletowego zabarwienia i jak stwierdził były gorące. Dotykam swoich obręczy, więcej niż ciepłe, widać V-ki też miały co robić.
Jedziemy w dół do wioski na ścieżce nieco piasku i dużo kamieni oraz gruzu, ale po chwili jesteśmy już na drodze. Skręcamy w lewo, w głąb wioski rościągniętej w dolince. Szukam sklepu.
Od rana (ok. 7) nic nie piłem, a jest już 15:xx, jedynie batony corny służyły mi za posiłek, których nie lubię zbytnio. W gębie mała sachara, pora odnaleźć jakiś sklepik i się nie tylko posilić lecz i coś wypić. Małe zakupy, bananek, serek itp coś do picia. Część wypijam natychmiast, resztę wlewam do bidonów, które puste wożę od rana. Oglądamy mapę, i po krótkiej dyskusji udajemy się asfaltową drogą wzdłuż Noteci w kierunku na Czarnków. Celem jest spiętrzenie wody na Noteci. Po niewielkich preturbacjach, ścieżką docieramy do zapory. Kolejne fotki, za naszymi plecami pasmo wzgórz porośniętych lasem, jeszcze niedawno tam byliśmy, a przed nami Noteć.
Wzgórza Szwajcarii Czarnkowskiej widziane znad Noteci© toadi
Zapora na Noteci© toadi
Za spiętrzeniem Noteć się pieni i wody dość szybko płyną© toadi
Przed zaporą Noteć jest powolna i leniwa, cała zielona niczym łączka© toadi
Teraz kierujemy się drogą na Wieluń, celem jest przeprawa promowa w Ciszkowie. Po naszej lewej wzgórza i lasy, zaś po prawej Noteć i łąki. Przed miejscowością Ciszkowo, niezły podjazd, tylko po to aby za chwilę zjechać w dół do promu, dla mniej ambitnych, przed podjazdem jest polna droga z prawej strony, która doprowadzi do przeprawy promowej z pominięciem tego podjazdu.
Ciszkowo przeprawa promowa© toadi
Noteć widziana z promu© toadi
Przeprawa promowa okazuje się nieczynna. Do Mikołajewa jedziemy szutrową drogą wzdłuż koryta Noteci, docieramy do kolejnego spiętrzenie na Noteci.
Śluza na Noteci© toadi
Śluza na Noteci© toadi
Noteć widziana ze śluzy© toadi
Teraz skręcamy jednak ku południu, kawałek łąką, następnie podjazd i zaskoczenie ścieżka wyprowadziło nas wprost na środek podwórka. Przekraczamy bramę i jesteśmy już na drodze do miejscowości Gulcz. Wzdłuż drogi biegnie ścieżka wysypana kamykami, a na drodze zakaz ruchu dla rowerów. W Gulczu zatrzymujemy się przed kościołem. Jest 17:00 czas wracać, to już nie lipiec i słońce zachodzi po 19.
Kierujemy się na miejscowość Krucz. Pałacyk w Kruczu to siedziba nadleśnictw, ładnie odnowiony i zadbany.
Krucze budynek/pałayk Nadleśnictwa© toadi
Za Kruczem na łuku drogi skręcamy w lewo na Kruteczek. Małe Deja Vu . Skąd my to znamy, no tak byliśmy tu wiosną kiedy to jechaliśmy z Krzyża przez Puszczę Notecką do Poznania - Krzyż - Poznań.
Zaglądamy na kilka chwil nad jezioro Krutoczek,
Jezioro Kruteckie© toadi
i kierujemy się leśnymi drogami na Nowiny, Bzowo i Lubasz. Piaski momentami dają nam się nieźle w kość, lecz staramy się utrzymać prędkość w okolicach 30km/h, warto poprawić nieco średnią. Przed Bzowem, skręcamy w kierunku na Lubasz i prawie do samej wioski brniemy po piaskach. Na granicy Lubasza Krzysztof przyśpiesza i sprintem wjeżdża do wioski, zostawiając mnie z tyłu, tym razem On był lepszy, ale podjazdy i tak moje.
Uf dotarliśmy, przebiłem przednią oponę, akacja, jednak dopiero w Poznaniu powietrza było na tyle mało że to spostrzegłem.
Zanim ruszymy autem w drogę powrotną udajemy się na posiłek. W jednej z dwóch restauracji jaki spostrzegliśmy odbywało się przyjęcie weselne, dlatego wybór padł na tą przy wylocie do Goraja. Na dole pizzeria, zaś na pięterku restauracyjka Zakątek.
Na pierwszy ogień poszła zupka, to co lubię żurek, a na drugie kaczusia, szkoda tylko że nie serwowali już pyrek, a jedynie pyzy lub kluski śląskie, lecz i tak było smaczne jedzonko. Krzysztof zamówił co innego, lecz obaj wychodziliśmy syci. Jeszcze przed wyjazdem odwiedziny w sklepi i nabycie lokalnego piwa z browaru Czarnków. Nie jestem smakoszem tego trunku, ale złe nie było, oczywiście wypiłem już w domu.
Wyjazd udany, okolica piękna, pagórki jeszcze piękniejsze, mimo iż nie lubię podjazdów i zwykle sobie odpuszczam na podjazdach, oszczędzając siły na płaskie odcinki, tym razem było inaczej, w końcu po to tu przyjechaliśmy.
Kategoria do 100 km
Dane wyjazdu:
66.80 km
55.00 km teren
02:54 h
23.03 km/h:
Maks. pr.:49.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Poznański BM Mega
Niedziela, 6 września 2009 · dodano: 06.09.2009 | Komentarze 5
Dziś przed południem wystartowałem w Rowerowym Maratonie Poznańskim na dystansie Mega. Start z sektora najbardziej obleganego tj. 7, od samego początku przepychanki szarpana jazda i mniej lub bardziej udane próby wyprzedzenia innych rowerzystów.Już parę sekund po starcie widać że organizatorzy wytyczyli nieco inną trasę niż ta z zamieszczonych na stronie mapek, zmian dotyczących trasy było kilka.
Najgorzej było na schodach pod trasą na Warszawę, później tłum rowerzystów coraz bardziej się rozciągał. Po dojechaniu do Uzarzewa skręcam w lewo decyduje się na dystans Mega. Na zjeździe w wąwozie mam prawie 50km/h jednak na jednym z zakrętów ledwie się zmieściłem, na szczęście był przedostatni, a ja nie trafiłem pedałem w strome pobocze, uff, udało się, nie chcę nawet myśleć co by było gdybym zahaczył. Do mniej więcej Kociołkowej Górki jedziemy z wiatrem tylko chwilami mamy boczny, później jest już pod wiatr, ale dopiero na odkrytych odcinkach zaczyna bardziej dokuczać. Wkrótce na asfalcie przed miejscowością Góra formują się grupki rowerzystów, którzy podążają gęsiego, co pewien czas zmienia się jednak prowadzący. Na tym odcinku udaje mi się kilku rowerzystów wyprzedzić. Jak widać nie wszyscy dali radę siłą natury. Kiedy docieram do Uzarzewa decyduje że pierwotny zamiar jazdy na trasie Giga zostawię sobie na inny raz, a teraz skręcam w lewo i kieruję się do Mety. Na punkcie żywieniowym popełniam błąd przejechałem go nieco i muszę cofnąć parę metrów, łyk wody i izotonika i jadę dalej, jednak w tym czasie osoby które z takim trudem wyprzedziłem znowu są przede mną, nie mam jednak już chęci i sił ich ścigać.
Zjazd, stromy zjazd nad Cybinkę jest nie tylko stromy i z koleinami, ale i błotnisty, śliski. Częściowo udaje mi się zjechać, kawałek zbiegam w dół. I znowu po płaskim przed siebie. Przy próbie ominięcia kałuży tylne koło wpada w poślizg, próba ratowania się przed wywrotką i wjazd w krzak dzikiej róży, za którą stroma skarpa. Gwałtowne hamowanie i zawisam na kierownicy, przez moment mogę zobaczyć ile mam w dół, w tym czasie wysuwa się z widełek licznik i wpada w krzak dzikiej róży, zauważę brak licznika dopiero za kilkaset metrów, jak później go odnalazłem wskazywał ponad 56 km. Prawa noga oberwała kolcami dzikiej róży i na dodatek po wyczepieniu uderzyłem kolanem w pedał.
Jadę dalej, po kolejnych kilkuset metrach niezłe błocko, wielu schodzi z rowerów i pcha swe maszyny. Mnie udaje się wolno bo wolno ale przejechać.
Na ścieżce wzdłuż j. Swarzędzkiego zaczynam odczuwać brak sił. Łapczywie patrzę na przygotowany wcześniej płyn - mieszankę różnorodnych cukrów i miodu, jednak butelka uwalana jest błockiem a co najgorsze smoczek. Jadę dalej. Nie wiem z jaką jadę prędkością, do mety docieram około 14. Jak się okazuje mam czas znacznie gorszy od tego z poniedziałku, zaledwie 2:54.
Krzysztof już ponad godzinę temu dotarł na metę, jechał mini.
Rezultat gorszy od oczekiwanego:
2:54:08
Miejsce 336 na 550
W swej kategorii wiekowe 96 na 153
Ilość zdobytych punktów 351
Za rok powinno być lepiej :)
W zawodach wystartowało i ukończyło 1091 rowerzystek i rowerzystów, do tego 20 nie ukończyło. Były też dyskwalifikacje.
Na trasie zawodów wielu miało pecha łapiąc pany, niektórzy krótko po starcie, widziałem też rowerzystę który pchał swój rower, gdyż zerwał łańcuch.
Pozdrowienia dla wszystkich startujących w BM Poznań
Poniżej kilka zdjęć z BM Poznań
Przed startem do BM Poznań© toadi
Na kilka chwil przed startem do BM Poznań© toadi
Start do BM Poznań - Krzysztof już gotowy :)© toadi
Skupienie przed startem - Krzysztof ma numer 4110, a ja o jeden punkt niższy© toadi
Zwycięzcy w Mini, jedna z kategori wiekowych© toadi
Piękniejsza połowa populacji, też jeździ rowerami© toadi
Kilka zdjęć z trasy maratonu, zrobionych już po zawodach:
Błocko na trasie maratonu, wielu tu musiało zsiąść z roweru© toadi
Tu przejechało ponad 1000 rowerów© toadi
Tak wyglądały opny po przejechaniu chociaż kawałka po błocie© toadi
Krzak dzikiej róży z którą miałem bliższe spotkanie© toadi
Niekiedy tak wyglądały fragmęty trasy maratonu© toadi
Te niebieski tablice kierowały nas do celu© toadi
Zjazd w koleinach© toadi
Rozlewiska Cybiny© toadi
Oraz kilka zdjęć które odnalazł w sieci Krzysztof :)
Kategoria do 100 km
Dane wyjazdu:
53.00 km
30.00 km teren
02:12 h
24.09 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
W poszukiwaniu licznika
Niedziela, 6 września 2009 · dodano: 06.09.2009 | Komentarze 0
Po tym jak ukończyłem maraton, pojechałem na moment do domu nieco się przebrać i umyć rower. Następnie wróciłem na teren Malty, aby chwile jeszcze tam pobyć. Po wręczeniu pucharów zwycięzcą i losowaniu nagród dla uczestników maratonu, nic nie wygrałem ;(. Ruszyłem w kierunku doliny Cybinki, na błotnistą ścieżkę. Po drodze spotkałem jeszcze dwóch rowerzystów podążających w kierunku mety, za drugim z nich jechał quad - rowerzysta ten zamykał stawkę.Podejrzewałem że gdzieś w rejonie krzaka dzikiej róży, w który wjechałem będzie mój licznik. Liczyłem ale pewności mieć nie mogłem. Pojechałem trasą maratonu, tyle że do końca j. Swarzędzkiego pojechałem ( w przeciwnym kierunku do wytyczonej trasy)
Po zrobieniu paru fotek błotka - zamieszczone w relacji z maratonu. Dotarłem do krzaka, ponownie powitał mnie niezbyt miło, kiedy usiłowałem w trawie w jego okolicy odszukać zgubę. Po paru minutach poszukiwań w końcu odnalazłem. Leżał sobie i czekał za mną, a róża go pilnowała.
Pojechałem dalej w kierunku na Uzarzewo, do zjazdu, tu kolejna seria fotek. Próba podjechania okazała się daremna, musiałem wepchnąć rowerek.
Później skierowałem się na Gortatowo i Swarzędz, kawałek asfaltem przez Swarzędz i powrót od strony Nowej Wsi na Maltę i do domu.
Bagna na terenach Malty© toadi
Start i Meta BM Poznań całkowicie już opustoszały© toadi
Kategoria do 100 km
Dane wyjazdu:
31.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Na zakupach
Sobota, 5 września 2009 · dodano: 06.09.2009 | Komentarze 0
W sobotnie południe wybrałem się rowerem do Cykloturu po małe zakupy oraz do dwóch innych sklepów nie związanych z rowerami. Jechałem wolno, bardzo wolno, nie męcząc się tyle aby dojechać, dopiero ostatnie dwa kilometry musiałem mocno przyśpieszyć aby nie zmoknąć, gdyż zaczęło intensywnie padać.Czasu jazdy nie podaje, gdyż średnia było wyjątkowo niska.
Kategoria do 100 km
Dane wyjazdu:
59.19 km
23.00 km teren
02:29 h
23.83 km/h:
Maks. pr.:45.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
To czego nie lubię ;)
Środa, 2 września 2009 · dodano: 02.09.2009 | Komentarze 12
Dziś wykorzystałem nadarzającą się okazje aby pojechać po raz pierwszy zJarkiem. Spotkanie było umówione przez Krzysztofa.
Wyrwałem się wcześniej z pracy, szybko do domciu i po małym co nieco oraz przebraniu się była 17:40. Chwilę później już siedziałem na siodełku i zmierzałem do pętli trasy PST`ki, wiedziałem już że się spóźnię. 20 minut było realne abym dojechał pod dom Krzysztofa, ale dziś było dalej. Z 10 minutowym opóźnieniem dotarłem na miejsce. Bez zbędnego tracenia czasu ruszyliśmy we troje w kierunku na Morasko, byłem nieco zasapany więc ucieszyłem się że tempo było umiarkowane i mogłem nieco odsapnąć. już za kilka minut miało zacząć się to czego nie lubię czyli podjazdy oraz piaski. Krążąc ścieżkami na Morasku okazało się że nie taki diabeł straszny. Z Moraska udaliśmy się w stronę Biedruska, a po dotarciu do asfaltu skręciliśmy w lewo i skierowaliśmy się na Złotniki i Kiekrz. Po drodze spotkaliśmy kolegę Jarka. W Kiekrzu skierowaliśmy się wzdłuż wschodniego brzegu j. Kierskiego i po dojechaniu pod Przeźmierowo skierowaliśmy się na szlak Strzeszynek - Rusałka. Jarek odprowadził nas do szlaku i tu się rozstaliśmy.
Z Krzysztofem udaliśmy się w stronę centrum miasta. Na skrzyżowaniu ul. W. Witosa i Wojska Polskiego chwilę jeszcze pogadaliśmy i udaliśmy się do domków. W planach miałem powrót przez cytadelę i Garbary, lecz szybko się zreflektowałem że lepiej będzie jednak pojechać przez dobrze oświetlone centrum. Jak pomyślałem tak zrobiłem.
Kolejny wyjazd bez picia, więc po dotarciu do domu pierwsze co zrobiłem to wodopój, na trasie nie czułem się jednak, aż tak spragniony aby sięgać po kasę i iść na zakupy płynów do sklepu. Był wieczór, temperaturka którą lubię i nie wypociłem z siebie zbyt wiele.
Wyjazd całkiem fajny, chociaż pewnie dlatego że dla Jarka nie miało być dziś nadmiernego forsowania sił i pędzenia na wysokich obrotach, wtedy byśmy szybko odpadli. Jak będzie kolejna taka okazja to się na nią już teraz pisze :)
dzięki za poświęcenie swego czasu Jarek. Oj Krzychu mamy spore tyły.
Pozdrawiam
Kategoria do 100 km
Dane wyjazdu:
68.77 km
55.00 km teren
02:48 h
24.56 km/h:
Maks. pr.:42.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Na trasie maratonu.
Poniedziałek, 31 sierpnia 2009 · dodano: 31.08.2009 | Komentarze 4
Miałem dziś ochotę i plan przejechać dystans mega trasą zbliżającego się Bike Maratonu w Poznaniu. liczyłem że około 18 będę już na trasie, ale o 18 to wylądowałem dopiero w domciu. nie chciałem jechać bez jedzonka wcześniejszego, ostatni posiłek miałem około 11:30 w pracy i od pewnego czasu byłem już na ssaniu. Nim sobie zrobiłem małe co nieco jak mawiał pewien miś, zleciało około 30 minut, jeszcze musiałem się przebrać. Było późno, więc nie tracąc czasu parę kropel oliwki na łańcuch i już byłem z rowerem na schodach. Była 18:40 jak wychodziłem z domu, nieco późno. Nie zabierałem picia a jedynie jednego 25g Corny fruition, nie przepadam za plewami i styropianem, ale muszę się przyzwyczaić, bo to co lubię zwykle po paru minutach jest w stanie totalnej destrukcji. Nawet był całkiem smaczny, tyle że słodycz i odrobina czekolady już po chwili spotęgowały pragnienie.Na Malcie przy źródełku byłem około 10 minut później. Postanowiłem że ze względu na późną porę pojadę traskę mini. Wystartowałem z początku dość wolno, aby w Uzarzewie mieć średnią w granicach 28km/h. Słonko było dość nisko, ale mimo to postanowiłem że jednak zaryzykuję i pojadę na Mega, była bardzo przyjemna temperaturka, taka jaką lubię. Nie zatrzymując się popędziłem na Biskupice i dalej w kierunku na Promno i Zbierakowo. Przed Zbierakowem rozpakowałem batonika i nim dojechałem do rejonu w którym jest zaplanowany punkt żywieniowy miałem tylko kawałek opakowania w ręce. Był nawet całkiem zjadliwy, tylko zapach mi nie odpowiadał. Po minięciu Kociołkowej Górki musiałem zsuwać niżej okularki, bo w lesie było na tyle ciemno że w okularach zaliczyłem parę dziur i kamień. Na otwartej przestrzeni było jeszcze dość widno aby jechać w okularkach. " title="Po zachodzie słońca, gdzieś przed Starą Górką" width="600" height="450" />
Po zachodzie słońca, gdzieś przed Starą Górką© toadi
Po minięciu Góry kiedy musiałem skręcić na ścieżkę w polu kukurydzy, zatrzymałem się aby okulary schować do kieszeni w koszulce. Chwilę później byłem już na ścieżce i kierowałem się ku miejscowości Jankowo. Mała górka i ponownie na gruntowej drodze prowadzącej w kierunku na Uzarzewo. Nim dotarłem pod Uzarzewo, miałem sacharę w ustach i kierowałem się wszystkimi zmysłami z wyłączeniem wzroku, momentami kiedy jechałem zalesionymi fragmentami było ciemno jak u murzyna w .... (wiecie gdzie). Z tyło co prawda migało czerwone światełko aby nikt mi nie zaparkował w czterech literach, zaś z przodu chińska lampka z hipermarketu, jednakże oświetlała zaledwie przednie koło, a jedyną jej zaletą jest aluminiowa obudowa." title="Lampka - inni widzą że jestem na drodza, a ja nic nie widzę" width="600" height="450" />
Lampka - inni widzą że jestem na drodza, a ja nic nie widzę© toadi
" title="Ta plama na środku to opona, samemu widziałem nieiwele więcej :(" width="600" height="450" />
Ta plama na środku to opona, samemu widziałem nieiwele więcej :(© toadi
Jeszcze dwukrotnie udało ustawić mi się rower bokiem do kierunku jazdy, ale nie było aż tak drastycznie jak na zjeździe. Kiedy wyjechałem na drogę Swarzędz - Gruszczyn - Kobylnica, krótką chwilę widziałem co mam przed kołem podobnie było na ścieżce za osiedlem, ale kiedy wjechałem z oświetlonego terenu w las, musiałem ostro dać po hamulcach, ściana ciemności, dopiero po krótkiej chwili oczy trochę się przyzwyczaiły i można było jechać. Ufff. dojechałem do leśniczówki. Ulga, teraz kawałek po białym żwirku, będzie lepiej widać, jednak w tym momencie o mało nie przywaliłem w słupek, zapomniałem o nich. Jednak miałem to szczęście że środkowy składany był w pozycji leżącej i tylko po nim przejechałem. Żwirkiem dojechałem do Zielińca, dalej już fragmentami oświetlonymi odcinkami do grobli i ponownie w ciemnościach aż na Maltę. Przed samą Maltą odbiłem w lewo, krótki podjazd, kawałek drogą i już jestem na osiedlu, a dwie minuty później sprawdzam czy nie mam korespondencji w skrzynce.
Po wejściu do mieszkania pierwsze co zrobiłem to dopadłem do wodopoju - kranu w kuchni, pyszna chłodna woda i taka mokra.
" title="Przejechany dystans" width="600" height="450" />
Przejechany dystans© toadi
" title="Czas jazdy" width="600" height="450" />
Czas jazdy© toadi
" title="Srednia z przejazdu" width="600" height="450" />
Srednia z przejazdu© toadi
Kategoria do 100 km
Dane wyjazdu:
51.00 km
48.00 km teren
02:17 h
22.34 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Niedzielne lenistwo w lasach między Maltą - Kobylimpolem - Swarzędzem - Garbami a Tulcami
Niedziela, 30 sierpnia 2009 · dodano: 31.08.2009 | Komentarze 1
Jako że wstałem późno, aby nie powiedzieć bardzo późno, bo znacznie po południu, zjadłem małe co nieco, a właściwie takie większe co nieco, sprawdziwszy że w TV nie ma nic ciekawego postanowiłem że ruszę swe cztery litery i spożytkuje niedzielne popołudnie na miłą, nie męczącą jazdę rowerkiem po pobliskich lasach, jako ze mam do nich blisko. Jak pomyślałem tak i zrobiłem. Po spędzeniu około trzech godzin wśród szumu drzew i napawając się zapachem lasu, a i niekiedy kosztując jeżyny uznałem że pora wracać do domciu, bo nieco zgłodniałem, a że nie oddalałem się dalej niż trzydzieści minut jazdy od domu nie zabierałem ze sobą nic poza zapasową dętką i paroma drobiazgami. Ostatnimi czasy miałem bowiem sporego pecha i złapałem łącznie w sierpniu cztery pany, trzy z tyłu i jedną z przodu (w sobotę). Kategoria do 100 km
Dane wyjazdu:
85.11 km
55.00 km teren
04:02 h
21.10 km/h:
Maks. pr.:47.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Trasą Maratonu Poznańskiego
Sobota, 29 sierpnia 2009 · dodano: 29.08.2009 | Komentarze 4
Dziś na godzinę 9:00 umówiłem się z Krzysztofem na spokojne przejechanie trasy Maratonu jaki odbędzie się w przyszłą niedzielę w Poznaniu. Nie mieliśmy zamiaru sprawdzać swej wytrzymałości a przejechać trasę aby się z nią zapoznać i wiedzieć na co możemy liczyć i czego się po niej spodziewać. O ile dobrze skalkulowałem, to z 68km trasy na dystansie Mega, około 54-56 jest w terenie a około 12-14 drogami asfaltowymi lub też utwardzonymi innymi metodami - pozbruk, płyty betonowe wliczam podobnie jak kociełby (ścieżki wyłożone polnymi kamieniami) do tych terenowych.Na trasie można było spotkać grupki innych rowerzystów oraz samotnych, jak mniemam większość z nich wybrała się podobnie jak my na mały rekonesans.
Z Malty ruszyliśmy o 9:30, wcześniej chwile porozmawialiśmy, pojechaliśmy kawałek asfaltem do stacji kolejki maltanki, będzie trzeba uważać na słupki, które mają utrudniać wjazd samochodami na tę drogę oraz na to, w tym miejscu będzie jednocześnie jechać wielu rowerzystów i może być na zwężeniu tłoczno. Dalej nadal asfaltem do krzyżówki przy nieczynnym wejściu do ZOO a następnie drogą wysypaną drobnymi kamykami oraz piaskiem na wschód wzdłuż ZOO. Odcinkami ścieżka jest szutrowa. Tym sposobem dojechaliśmy do skrzyżowania z drogą, mam nadzieje że będzie tam policja, która zapewni sprawny przejazd i co najważniejsze bezpieczeństwo. Dalej prosto aż do cypla, po wysypanej białymi kamykami ścieżce, na cyplu mały zwrot i jedziemy ku drodze. Na drogę nie ma potrzeby wjeżdżać gdyż jest wzdłuż nieczynnego młyna wydzielony pas. Następnie skręt w prawo, w bramę i przez mostek i wzdłuż jeziora z jednej strony a ogródków działkowych z drugiej do rozwidlenia ścieżek. Tu jedziemy w prost, ta w lewo jest co prawda ciekawsza, bo prowadzi wzdłuż jeziora i jego dopływu, ale nie wyznaczono tam trasy maratonu. Wjazd do lasu i po około 1 km skręcamy w lewo, kawałek lekko w dół do grobli. Mostek i odcinek grobli to dość niestarannie ułożone płyty betonowe. Zaraz za nimi skręt w prawo na drogę asfaltową, za hutą szkła w Antoninku pod góreczkę aby przejechać pod wiaduktem kolejowym i już po piachu w dół. Skręt w lewo i musimy pokonać schody" title="Schody na trasie maratonu Poznańskiego" width="450" height="600" />
Schody na trasie maratonu Poznańskiego© toadi
przejazd pod trasą szybkiego ruchu© toadi
leśna ścieżka na Zieleńcu© toadi
trasa maratonu Poznańskiego - las na Zieleńcu pod Swarzędzem© toadi
Dobra droga szybko się kończy i dalej aż do Uzarzewa po polnej drodze, która chwilami jest piaszczysta a chwilami umila nam jazdę tarką (nieźle trzęsie). Krótko przed Uzarzewem stormy zjazd zakończony skrętem w prawo a następnie w lewo (każdy po 90°). Tu na zjeździe pod koła roweru Krzysztofa wybiegł mały bobas, którego "troskliwy" tatuś nie upilnował. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności Krzysztof ominął go dosłownie o centymetry, jeden mały krok dziecka i był by pod kołem. Ja jechałem około 5 metrów za Krzysztofem, coś mnie tknęło i wcześniej wyhamowałem, całe szczęście bo inaczej po tym jak uniknął rozjechania przez Krzyśka to ja bym go potrącił. W Uzarzewie wyjazd z polnej drogi na krótki asfaltowy odcinek, obok muzeum rolnictw, pod górkę, ale krótką dość. Po wdrapaniu się na płaskim odcinku sklepi, w tej okolicy będzie punkt żywieniowy :). Kiedy zobaczymy pierwsze bloki skręcamy w prawo na szutrową, kamienistą drogę. Kawałek płasko, potem nieco w dół i zakręt w lewo, Wyjazd z terenu zabudowanego i ścieżka dalej aż do Biskupic jest piaszczysta. Jeszcze przed Uzarzewem przebiłem przednią oponę, było wyraźnie słychać jak schodzi powietrze, zajechałem w pół drogi do Biskupic i musieliśmy zjechać na boczną ścieżkę, gdzie nikt nie jeździ, aby unikając kurzu od jadących aut spokojnie usunąć usterkę. Tym razem nie mam ochoty na bicie swego rekordu z Powidza, do czego namawia mnie Krzysztof (10 minut w Powidzu). Ze spokojem i nie spiesząc się zdejmuję koło, oponkę, wyjmuję dętkę, szukam dziurki, jest. Teraz daremne poszukiwania przyczyny. Zapewne przebiłem kiedy wjechałem w krzaki, zachciało się gruszek, a teraz trzeba zapłacić. Nie znalazłszy niczego poza dziurką, dokonuję naprawy, łatka ładnie chwyciła. Zakładam dętkę, oponę, sprawdzam czy gdzieś między oponę a obręcz nie dostała się dętka i stwierdziwszy iż wszystko jest cacy pompuje na maksa. Chwilę później już jedziemy ku Biskupicom. Kolejne skrzyżowanie, które musimy przeciąć i dalej drogą asfaltową ku Promienku, kawałek za krzyżówką (ok 500m) po prawej jest sklep. Bezpośrednio przed pierwszymi zabudowaniami, skrzyżowanie z polną drogą (tu prowadzi pierścień wokół Poznania), w prawo zjazd do wąwozu nad Cybinkę i j. Góra, a w lewo skręcamy my, aby piachem kierować się wzdłuż lasu z jednej strony a zabudowań z drugiej. Prosto aż do rezerwatu Dębiniec i skręt w prawo dość ostro w dość luźnym piachu. Dalej dobrą leśną ścieżką, obfitująca w gałęzie jeżyn (trochę niemiły z nimi bliższy kontakt jadąc rowerkiem) oraz pokrzyw, ale te mają właściwości przeciw reumatyczne, więc samo zdrowie. Bez większych rewelacji brniemy ku rezerwatowi jezioro Drażynek. Kawałek za nim niezły podjazd, oj będzie się trzeba napocić, chyba że ..." title="Miał być podjazd" width="600" height="450" />
Miał być podjazd© toadi
Pałacyk w Kociołowej Górce© toadi
Na, a właściwie bezpośrednio przed zakrętem wjazd w leśną ścieżkę, twarda, ale chwilami występują łachy piasku. W Starej Górce urokliwy zjazd, trochę trzęsło na kamieniach, a i nie widać co za zakrętem, jedziemy w wąwozie. Na dole zjazdu piasek a następnie mostek i przyjemne się kończy, teraz podjazd, z początku po piasku ale potem jest już lepiej bo ścieżka jest szutrowa. Na szczycie podjazdu wycinka drzew " title="finał podjazdu" width="600" height="450" />
finał podjazdu© toadi
Dolina Cybiny za wioską Góra© toadi
Przed sklepikiem w Uzarzewie - pora dołożyć do kotła© toadi
Zjad do Doliny Cybiny za Uzarzewem© toadi
Rozlewiska w Dolinie Cybiny© toadi
Wyjazd udany, liczę że na szarym końcu nie dojadę w przyszłą niedzielę.
Szkoda tylko że większość z tych którzy będą brać udział w maratonie, będzie tak pochłonięta wyścigiem i zmaganiami z własnymi słabościami oraz innym zawodnikami, iż nie dostrzeże wielu pięknych miejsc, które aż się proszą aby przystanąć i podziwiać, smakować urok i piękno okolicznej przyrody.
Kategoria do 100 km